Klejnot Czeladzi
Niedziele
msze święte
7:00, 8:30, 10:00, 11:15, 12:30*, 16:00, 18:00**, 20:15***
Dni powszednie
Klejnot Czeladzi
Czesław Ryszka
Słowo Biskupa Sosnowieckiego
Czeladź wielu ludziom kojarzy się z pięknym neoromańskim kościołem, widocznym z odległej nawet okolicy. Jego ogromna sylwetka na czeladzkim wzgórzu, z niedokończonymi wieżami, przypomina z daleka potężne zamczysko. W kronikach pisze się o Czeladzi jako „starożytnej polskiej osadzie”. Zaiste, jest to najstarsze miasto Zagłębia Dąbrowskiego, ponieważ było znane już w pierwszej połowie XIII wieku. Według podania, pierwszy kościół miał ufundować Stanisław ze Szczepanowa, biskup krakowski i przyszły święty męczennik. Świadczyłby o tym niezwykły kult, jakim cieszył się on w mieście przez wieki. Między innymi podobizna tego świętego zdobiła herb i pieczęć miasta. Ufundowanie kościoła przez bp. Stanisława jest zapewne tylko pobożną legendą, niemniej jednak każde podanie zawiera w sobie jakieś szczególne przesłanie.
Dzisiaj odnosi się ono do najbardziej znamienitego i wyrazistego symbolu miasta, którym jest oczywiście przepiękna neoromańska świątynia, właśnie pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Jej architekturę porównuje się często do katedry Notre Dame w Paryżu. Nie sięgałbym aż tak daleko w porównaniach, ale jedno z pewnością można powiedzieć: świątynię czeladzką z powodzeniem można nazwać perłą Zagłębia, a zarazem naszej sosnowieckiej diecezji. Może sami parafianie o tym głośno nie mówią, ale w głębi serca odczuwają dumę, że ich świątynia jest tak okazała i piękna.
Ich dziadowie, którzy ją wybudowali, mieli to samo pragnienie: aby ten kościół był podziwiany, aby stał się najpiękniejszą wizytówką miasta. I tak też się stało. Trzeba jednak dodać, że czeladzka świątynia zajaśniała w sposób szczególny od dnia wznowienia kultu Matki Bożej Pocieszenia w 1988 roku. Matka Boża zapewne chciała, aby piękno tego obiektu zajaśniało całym blaskiem i przyciągało wszystkich do Boga.
Trzeba przypomnieć, że od tego czasu zmieniono dach na świątyni, pokrywając go miedzianą blachą, wymieniono niszczejące cegły klinkierowe, uszczelniono miejsca narażone na działanie wilgoci, uporządkowano parkany, oświetlenie i małą architekturę. Powstały piękne mozaiki nad wejściami do świątyni oraz przy Piecie. Wybudowano Dom Katechetyczny. Jednak najbardziej zmieniło się wnętrze kościoła. Po intronizacji obrazu w kaplicy Matki Bożej Pocieszenia urządzono wkrótce kolejne kaplice: św. Anny, św. Stanisława, Matki Bożej Częstochowskiej i – ostatnio – Miłosierdzia Bożego. Wymalowano kościół, podkreślając jego przepiękną architekturę, ufundowanno nowe stacje Drogi Krzyżowej, odnowiono wspaniałe prezbiterium świątyni, ukazując kunszt najróżniejszych detali architektonicznych, a przede wszystkim fundując nowy marmurowy ołtarz z relikwiarzem św. Stanisława oraz ikonami Ewangelistów. W prezbiterium pozostawiono polichromię prof. Macieja Makarewicza z 1965 roku. Nową polichromię otrzymały natomiast kaplice boczne św. Stanisława i Matki Bożej Pocieszenia oraz Matki Bożej Częstochowskiej.
Można by długo wyliczać wszystkie nowe elementy, które w ostatnich latach ubogaciły czeladzki kościół, podkreślając jego niezwykłość i niepowtarzalność. Zapewne ich omówienie znajdzie się w niniejszej książce. W moim słowie chciałbym jeszcze podkreślić wiekowy kult Matki Bożej Pocieszenia, Pani Czeladzkiej, który w naszych czasach odrodził się i zyskał nowy blask. Raduję się tym i za każdym razem, kiedy mam szczęście przebywać w tej świątyni, odczuwam bliskość Boga, a także wewnętrzną moc płynącą z opieki Maryi w tym miejscu. Dlatego właśnie postanowiłem, aby u Matki Bożej Pocieszenia w Czeladzi znajdowało się sanktuarium chorych naszej diecezji.
Niech więc Maryja pociesza wszystkich, którzy garną się do Niej. Niech do tego sanktuarium przybywają zwłaszcza chorzy diecezjanie, by ofiarować swoje cierpienie przez Maryję Chrystusowi, Temu, który cierpieniem wybawił człowieka od śmierci wiecznej.
Błogosławię wszystkim Czytelnikom tej pierwszej monografii o parafii i świątyni czeladzkiej, prawdziwym klejnocie tego miasta.
+ Biskup Adam Śmigielski SDB
Biskup Sosnowiecki
Od Autora
Wszyscy, którzy przejeżdżają przez Czeladź, są zaskoczeni i zauroczeni widokiem miejscowego kościoła. Jeden z kandydatów w wyborach prezydenckich w 1995 roku powiedział po zwiedzeniu kościoła, że „Czeladź nie byłaby tak interesującym miastem, gdyby nie ta okazała świątynia”. Także zwiedzający kościół czeladzki prof. Wiktor Zin był nim wyraźnie zachwycony, a po obejrzeniu skarbca, powiedział pół żartem, pół serio: „To jest drugi Wawel”.
Kościół czeladzki zachwyca pięknem i daje się szybko polubić, nie można, niestety, tego samego powiedzieć o mieście. Położone na granicy Zagłębia i Śląska, cierpi na to wszystko, co dotyka każde z uprzemysłowionych miast tego regionu, czyli boryka się ze skutkami szkód cywilizacyjnych, górniczych oraz ekologicznych. Trudno dziś uwierzyć, że przepływająca przez miasto Brynica była kiedyś żerowiskiem bobrów, obfitowała w węgorze, a przede wszystkim na dolnym odcinku była spławna. Podobnie też, spoglądając na betonowe osiedlowe pudełka, nie jest łatwo wyobrazić sobie malowniczy wygląd miasta sprzed kilkuset lat. A przecież przyjmowano tu uroczyście polskich królów i wielmożów.
Jeszcze przed wojną stał na czeladzkim rynku barokowy ratusz, a obok niego zabytkowa karczma, z sienią tak dużą, że można było w niej zawracać końmi. Znajdowały się także w mieście wiekowe drewniane domy, a także murowane kamieniczki, będące świadkami długiej jego historii. Dziś prawie nic nie ostało się z tych zabytkowych obiektów, jedynie w dokumentach i archiwach można przeczytać o ich wyglądzie i znaczeniu.
Najciekawsza, jak prawie wszędzie, jest historia parafii i kościoła. Tu koncentrowały się wszystkie wydarzenia, rozpoczynały i kończyły ludzkie losy. Jednak w dotychczasowych opracowaniach o mieście, zresztą bardzo skąpych, nie poświęcano kościołowi i parafii wiele miejsca. Dość napisać, że w jedynej w minionych latach monografii miasta, autorstwa Kazimierza Sarny, o nowym kościele i parafii nie było nawet linijki tekstu. PRL-owska polityka wycisnęła swoje piętno na kształtowaniu historii miasta, o czym będzie szerzej w książce. Po roku 1989 pojawiły się na szczęście teksty traktujące we właściwy, integralny sposób historię miasta i parafii. Myślę przede wszystkim o tekstach firmowanych przez Stowarzyszenie Miłośników Czeladzi.
Niniejsza książka została zaplanowana jako dzieje czeladzkiej parafii, chociaż jakby przy okazji szkicuje również historię miasta, przynajmniej jeśli chodzi o wieki dawniejsze. Być może historyków w pełni nie usatysfakcjonuje ten opis, ale przecież jak dotąd, oprócz szkicu M. Kantora-Mirskiego, nie powstało jednolite opracowanie dotyczące dziejów miasta i kościoła.
Cokolwiek jednak nie zostałoby napisane czy powiedziane dzisiaj o historii Czeladzi, naczelne miejsce winna zajmować miejscowa świątynia, określana przez wielu jako jedyny klejnot miasta. Nic więc dziwnego, że dla mieszkańców parafialna świątynia jest powodem do wyjątkowej dumy, choć może nie każdy potrafi coś więcej powiedzieć o jej architekturze, dostrzec ważne detale jej neoromańskiego stylu.
Trzeba jednak, już w tym miejscu, napisać, że wielu pamięta czeladzką świątynię sprzed kilkunastu lat jako pustawą i zaniedbaną. Zmiany, które zaistniały od 1985 roku, czyli od czasu, kiedy proboszczem został ks. Mieczysław Oset, są wprost zdumiewające. Nie było roku, aby w kościele nie przybyło coś nowego – kaplica, ołtarz, stacje drogi krzyżowej, obrazy świętych, fragmenty polichromii itp. Jeśli więc ktoś zapyta, w jaki sposób osiągnięto w tym kościele tyle zaskakujących efektów, należy wskazać na ich pomysłodawcę, czyli ks. prałata Mieczysława Oseta, oraz ich wykonawcę – artystę Witolda Pałkę z Katowic.
Przypomnę, że ks. Mieczysław Oset był od kilkunastu lat proboszczem w Łagiszy, kiedy 30 maja 1985 roku został wezwany przez ks. bp. Stanisława Nowaka do Czeladzi, w której akurat odbywała się wizytacja kanoniczna. Biskup Ordynariusz zapraszając ks. Oseta do mieszkania, które zajmował upadający na zdrowiu proboszcz ks. Antoni Popielarczyk, powiedział: „Błogosławię Księdzu we własnym odtąd pokoju”. Na koniec dodał: „Jestem przekonany, że Ksiądz przemieni mi Czeladź, zwłaszcza duchowo”.
Ks. Mieczysław Oset przyjął decyzję Księdza Biskupa, choć wiedział, jakie stoją przed nim zadania. Kościół znajdował się w początkowym stadium remontu dachu, wymieniano instalację elektryczną, nagłośnienie, w perspektywie było malowanie oraz wiele innych przedsięwzięć związanych z odnowieniem świątyni.
Uroczystość objęcia parafii odbyła się 14 lipca 1985 roku. Przybył też na parafię nowy zespół księży wikariuszy. Dotychczasowy wikariusz, ks. Jan Kantor został proboszczem nowo utworzonej parafii pw.św. Mateusza na osiedlu Musiała w Czeladzi, natomiast ks. Józef Klekot – wikariuszem terenowym na osiedlu 35-lecia, z poleceniem budowy kościoła i utworzenia parafii.
Już następnego dnia Ksiądz Proboszcz zabrał się do pracy. Pan Bóg błogosławił. Wrócili do pracy w kościele malarze, blacharze, elektrycy, artyści. Piszę wrócili, ponieważ parafia zalegała im z wypłatą za pracę. Wkrótce też plany malowania świątyni zostały zatwierdzone przez Komisję Artystyczną Kurii Diecezjalnej w Częstochowie. Kiedy założono nowe oświetlenie, kościół zajaśniał. W tym czasie zalano ławy pod budowę pawilonu katechetycznego. We wrześniu tego roku ksiądz Oset został zamianowany dziekanem dekanatu czeladzkiego. Przyszły też następne nominacje: duszpasterza rodzin na okręg Zagłębia, członka Rady Duszpasterskiej Diecezji Częstochowskiej i członka Rady Ekonomicznej. 30 stycznia 1986 roku został odznaczony przywilejem rokiety i mantoletu, czyli otrzymał tytuł kanonika.
4 grudnia 1986 roku, w tradycyjną Barbórkę, przybył do parafii ks. bp Stanisław Nowak. Przed ołtarzem św. Barbary, który dawniej znajdował się na terenie kopalni „Czerwona Gwardia”, Biskup modlił się w intencji górników oraz ich rodzin. Będąc w zakrystii, zwrócił uwagę na znajdujący się tam obraz Matki Bożej. To wówczas powstała myśl wznowienia kultu Matki Bożej Pocieszenia. Odtąd wszystkie wysiłki duszpasterskie nowego proboszcza zmierzały do przygotowania parafian do tego wspaniałego aktu, który dokonał się 8 maja 1988 roku.
W 1990 roku ks. Mieczysław Oset otrzymał nominację Jana Pawła II na Honorowego Kapelana Jego Świątobliwości (prałata). Akt nosi datę 24 stycznia, natomiast uroczyste wręczenie nominacji przez ks. bp. Stanisława Nowaka odbyło się 15 marca tegoż roku.
Kiedy 25 marca 1992 roku Jan Paweł II bullą Totus Tuus Poloniae Populus utworzył 13 nowych diecezji w Polsce, a wśród nich diecezję sosnowiecką, Czeladź znalazła się w jej granicach. Miejscowa świątynia, jako największa w diecezji i posiadająca odnowiony i czczony przez okoliczną ludność obraz Matki Bożej Pocieszenia, została decyzją pierwszego ordynariusza nowej diecezji, bp. Adama Śmigielskiego, ustanowiona diecezjalnym sanktuarium chorych.
Dzisiaj możemy napisać, że świątynia czeladzka przyciąga wiernych nie tylko z powodu swej monumentalności i piękna, ale także dlatego, że został w niej przywrócony kult Matki Bożej Pocieszenia. To Ona, Matka Pana, czeka na każdego wchodzącego do kościoła, obdarza łaskami, czuwa nad miastem – wszak od wieków nazywano Ją również Panią Czeladzką.
Przygotowując niniejszą publikację, starałem się uwzględnić dotychczasowe opracowania o mieście, a także materiały archiwalne znajdujące się w kancelarii parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi. Były to głównie wypisy ze starych dokumentów, sporządzone przez długoletniego i zasłużonego dla parafii ks. proboszcza Józefa Sobczyńskiego. Mam nadzieję, że książka ta przysłuży się dobrze czeladzkiej wspólnocie, zainteresuje katolików Zagłębia i Śląska dziejami jednej z najstarszych parafii w dawnym Księstwie Opolskim, później Siewierskim, oraz przyczyni się do rozwoju kultu Matki Bożej Pocieszenia, odnowionego staraniem obecnego proboszcza ks. prałata Mieczysława Oseta.
CZĘŚĆ I
NAJSTARSZE DZIEJE PARAFII I MIASTA
Czeladź leżąca nad Brynicą jest uważana za najstarsze miasto Zagłębia Dąbrowskiego. Początki istnienia miasta sięgają na pewno roku 1260, chociaż historia miejscowości jest znacznie starsza. Według nie udokumentowanego przekonania, osada zawdzięcza swój początek Kazimierzowi Odnowicielowi (1016-1058), który wznosząc zamek w Będzinie, osadził w pobliżu czeladź zamkową oraz rzemieślników. Według tradycji, król miał powiedzieć: „My tu będziem (Będzin), a tam stanie czeladź”. Jeśli takie polecenie zostało rzeczywiście wypowiedziane, dało zapewne początek najpierw osadzie Czeladź, a potem miastu, jak to bywało w takich przypadkach.
Historia ta jest o tyle prawdopodobna, że Kazimierz Odnowiciel, zdobywając Śląsk dla Korony, a także czyniąc Kraków mocnym ośrodkiem władzy, często korzystał ze szlaku biegnącego ze stolicy w kierunku Niemiec. Czeladź mogła więc już wówczas pełnić jakąś rolę, wszak tu znajdował się jedyny w okolicy bród na rzece Brynicy. Do przyjęcia jest również twierdzenie K. Sarny, że Czeladź była nazwana w średniowieczu „oppidum”, co mogło oznaczać miejscowość obronną, chociaż niekoniecznie. Skoro jednak znajdował się tutaj punkt graniczny między Śląskiem a Koroną, trzeba przyjąć, że było to ważne miejsce dla średniowiecznego władcy.
Oczywiście, zanim powstało miasto Czeladź, jak już wspomniałem, musiała istnieć w tym miejscu osada, „villa”, czyli wieś, należąca do któregoś z księstw. Wiadomo, że według najstarszych wzmianek dokumentalnych, Czeladź należała najpierw do Księstwa Opolskiego, a jej najbliższym sąsiadem był Bytom, oddalony o 5 km na zachód. Był to już w XII wieku duży ośrodek miejski i obronny, powstały na skrzyżowaniu szlaku morawskiego, łączącego Morawy z północną Polską, oraz drogi prowadzącej z Krakowa na Śląsk. XII-wieczne dokumenty potwierdzają znaczenie Bytomia, w którym w imieniu Księcia Opolskiego władzę sprawował kasztelan.
Wiadomo, że w XIII wieku władza kasztelańska w Bytomiu należała do słynnego rodu Gryfitów Śląskich. To właśnie w związku z jednym z Gryfitów, kasztelanem Klemensem z Ruszczy, pojawia się w dokumentach, choć nie po raz pierwszy, nazwa Czeladź (oczywiście w brzmieniu ówczesnym).
A pierwszy raz? Dokładnie nie wiadomo, ale było to przed rokiem 1179. Wówczas to władca Polski, Kazimierz Sprawiedliwy, będąc u Mieczysława Opolskiego, któremu trzymał do chrztu syna, darował chrześniakowi Kazimierzowi część swojej ziemi, a dokładnie okolice Siewierza, Bytomia, Pszczyny, Oświęcimia, Zatora oraz – właśnie Czeladź. Kazimierz Sprawiedliwy uczynił to, pragnąc zaprowadzić zgodę między synami księcia raciborskiego Władysława: Mieczysławem Opolskim i Bolesławem Wrocławskim. Bogaty był to dar, niektórzy historycy piszą, że został dany lekkomyślnie, podczas obficie lejącego się na uczcie wina. Wydaje się jednak, że nie brak w tym darze politycznej przenikliwości, wszak utrzymanie Śląska przy Królestwie wymagało nie lada zabiegów dyplomatycznych.
To oczywiste, że bogate dzielnice Śląska, leżące na prastarych piastowskich ziemiach, zagrożone stałymi najazdami zachodniego sąsiada, nie mogły prowadzić zupełnie niezależnej polityki. Pośród meandrów historii będą się więc pojawiać coraz to nowe próby uzależnienia tych ziem od mocniejszych sąsiadów. Będą nimi Czesi, Austriacy czy Prusacy. Od samego początku więc, każdy władca tej ziemi musiał mieć stałą pieczę nad swoimi zamkami i grodami – musiał dbać o ich obronność. Właśnie związku z tym pojawia się w dokumentach kolejna wzmianka o Czeladzi nad Brynicą. Pochodzi z 1 sierpnia 1228 roku, ze zjazdu kasztelanów i rycerstwa w Rybniku, kiedy to Kazimierz, książę opolski, wydał dekret, w którym postanawia podwyższyć mury obronne wokół zamku i miasta w Opolu. Na pokrycie kosztów przeznaczył m.in. dochody z Niemodlina i Czeladzi. Właśnie wówczas kasztelanem bytomskim był Klemens z Ruszczy, niezwykle oddany księciu, człek zapobiegliwy, mądry i pobożny. Książęcy komes bardzo ofiarnie pełnił swoją posługę dla księcia, zapewne też ponosił z tego powodu duże koszty. Do jego rozlicznych powinności należała także troska o trakt, a więc i o most na tym trakcie, który przechodził przez Brynicę w Czeladzi. Był to sławny most Gawła, łączący szlak Sławkowski przez Czeladź i Siemianowice, z Gościńcem Wielkim, biegnącym do Bytomia. Potem nazwano tę drogę traktem królewskim. Na Gawle pobierano od najdawniejszych czasów myto, dzięki czemu osada Czeladź doczekała się tytułu i praw miejskich. Traktem królewskim z Czeladzi wjeżdżało się do Bytomia przez Bramę Krakowską, a wyjeżdżało Bramą Pyskowicką. Książe Kazimierz ofiarował swoją wieś Czeladź kasztelanowi Klemensowi z Ruszczy w nagrodę za poniesione przez niego koszty przy podwyższeniu murów obronnych miasta Opola. Jak wspomniałem, dokument został wydany w Rybniku 1 sierpnia 1228 roku. Obecni przy jego podpisaniu byli kasztelani: bytomski – Andrzej, oświęcimski – Werner, kozielski – Naczesław, raciborski – Jakub, cieszyński – Jan, mikołowski – Andrzej, a także rycerze z dworu księcia.
Ciekawostką dla nas jest fakt, że ów dokument zawiera także opis mieszkańców Czeladzi, a konkretnie – że zajmowali się hodowlą bobrów dla księcia. Niektórzy autorzy na podstawie tego zapisu wyciągają wniosek dotyczący powstania nazwy Czeladź – mieszkańcy będąc książęcą służbą, mogli być nazywani czeladzią, czyli ludźmi spełniającymi powinności na rzecz dworu książęcego.
Nie posiadamy dokumentu potwierdzającego powstanie miasta Czeladzi. Nie wiadomo dokładnie, kto i kiedy nadał osadzie Czeladź tytuł i prawa miejskie. Niektórzy sądzą, że stało się to przy okazji wspomnianej darowizny dla Klemensa z Ruszczy. Z zachowanego dokumentu wynika, że znajdowała się tutaj karczma, dająca schronienie kupcom jadącym z Krakowa do Opola, Wrocławia, czy dalej do Niemiec. W karczmie miejscowa ludność mogła handlować z wędrownym kupcami, w niej również początkowo załatwiano sprawy urzędowe i sądowe. Wiadomość o istnieniu karczmy jest bardzo ważna, ponieważ w owych czasach karczmy istniały tylko przy szlakach handlowych czy targowiskach, stanowiąc źródło dochodu dla księcia. Niekoniecznie jednak fakt istnienia karczmy potwierdza posiadanie praw miejskich.
Co działo się dalej? Otóż wspomniany Klemens z Ruszczy, można napisać, pierwszy prywatny właściciel Czeladzi, ufundował klasztor Sióstr Benedyktynek w Staniątkach. Był to pierwszy klasztor Benedyktynek w Polsce. Jego ksienią została Wisenna, córka kasztelana, nic więc dziwnego, że na uposażenie klasztoru Klemens z Ruszczy przekazał także Czeladź – jak dodano – z bobrami i karczmą. Potwierdzenie tego nadania znajdujemy w aktach biskupa krakowskiego z 1238 roku, a później księcia Konrada Mazowieckiego, rządzącego bezprawnie także Krakowem z 1241 roku. Tenże książę 5 sierpnia 1243 roku na wiecu pod Myrawą wydał kolejny dokument nadania dla klasztoru w Staniątkach. Jest wśród nich Czeladź nad Brynicą, z bobrami i karczmą.
Na marginesie można dodać, że pierwszy właściciel Czeladzi zasłużył się bardzo królowi polskiemu. Dzięki Klemensowi z Ruszczy, będącemu wówczas wojewodą krakowskim, doszło do zbrojnego starcia zwolenników króla z Konradem Mazowieckim w bitwie pod Suchodołem w 1243 roku. Zwycięstwo rojalistów pod dowództwem Klemensa z Ruszczy umożliwiło objęcie tronu krakowskiego przez prawowitego władcę Bolesława Wstydliwego.
Czasy były niespokojne i okrutne. Dość wspomnieć najazd Tatarów w 1240 roku, którzy pustosząc Polskę, dotarli aż pod Wrocław, przechodząc m.in. przez Czeladź. Pod Czeladzią, według starych przekazów, stoczono krwawą bitwę. Miasto zostało całkowicie zniszczone, a mieszkańcy przez trzy miesiące ukrywali się w okolicznych puszczach. Po odstąpieniu Tatarów, ludność wróciła i odbudowała miasto. Postawiono wówczas, przy zbiegu dzisiejszych ulic Będzińskiej i Grodzieckiej dużych rozmiarów murowany słup z daszkiem, a w jego wnęce umieszczono święty obraz. W tymże miejscu złożono też w ziemi kości zabitych przez Tatarów wojowników.
Poszukując kolejnych zapisów historycznych o naszej miejscowości, natrafiliśmy na dokument księcia opolskiego Władysława z 24 czerwca 1257 roku, wydany, o dziwo, w Czeladzi. Książę Władysław nadał w nim proboszczowi klasztoru Bożogrobców w Miechowie, Henrykowi, prawo urządzenia wsi Chorzów i Białobrzezie na prawie niemieckim. Pośrednio można z tego dokumentu wywnioskować, że w Czeladzi istniał odpowiedni budynek, może był nim, oprócz wspomnianej karczmy, ratusz miejski, w którym mógł zatrzymać się książę i podobny dokument spisać. Wszak spisywanie podobnych dokumentów odbywało się zawsze w sposób uroczysty, przy świadkach, a kończyło ucztą.
Bardzo ważną datą dla dziejów Czeladzi jest rok 1260, w którym Czeladź wróciła do posiadłości księcia opolskiego. Klasztor w Staniątkach otrzymał w zamian od księcia opolskiego Władysława wieś Brokot na Śląsku. Nie ulega wątpliwości, że księciu bardzo zależało na Czeladzi. Wiemy, że za jego panowania nastąpiły lokacje wielu miast na węzłowych szlakach księstwa. Między innymi w 1254 roku lokował miasto Bytom (wykopaliska w tym mieście wskazują, że już wcześniej musiała tam istnieć jakaś osada typu miejskiego), a w 1257 roku nastąpiła lokacja miasta Wodzisław, w którego herbie widnieje pół orła Piastów górnośląskich i pół róży. Lokował też Gliwice, Pyskowice i Rybnik. Książę Władysław nabył również wieś Żory, leżącą na ważnym szlaku handlowym, i od razu dokonał lokacji miasta. Można z tego wnioskować, że najdalej w tym okresie, zapewne w roku 1260, również Czeladź została miastem.
Bardzo istotne jest, że z tego, 1260 roku, posiadamy pierwszą wzmiankę o kapelanie z Czeladzi, Stefanie, który jest wymieniony jako świadek na dokumencie księcia opolskiego Władysława, wystawionym w Raciborzu. W dokumencie jest mowa o zwolnieniu klasztoru w Staniątkach od obowiązku pracy przy zamku w Opolu, w zamian za Niemodlin. Tenże kapelan Stefan dwa lata później widnieje jako świadek na innym dokumencie, dotyczącym Milowic. Wynika z niego, że kapelan Stefan jest równocześnie rektorem kościoła w Czeladzi. Można z tego wnioskować, że Czeladź miała już wówczas prawa miejskie oraz, że znajdował się tutaj kościół albo przynajmniej kaplica – o czym szczegółowo później.
Kontynuując przywoływanie najstarszych wzmianek o Czeladzi w dokumentach historycznych należy wspomnieć, że 12 czerwca 1268 roku w Czeladzi książę Władysław Opolski wydał dokument dla klasztoru Panien Benedyktynek w Orłowej koło Cieszyna. On także w roku 1281 dokonał podziału Księstwa Opolskiego, dzieląc je między swoich czterech synów: Kazimierza, Mieszka, Bolesława i Przemysława. Odtąd istniały: więc Księstwo Opolskie, Cieszyńskie, Raciborskie oraz Bytomsko-Kozielskie. To ostatnie, do którego należała Czeladź, przypadło Kazimierzowi.
Kazimierz przeniósł stolicę swego księstwa do Bytomia, który w tym czasie zyskał nowe mury warowne i umocnienia. Był wszak pierwszym śląskim grodem wysuniętym najdalej na wschód. Obawiając się zbrojnego najazdu Henryka IV, Kazimierz złożył w 1289 roku hołd lenny królowi Czech Wacławowi II. Tym samym po raz pierwszy książę śląski stanął po stronie przeciwników Polski, a konkretnie ubiegającego się o tron Łokietka. W 1306 roku Kazimierz zmienił jednak swoją politykę i zacieśnił swoje stosunki z Krakowem. W 1312 roku, po jego śmierci, miasto przeszło w posiadanie jego syna Kazimierza – Siemowita, a od 1327 roku jego brata – Władysława. Z tego okresu, z 25 maja 1313 roku mamy kolejny zapis, z którego wynika, że książę bytomski Siemowit darował Czeladzi wieś Przełaja (Przełajka), która odtąd (aż do 1820 roku) należała do parafii w Czeladzi.
Książę bytomsko-kozielski Władysław niezbyt umiejętnie władał swoim dziedzictwem. Wpadł w długi, w wyniku których musiał w 1337 roku sprzedać ziemię siewierską swojemu krewnemu, księciu cieszyńskiemu Kazimierzowi. Odtąd Czeladź, a także Siewierz należały do Księstwa Cieszyńskiego. Nowy władca, chcąc umocnić swoje panowanie w miastach i wsiach, nadał im różne przywileje, m.in. w 1339 roku wójtostwu czeladzkiemu nadał dwa łany ziemi nad starym młynem, a także przynależne mu łąki, sadzawki i jeziora. Wójtostwo zostało zwolnione od wszystkich darowizn na rzecz zamku.
W rękach książąt cieszyńskich Czeladź pozostawała aż do 1443 roku. W tym czasie mamy jeszcze w dokumentach liczne zapisy o mieście, m.in. w 1410 roku książę cieszyński Przemysław zapisał Księstwo Siewierskie swemu synowi Bolesławowi. Tenże w 1411 roku potwierdził umowę między panem Janoszem Golszynem, proboszczem św. Małgorzaty z przedmieść Bytomia, a wójtem Czeladzi panem Sedlaczkiem, dotyczącą wydzierżawienia przez proboszcza stawu pod Milowicami z możliwością użytkowania obu brzegów Brynicy.
W 1443 roku książę cieszyński Wacław, będąc w kłopotach finansowych, sprzedał Księstwo Siewierskie Zbigniewowi Oleśnickiemu, biskupowi krakowskiemu za 6 tysięcy grzywien szerokich groszy płaskich. Biskup otrzymał zamek w Siewierzu oraz miasta Siewierz i Czeladź. Zbigniew Oleśnicki kupił Księstwo Siewierskie za poradą Długosza. Jednak objęciu przez biskupa księstwa sprzeciwili się bracia Wacława. Jana Bolesław Opolczyk najechał zbrojno Księstwo Siewierskie, zagarniając także Czeladź. Miasto pozostawało w rękach najeźdźcy trzy lata i dopiero przy pomocy wojsk królewskich zostało odzyskane. Także kilkakrotnie najeżdżał Księstwo Siewierskie Przemko Cieszyński, nie godząc się na utratę piastowskiego dziedzictwa. Wreszcie w 1447 roku podpisano w Krakowie przymierze, ustalając pokój w nadgranicznych posiadłościach zwaśnionych stron. Podczas tej trzyletniej wojny Czeladź została niemal doszczętnie zrujnowana i zniszczona przez wojska Bolesława Opolskiego.
Odtąd ziemia siewierska i Czeladź zostały oderwane od Górnego Śląska i przyłączone do Korony. Tym samym Czeladź stała się miastem granicznym, dzielącym ziemie Korony od Królestwa Czech, którego lennikami zostali książęta śląscy. Jak każda ziemia nadgraniczna, Czeladź będzie wielokrotnie padała ofiarą najazdów i grabieży. I tak po trzech latach względnego spokoju, w roku 1450 na miasto napadły grasujące bandy Ślązaków Jana z Wilczyna, Włodka z Barwałdu, a później Bolka V Opolskiego, Janusza Oświęcimskiego i Przemka z Toszku. Pięć lat później miasto spłonęło, podpalone przez innego rozboja, Jurgę Stosa z Moraw. W 1457 roku Czeladź padła ofiarą rozwydrzonych watach Mikołaja Świeborowskiego, który nie otrzymawszy żołdu od króla Kazimierza Jagiellończyka za udział w wojnie z Krzyżakami, napadł i zniszczył Księstwo Siewierskie. W 1469 roku doszło do sąsiedzkiej wojny czeladzian z bytomianami. Powodem była klątwa biskupa wrocławskiego rzucona na burgrabię bytomskiego, Stanisława Rudzkiego, który odebrał franciszkanom z Bytomia osiem łanów roli. Biskup wrocławski wydał orędzie do sąsiadujących z Bytomiem parafii, aby ich mieszkańcy pomogli franciszkanom odebrać własność. Ponieważ czeladzianie od dawna żywili różne pretensje do Bytomia, z ochotą odpowiedzieli na wezwanie biskupa. Czy pomaszerowali zbrojnie przeciw bytomianom – brak na ten temat zapisów.
Dopiszmy jeszcze, że od 1526 roku, kiedy Czechy dostały się w ręce Habsburgów, Czeladź stała się miastem granicznym z Austrią, która podporządkowała sobie także Śląsk. Po wojnie śląskiej Austrii z Prusami i zawarciu pokoju we Wrocławiu w 1742 roku, Austria utraciła Śląsk, a Czeladź stała się miastem granicznym z Prusami.
Położenie i historia miasta
Miasto Czeladź usadowiło się na cyplu wału skalnego, który odskoczył od grzbietu Jury Krakowsko-Wieluńskiej, aby skończyć się stromo nad Brynicą, pośród wieńca baniastych wzgórz, dochodzących do 300 m wysokości. Brynica płynąca przez miasto była dawniej rzeką spławną i dość groźną. Początek bierze z dwóch źródeł: jedno wytryska pod Ostrężnicą, drugie pod Markowicami, w okolicach Koziegłów. Rzeka wpada do Czarnej Przemszy w Sosnowcu poniżej Radochy. Za czasów Bolesława Chrobrego zwała się Braną, w wieku XIV Brzenicą i Brzeźnicą, a dopiero później Brenicą i Brynicą. Koryto rzeki zmieniało się w ciągu wieków, co niejednokrotnie było przyczyną zbrojnych zatargów. Można napisać, że właśnie Brynica była największym dobrem, a zarazem zmartwieniem mieszczan czeladzkich. Choć bowiem przynosiła znaczne dochody z hodowli bobrów, węgorzy i szczupaków, a także z myta pobieranego na sławnym moście Gawła – częste powodzie powodowały ogromne straty. Rzeka była spławna od ujścia aż po granice Czeladzi. Tam właśnie postawiono na prawym brzegu drewnianą wieżę, która spełniała funkcję latarni. Nieczynną już wieżę zniszczyła powódź w 1736 roku. To wówczas padające przez 73 dni deszcze spowodowały powódź i w następstwie ogromne zniszczenia plonów.
Miasto zostało osadzone na 31 łanach miejskich z dziedzicznym wójtem, który jako uposażenie otrzymał dwa łany roli i zezwolenie na wybudowanie młyna na Brynicy. Miasto posiadało Radę Miejską, której przewodniczył wójt. Był również sąd ławniczy. Z końcem XV wieku na czele Rady Miejskiej stał burmistrz, wybierany przez całą gromadę. Rada składała się z dwunastu rajców, ale wybierano tylko jedenastu, aby nie było między nimi zdrajcy Judasza. Nazwa Rady zmieniała się w ciągu wieków – i tak na przykład w dokumentach z XVI wieku jej nazwa brzmi „Urząd Radziecki Czeladzki”, w XVII wieku – „Urząd Radziecki Burmistrzowski”, w XVIII wieku – „Urząd Miejski Burmistrzowski”, a w XIX wieku po prostu „Magistrat”.
Burmistrza wybierano na okres jednego roku. Po burmistrzu najważniejszą osobą w mieście był Pisarz Miejski Przysięgły, władający biegle językami: polskim, niemieckim i łacińskim. Podczas posiedzenia Rady pisarz siedział w żelaznej, okratowanej altanie, aby nikt do niego nie miał dostępu.
Drugą władzą w mieście był landwójt, który razem z ławnikami tworzył Urząd Miejski Landwójtowski Ławniczy. W zakres władzy landwójta wchodziły sprawy bezpieczeństwa publicznego. Tu znajdował się m.in. Sąd landwójtowski, orzekający w sprawach kryminalnych na wniosek instygatora (prokuratora).
Czeladź pieczętowała się herbem wyobrażającym św. Stanisława, który był patronem kościoła i parafii. W dokumentach od XVI do XVIII wieku znajdują się odciski tej pieczęci. Widnieje na niej postać św. Stanisława w mitrze, z pastorałem w ręku. Napis gotykiem głosi: „sigillum oppidi Czeladź”; w drugim otoku: „Sanctus Stanislaus”. Od roku 1792 herb Czeladzi jest inny, wyobraża piętrową basztę forteczną otoczoną murem, data u góry: 1792. W otoku napis: „Pieczęć miasta Rzeczypospolitey Wolnego Czeladzi”. Od roku 1800 spotyka się również pieczęć przedstawiającą basztę z napisem: „Sigillum civitatis regiae Czelediensis”.
W Księstwie Siewierskim
Czeladź należała do Księstwa Siewierskiego, które tworzyło w Rzeczypospolitej samodzielną enklawę, „extra Regnum” – jak to zapisują kronikarze biskupstwa krakowskiego. Chociaż bowiem ziemia siewierska należała od zarania dziejów do dzielnicy krakowskiej, o czym wyżej była mowa, w 1178 roku Kazimierz Sprawiedliwy, po wypędzeniu z Krakowa Mieszka Starego, zwrócił dzielnicę śląską swemu sprzymierzeńcowi Bolesławowi Wysokiemu, natomiast w interesie utrzymania pokoju wyznaczył Mieszkowi osobną dzielnicę z grodem Raciborzem oraz grodami Bytomiem, Oświęcimiem, Siewierzem i Chrzanowem, odrywając je od wielkoksiążęcej dzielnicy krakowsko-sieradzko-łęczyckiej. Kazimierz Sprawiedliwy liczył na to, że rycerstwo tych odłączonych ziem, związane przeróżnymi węzłami majątkowo-rodowymi z Małopolską, zachowa wierność tak nowemu panu, jak i staremu księciu.
Po podziale ziemi opolskiej w 1281 roku miasto przechodziło kolejno w ręce różnych władców śląskich. M.in. w 1337 roku ziemię siewierską nabył od Władysława, księcia bytomskiego, Kazimierz, książę cieszyński – o czym już była mowa. W nowych rękach ziemia siewierska pozostawała do roku 1443, by przejść, po sprzedaży, pod zwierzchnictwo biskupa krakowskiego.
Choć w 1518 roku książę cieszyński próbował przed sądem rozjemczym króla Zygmunta I obalić prawomocność tej sprzedaży, wyrok rozstrzygnął sporną kwestię na korzyść biskupa krakowskiego. Dokumentem potwierdzającym biskupią zwierzchność w Siewierzu, było hommagium szlachty siewierskiej złożone biskupowi krakowskiemu w 1536 roku.
Pozostając przez dwa wieki w rękach książąt cieszyńskich, a później przechodząc na własność biskupa krakowskiego, ziemia siewierska różniła się ustrojem od innych dzielnic Polski, zbliżając się do ustroju państw zachodnio-europejskich. Biskupi krakowscy, począwszy od biskupa Jana Rzeszowskiego (1471-1488) nosili tytuł księcia siewierskiego i mieli na swoim terenie prawa: miecza, uchwalania ustaw, sądzenia bez odwołania, mianowania urzędników, nadawania przywilejów szlacheckich, bicia własnej monety. Kiedy w 1643 roku powstał w Siewierzu Trybunał, od którego niebyło apelacji do króla, a jedynie do biskupa krakowskiego, sądy w Siewierzu stały się bardzo surowe. Utarło się powiedzenie: „Kradnij, zabijaj…, ale Siewierz omijaj”.
Do obowiązków szlachty siewierskiej należało m.in. złożenie panu przysięgi, ponoszenie ciężarów finansowych, w tym podatków na rzecz np. ufortyfikowania zamku siewierskiego, udział w wyprawach wojennych, utrzymanie posłów. Szlachta nie podlegała obowiązkowi służby wojskowej. Natomiast cieszyła się wszystkimi prawami obowiązującymi w innych częściach Rzeczypospolitej, w tym, z małym opóźnieniem, przywilejem „Nihil novi”. Nie było jednak na tych terenach tradycji rycerskich. Dwa razy tylko zanotowano występ szlachty siewierskiej, pierwszy – podczas napadu Tatarów w czasie bezkrólewia po ucieczce Henryka Walezego, i drugi – gdy biskup Sołtyk został w 1782 roku zatrzymany na zamku przez kapitułę krakowską. W tym drugim jednak przypadku żywiołowy odruch obrony biskupa nie przerodził się w czyn.
W hierarchii świeckiej największe uprawnienia miało pisarstwo grodzkie i ziemskie. Natomiast w hierarchii kościelnej reprezentantami księcia byli proboszczowie w Siewierzu, Czeladzi i Koziegłowach. Księstwo posiadało własne księgi: ziemskie od roku 1440, grodzkie od 1540 oraz trybunalskie od 1643 roku.
Miasto posiadało wiele przywilejów, potwierdzanych przez kolejnych właścicieli: książąt opolskich, cieszyńskich, a od 1433 roku – biskupów krakowskich. M.in. w 1522 roku biskup krakowski Jan Konarski, przebywając w Siewierzu odnowił dla Czeladzi przywileje – dokument jednak uległ spaleniu podczas pożaru miasta. Mieszczanie czeladzcy byli zwolnieni od wszelkich prac przy zamku siewierskim, byli więc uważani za „wolnych”. Przywilej upoważniał wójta i radnych do osadzenia 20 nowych wolnych chłopów, którzy uprawiać mogą po jednym łanie ziemi. Zwolnieni z podatków, muszą dostarczyć po cztery miary pszenicy na św. Zofię i św. Michała Archanioła własnym sumptem na zamek siewierski. Biskup Konarski nadał Czeladzi prawo organizowania dwóch targów: jeden odbywał się na wiosnę w uroczystość św. Stanisława (8 maja), w dzień odpustu parafialnego, a drugi jesienią, w dzień kanonizacji św. patrona, 27 września. Oprócz tych dwóch targów, w każdy wtorek mogły się odbywać zwykłe targi, a opłata targowa była zastrzeżona dla biskupa.
Kolejne przywileje biskupów krakowskich umacniały samorząd miejski, m.in. w 1574 roku miasto Czeladź otrzymało przywilej pobierania opłaty mostowej na rzece Brynicy, potwierdzony w 1792 roku. W 1585 roku przyjęto uchwałę, że każdy nowy mieszkaniec Czeladzi ma obowiązek wyprawić ucztę, a do tego czasu powinien na ostatni jarmark wystawić muszkiet. Inny z przywilejów biskupa krakowskiego, z 1717 roku, zabraniał osiedlania się i zamieszkiwania Żydom w miastach książęcych.
Ostatnim księciem siewierskim był biskup krakowski Feliks Turski (1790-1800). W 1790 roku Sejm Wielki wcielił Księstwo Siewierskie do Korony. Krótko później sejm w Grodnie obalił tę uchwałę i przyrzekł Siewierz zwrócić biskupowi krakowskiemu. Do wykonania tej uchwały jednak nie doszło. Po trzecim rozbiorze Polski (1795) ziemia siewierska znalazła się w granicach państwa pruskiego, a obszar dawnego Księstwa Siewierskiego stanowił terytorium Nowego Śląska. W 1800 roku papież Pius VII wyłączył parafie Nowego Śląska z diecezji krakowskiej i włączył je do diecezji wrocławskiej.
W 1807 roku, kiedy powstało Księstwo Warszawskie, w jego granicach znalazła się ziemia siewierska, włączona do departamentu kaliskiego. Po upadku Napoleona Kongres Wiedeński ustalił nowe granice Polski. Siewierz włączono do Królestwa Polskiego, podległego imperium rosyjskiemu, a dokładnie guberni kaliskiej. Po jej podziale, Czeladź należała do guberni piotrkowskiej, która przetrwała do wybuchu I wojny światowej.
Z chwilą utworzenia diecezji kieleckiej w 1878 roku Czeladź, a także inne miejscowości dekanatu bytomsko-siewierskiego, zostały włączone do nowej diecezji.
Dodajmy jeszcze, że w okresie niewoli narodowej Czeladź utraciła prawa miejskie. Była to kara, jaką nałożyły władze zaborcze za pomoc, jakiej miasto udzieliło powstańcom styczniowym w 1863 roku. Czeladź ponownie odzyskała prawa miejskie w 1915 roku.
Kiedy powstała parafia?
W administracji kościelnej Czeladź należała od początku do archidiakonatu krakowskiego oraz dekanatu bytomskiego, który od średniowiecza zmieniał kilkakrotnie swą nazwę, m.in. na sławkowski, siemoński czy siewierski. Zależało to od miejsca zamieszkania dziekana. Dekanat bytomski był bardzo rozległy, o czym świadczy przynależność do niego takich miast jak Olkusz, Siewierz, Bytom, Mikołów, Mysłowice, Będzin, Repty…
Nie można podać dokładnej daty powstania parafii w Czeladzi, choć wolno przypuszczać, że stało się to wkrótce po kanonizacji św. Stanisława, która miała miejsce 17 września 1253 roku. Biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa wyniósł na ołtarze papież Innocenty IV w Asyżu. Następnego roku, 8 maja, biskup krakowski Prandota dokonał w katedrze na Wawelu podniesienia kości Męczennika i ogłoszenia jego kanonizacji w Kościele polskim. Było to ważne wydarzenie historyczne.
Zasłużony i wspominany już często na tych kartach książę opolski Władysław miał szczególną cześć dla św. Stanisława. Książę uczestniczył w krakowskich uroczystościach kanonizacyjnych 8 maja 1254 roku. Zapewne przeżył mocno tę uroczystość, skoro w Raciborzu, głównym po Opolu mieście Księstwa Opolskiego, ufundował klasztor i kościół Ojców Dominikanów, a jednym z jego patronów ustanowił właśnie św. Stanisława. Kościół w Raciborzu był konsekrowany w 1258 roku i jest pierwszą w Polsce świątynią pod wezwaniem św. Stanisława.
Jak już pisałem, tenże książę Władysław przebywał w Czeladzi 24 czerwca 1257 roku, kiedy to wystawił dokument dla bożogrobców w Miechowie. Wówczas wśród świadków tego dokumentu nie znajdujemy imienia miejscowego duchownego. Natomiast już 3 lata później, w dokumencie wystawionym przez księcia Władysława w Raciborzu, pojawia się imię kapelana Stefana z Czeladzi. Oznacza to, że przed rokiem 1260, kiedy Czeladź należała do benedyktynek w Staniątkach, nie mógł książę Władysław założyć w mieście parafii. Gdy tylko w 1260 roku przejął Czeladź na własność, w dokumentach pojawia się imię pierwszego kapelana. Można z tego wnioskować, że tego roku erygowano również parafię. Nic też dziwnego, że jej patronem został nowo ogłoszony polski święty, patron Polski i Krakowa, cieszący się od swojej śmierci wielką czcią wiernych.
Przy parafii Czeladź pojawią się wkrótce miejscowości będące jej uposażeniem: wieś Milowice, później Siemianowice i Wojkowice Komorne. W Księdze uposażeń, czyli w Liber beneficiorum Jana Długosza z roku 1440 znajdujemy zapis, że w Czeladzi znajduje się kościół parafialny pod wezwaniem św.Stanisława Biskupa i Męczennika. Należy do biskupów krakowskich. Zbudowany jest z drzewa modrzewiowego. Miasto posiada 29 łanów opodatkowanych, trzy łany wolne, jeden należący do wójtostwa, z których płacone są dziesięciny w pieniądzach, z każdego łanu po sześć groszy. Pleban i kościół posiadają własne pola i łąki jako swoją majętność. Plebania była drewniana i znajdowała się tuż obok kościoła. Przylegały do niej trzy ogrody, w których hodowano warzywa i owoce.
Dokładny zapis wielkości majątku kościelnego pochodzi dopiero z XVII wieku. Wynika z niego, że pola plebańskie rozciągały się od „murowanej Bożej Męki” na przedmieściu czeladzkim, przy drodze do Bytomia, ćwierć mili wzdłuż Brynicy, aż do granicy z Milowicami. Na tym terenie był folwark i dwór, stały też domy mieszkalne 13 rodzin chłopskich uprawiających ziemię kościelną za czynsz. Do plebana należał również młyn wodny nad Brynicą. Pleban ponadto otrzymywał dziesięcinę pieniężną i snopową.
Miasto Czeladź obowiązane było do płacenia świętopietrza do Stolicy Apostolskiej. Pierwszy zapis na ten temat pochodzi z 1325 roku i wymienia plebana czeladzkiego o imieniu Świętopełk. Między 1346 a 1358 rokiem kościół w Czeladzi płacił do Rzymu świętopietrze w wysokości ok. 12 marek i 10 skojców (1 marka liczyła pół funta srebra; 1 marka miała 24 skojce).
Bardzo wiele zapisów w dokumentach dotyczy właśnie spraw majątkowych, płacenia dziesięcin lub świętopietrza. Dowiadujemy się z nich np. o rozprawie, jaka w 1438 roku toczyła się przed sądem biskupim w Krakowie pomiędzy proboszczem Czeladzi Michałem, a Marcinem Zborowskim, starostą Oddanowic, w sprawie dziesięciny z Zagórza, którego właścicielem był Jan Rzeszowski, kanonik krakowski. Z zapisu w dokumencie wynika, że parafia w Czeladzi sięgała aż po Zagórze.
O obszarze parafii najpełniej informują akta wizytacyjne. I tak, dokument wizytacyjny z 1598 roku podaje, że do parafii czeladzkiej należały: miasto Czeladź oraz wsie Milowice, Siemianowice, Przełajka, Wojkowice Komorne. 100 lat później do parafii należy również wieś Dąbrówka. Można jeszcze dodać, że pewną trudność dla parafii stwarzał fakt, że miejscowości Siemianowice i Przełajka leżały już poza Księstwem Siewierskim i należały do Księstwa Bytomskiego.
Pod opieką św. Stanisława
Jeśli istnieją przesłanki mówiące o możliwości powstania Czeladzi za Kazimierza Odnowiciela, można też przypuszczać, że biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa (ok. 1030-1079) mógł już za życia być znany mieszkańcom osady. Niektórzy wskazują na możliwość założenia przez niego tutaj ośrodka kultu. Za tym przekonaniem przemawia to, że jako biskup był on niezwykle gorliwym pasterzem i bardzo dbał o stan powierzonej sobie diecezji.
Brak dokładnych źródeł mówiących o tym, jakie były przyczyny konfliktu Biskupa z królem Bolesławem Śmiałym. Według tradycji, Biskup wyrzucał królowi niemoralne życie. Konflikt doprowadził do krwawej tragedii. 8 maja 1079 roku, kiedy biskup Stanisław celebrował Mszę św. na Skałce w Krakowie, został zabity przez królewskich siepaczy, albo też – jak głosi późniejsza tradycja – samego króla. Konsekwencje były tragiczne dla króla. Musiał uchodzić z kraju, natomiast cześć dla Biskupa przerodziła się w kult, co doprowadziło do kanonizacji, dokonanej 8 września 1253 roku przez papieża Innocentego IV w bazylice św. Franciszka w Asyżu. Bulla kanonizacyjna z 17 września 1253 roku ustalała święto na dzień 8 maja; rocznik kapitulny krakowski oraz kalendarz krakowski z drugiej połowy XIII wieku podają 11 kwietnia 1079 roku jako dzień śmierci św. Stanisława.
Uroczystość tzw. podniesienia relikwii świętego Biskupa i Męczennika oraz ogłoszenia jego kanonizacji w Polsce odbyła się w Krakowie 8 maja 1254 roku. W uroczystości brali udział, wraz z nuncjuszam papieskim w Polsce, arcybiskup gnieźnieński i biskupi: wrocławski, poznański, płocki, litewski, ruski oraz biskup krakowski Prandota; z książąt byli obecni: Bolesław Wstydliwy, Kazimierz (ksiażę kujawsko-łęczycki), Przemysław z Wielkopolski i Ziemowit z Mazowsza. Kult i kanonizacja św. Stanisława Biskupa i Męczennika przyczyniły się do zjednoczenia rozbitych dotąd i skłóconych ze sobą dzielnic i do jedności polskiego narodu. Z Krakowa kult św. Stanisława rozszerzył się na wszystkie dzielnice ówczesnej Polski, na sąsiednie Czechy i Morawy, następnie dotarł na Węgry, do Austrii (klasztor St. Florian), Trydentu i Bazyliki św. Piotra oraz kaplicy papieskiej w Rzymie.
Kult św. Stanisława, Biskupa i Męczennika, od czasów jego kanonizacji aż do schyłku starej Rzeczypospolitej, splatał się w jedno z polskim poczuciem narodowym i państwowym. Doniosłe zwycięstwa nad Zakonem Krzyżackim pod Płowcami i Grunwaldem przypisywano orędownictwu św. Stanisława. Poeci renesansowi pisali panegiryki ku czci tego Patrona Polski, nawet jeśli byli cudzoziemcami, których los sprowadził do naszego kraju. U jego grobu w katedrze na Wawelu zawieszono zdobyte na wrogach znaki i sztandary. Ostatni król, Rzeczypospolitej, Stanisław August Poniatowski ustanowił w 1785 roku order św. Stanisława, a kaznodzieje (m.in. tak wybitni, jak Kołłątaj czy Woronicz) w dniu 8 maja głosili patriotyczne kazania.
W miarę rozpowszechniania się kultu św. Stanisława Biskupa i Męczennika powstał ożywiony ruch pielgrzymkowy do jego grobu – relikwii złożonych w katedrze na Wawelu. Najbardziej znane były pokutne pielgrzymki królów polskich przed koronacją z Wawelu na Skałkę. Następcy króla Bolesława Śmiałego pragnęli w ten sposób przepraszać św. Stanisława za zbrodniczy czyn ich poprzednika.
W czeladzkim kościele, od samego początku poświęconym św. Stanisławowi, jego obraz znajdował się w głównym ołtarzu. Tak było w starej drewnianej świątyni pamiętającej Długosza, a także w nowej, murowanej, która po wielu przeróbkach dotrwała do początku XX wieku. Również w nowym, neoromańskim kościele do lat sześćdziesiątych wisiał nad głównym ołtarzem obraz tego Świętego. Dopiero ustawienie nowego ołtarza głównego oraz namalowanie w absydzie polichromii przez prof. Macieja Makarewicza spowodowało przeniesienie obrazu do bocznej kaplicy.
Obok parafii, także samo miasto od samego początku oddało się pod opiekę św. Stanisława Biskupa i Męczennika, czego wyrazem były herb oraz pieczęć, a w nich postać Świętego. Nie jest do końca jasne, dlaczego herb miasta Czeladzi z 1792 roku odchodzi od dotychczasowego przedstawienia postaci św. Stanisława, a pojawia się wieża, ulegając z czasem modyfikacji – baszta lub mur obronny.
Zmiana ta dokonała się w okresie między pierwszym a drugim rozbiorem Polski, rok po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja, która nadała statut wolnych miast królewskich miastom w Rzeczpospolitej, czyli również Czeladź wyjęła spod władzy biskupa krakowskiego. Uchwała Sejmu Wielkiego nadawała mieszczanom wiele przywilejów, m.in. nabywania dóbr ziemskich, dostęp do rozmaitych godności, uwalniała miasta od nadzoru starostów i wojewodów, poddając samorząd kontroli królewskiej.
Jak pisze Artur Rejdak, Czeladź uzyskała 27 kwietnia 1792 roku od króla Stanisława Poniatowskiego liczne przywileje, a także zapis o nadaniu nowego herbu i pieczęci, na których znajduje się „starożytna wieża murowana” z dwoma kondygnacjami i trzema oknami. Jak się wydaje, wieża w herbie i pieczęci zastępująca postać św. biskupa Stanisława, wyraża „starożytną” rotundę na Skałce, gdzie poniósł on męczeńską śmierć. Skałka stała się bowiem symbolem kultu św. Stanisława. Dlatego herb Czeladzi zaproponowany przez króla – dwukondygnacyjna budowla murowana z trzema oknami wydaje się być tą krakowską rotundą na Skałce. Żadne inne właściwie nie istnieje, ponieważ Czeladź w XVIII wieku nie miała zamku, wieży lub baszty, ani też murów obronnych.
Kościoły i duchowni
Jak już wyżej wspomniano, nie posiadamy dzisiaj dokumentu erygującego parafię w Czeladzi, na pewno jednak kościół istniał już przed rokiem 1260, skoro w dokumencie z tą datą podano imię kapelana czeladzkiego: Stephanus. Parafie bowiem powstawały zgodnie z ustaloną praktyką: najpierw fundator budował kościół, a potem biskup posyłał kapłana.
Kolejnym duchownym, którego imię znamy – jest Świętopełk. Jego imię pojawia się w związku z płaceniem świętopietrza w 1325 i 1327 roku. Z XIV wieku znamy imię jeszcze jednego plebana, którym był Johan. W XV wieku występują imiona duchownych: Stanisław (1435), Mikołaj Niebylszczyc (1437), Jan (1439), Zygmunt (1449-1452), Michał Motyka (1489), Stanisław Hanusborg (1497).
Nie znamy wyglądu pierwszego kościoła -istnieje tylko wzmianka, że był drewniany. Zapewne spłonął podczas pożaru miasta w 1495 roku. W 1515 roku pleban czeladzki, Andrzej z Koprzywnicy, zezwolił mieszczanom brać darmo drewno z lasów plebańskich na odbudowę spalonego miasta oraz kościoła. Jego budowa ciągnęła się przez kilka lat. Nie była jeszcze ukończona, kiedy w 1522 roku plebanem czeladzkim został ks. Stanisław Borek, doktor obojga praw, archidiakon i kanonik krakowski. Był prałatem kolegiaty sandomierskiej, w młodości kształcił się w Bawarii i Rzymie razem z późniejszym biskupem krakowskim Piotrem Tomickim. Był jedną z najwybitniejszych postaci kościoła krakowskiego pierwszej połowy XVI wieku.
Nie wiemy, czy w ogóle odwiedził Czeladź, czy też sprawował rządy jedynie przez swego komendatariusza. Można domniemywać, że kiedy został zarządcą odbudowy zamku biskupiego w Siewierzu, mógł bywać w Czeladzi, dzięki czemu przyczynił się do zakończenia budowy miejscowego kościoła, a także zwolnienia czeladzian z danin na rzecz zamku w Siewierzu. Faktem jest, że m.in. w 1526 roku za jego staraniem kmiecie Jan i Maciej Jabuszowie oraz Jan Kyda z Milowic zostali zwolnieni od kar kościelnych, za co zobowiązali się po jednym korcu owsa i jednym żyta ofiarować na budowę kościoła. Z akt wizytacyjnych wiadomo, że budowę zakończono w 1529 roku.
Podczas zarządzania parafią czeladzką przez Stanisława Borka, biskup krakowski Piotr Tomicki (1524-1535) wydał dokument, który dawał 40 dni odpustu tym, którzy nawiedzą kościół w Czeladzi, wyspowiadają się, będą uczestniczyć we Mszy św. oraz złożą dowolną ofiarę na cele świątyni. Tenże biskup zatwierdził również przywileje dla miasta Czeladzi. Miasto płaciło dziesięcinę biskupom krakowskim z 29 łanów ziemi 4 miary pszenicy, którą dostarczano do zamku siewierskiego. Wolne od podatku były 2 łany wójtowskie, 5 niw i 5 ogrodów. Ze stawu miejskiego, leżącego między ogrodem plebańskim a biskupim, mieszkańcy oddawali 4 duże ryby. Mieszczanie obojga płci byli zobowiązani do pilnowania i obrony stawu biskupiego. Miasto posiadało dwie piwiarnie: jedną wolną, drugą wójtowską. Tylko z nich wolno było mieszkańcom korzystać. Mieszczanie byli wolni od robót na rzecz biskupa, ale każdego roku dziewięciu mężczyzn miało budować lub remontować coś służącego dobru ogółu lub też zostać powołanych do prac przy zamku siewierskim. Czeladź otrzymała prawo zorganizowania dwóch jarmarków w roku, jeden na św.Stanisława w maju, drugi – jesienią. Ponadto w każdy wtorek odbywał się jarmark wolny, podczas którego nie pobierano opłat. Czeladzianie byli zwolnieni z opłat, kiedy przybywali na jarmark do Siewierza.
Jako ciekawostkę dopiszmy, że ks. Stanisław Borek, już jako pleban czeladzki, otrzymał w 1523 roku szlachectwo, po czym został dwukrotnie wysłany do Rzymu – raz jako komisarz w sprawie opisu życia i cudów św. Jacka podczas procesu kanonizacyjnego, z czego doskonale się wywiązał. Po raz wtóry słała go do Rzymu królowa Bona, dochodząc praw do księstwa Bari, po śmierci Izabeli, matki księżnej barskiej. Również i z tego posłania ks. Borek dobrze się wywiązał. Pozostawił także po sobie piękne wspomnienie w Akademii Krakowskiej, ustanawiając jako pierwszy stypendia dla ubogich studentów, które, pomnożone z czasem przez inne darowizny, zostały nazwane borkarnami. Otrzymywali je słuchacze teologii do czasu pierwszej wojny światowej. Darowany mu przez królową Bonę plac za kościołem św. Michała na zamku w Krakowie przekazał wikariuszom katedralnym. Po śmierci w 1556 roku został pochowany obok swego przyjaciela, biskupa Piotra Tomickiego, w jego kaplicy w katedrze na Wawelu.
Zapewne ks. Stanisław Borek dość szybko zrzekł się beneficjum w Czeladzi, bo w latach 1527-1529 jako pleban działał w tym mieście ks. Wojciech z Koprzywnicy, bakałarz z Akademii Krakowskiej, protegowany ks. Borka.
W latach 1534-1572 proboszczem czeladzkim był ks. Stanisław Górski, kanonik krakowski i płocki, profesor Akademii Krakowskiej. Wcześniej biskup Tomicki przybrał go za domownika i polecał mu wiele ważnych spraw do załatwienia, a umierając powierzył spisanie testamentu, w którym do wiernych sług go zaliczył. Ks. St. Górski pochodził z niezamożnej szlachty mazowieckiej. Pracował w kancelarii królewskiej, a także sekretarzował królowej Bonie. Uporządkował źródła do dziejów Polski i ogłosił w zbiorze zwanym Acta Tomiciana. Znany był jako dobry gospodarz, dobry pan dla chłopów, gorliwy w pełnieniu swoich obowiązków. W Czeladzi zachowała się pamiątka jego hojności i gorliwej służby: pozłacany srebrny kielich i patena.
W dokumentach dzierżawy parafii czeladzkiej z czasów ks. Górskiego jest mowa o miejscowym wikariuszu i magistrze szkoły. Wikariusz miał mieszkanie w domu plebańskim, prawo łowienia ryb na swój użytek, posiadał ogród i część pola, dziesięcinę z Przełajki, kolędę i kwestę. Magister szkoły miał: dziesięcinę z Rozdzienia oraz pensję u proboszcza. Ks. Stanisław Górski zmarł w opinii człowieka zacnego 12 marca 1572 roku.
Zapewne za sprawą ks. Górskiego, następca biskupa Tomickiego, Jan Gamrat, dowiedziawszy się, że kościół w Czeladzi wymaga naprawy, że brak mu koniecznych ksiąg i innych sprzętów potrzebnych do sprawowania kultu i aby zachęcić wiernych do ofiar na wymienione cele, 21 stycznia 1539 roku potwierdził nadanie 40 dni odpustu tym, którzy kościół nawiedzą, będą na Mszy św. oraz złożą ofiarę na odnowienie świątyni.
W 1577 roku jako pleban czeladzki występuje Erazm z Kamieńca, kanonik kolegiaty kieleckiej. Poza tą wzmianką nic więcej o nim nie wiadomo.
W latach 1595-1604 proboszczem czeladzkim był Łukasz Sobkowicki, kanonik skalbmierski i kustosz kielecki. W okresie jego rządów pomagali mu wikariusze: Szymon Figiel w 1600 roku, Jan Suchawski w 1601 roku, Feliks Węgrzyński w 1602 roku, Wojciech Gagatowski i Jan Itzen w 1604 roku.
W 1595 roku odbyła się wizytacja w parafii czeladzkiej, a także konsekracja kościoła, dokonana przez ks. Krzysztofa Kazimierskiego, prepozyta tarnowskiego, delegowanego przez biskupa krakowskiego. Pozostawiony przez niego protokół zawiera opis kościoła w Czeladzi, który jest murowany i konsekrowany, ma cztery kielichy, krzyż srebrny, monstrancję srebrną. Obok kościoła stoi dzwonnica, w dolnej części murowana, w górnej drewniana, posiadająca dwa dzwony. Dachy kościoła i dzwonnicy były pokryte gontem. Na dachu kościoła znajdowała się mała wieżyczka, w której umieszczono pięknie zdobioną sygnaturkę. Nad głównym wejściem do kościoła wznosiła się wysoka wieża, zwieńczona barokowym hełmem. Mury kościoła były wsparte piętnastoma szkarpami. Wewnątrz kościół był trzynawowy, o wybielonych ścianach. Znajdowały się w nim cztery ołtarze murowane i konsekrowane, opatrzone pieczęciami, posiadające nie uszkodzone mense ołtarzowe, nakryte trzema obrusami. W mensie ołtarza głównego były relikwie św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Przed głównym ołtarzem wisiał miedziany świecznik spełniający funkcję wiecznej lampki. W głębi z prawej strony, na kamiennej kolumnie, stała pozłacana puszka z Sanctissimum. Całość była nakryta zamykaną żelazną kratą. Sufit kościoła był z desek ozdobionych kolorowymi malowidłami. Nie podano w aktach, co przedstawiały malowidła. Wszystkie okna były zaszklone. Na ścianach wisiało kilka dużych obrazów, których wizytator również nie opisał.
Ten pierwszy obszerny opis wizytacji zawiera również spis ksiąg liturgicznych, jakie znajdowały się w kościele. Były to więc: mszał rzymski, graduał pergaminowy w dobrym stanie, antyfoniarz, psałterz, agenda Powodowskiego oraz postylla Jakuba Wujka, czyli kazania na każdą niedzielę i święto oraz Biblia Wujka.
Dopiszmy jeszcze, że dokument wizytacyjny wymienia, że na utrzymanie plebana przeznaczone są pola, które zaczynają się przy murowanej kolumnie Ukrzyżowanego i ciągną się nad rzeką Brynicą na południe, do granic Milowic. Dworu i poddanych nie ma. Pleban otrzymuje dziesięcinę ze wsi Dąbie, leżącej w parafii Wojkowice Kościelne, z Zagórza, Siedlca, Klimontowa, z pól kmiecych, które należą do parafii mysłowickiej, ze wsi Przełajka i Rozdzień, ma również staw nad Brynicą. Jest dom wybudowany przez obecnego proboszcza, jest także dom dla wikarego oraz rektora szkoły. W mieście jest szpital, który nie ma innego utrzymania poza ogrodem, i ma dwóch kuratorów z mieszczan. Do parafii należą: miasto Czeladź, wsie Milowice, Siemianowice, Przełajka i Wojkowice Komorne. Na podstawie wspomnianych akt wizytacyjnych z 1595 roku, sporządzonych w 1598 roku, można napisać, że Czeladź należała do najlepiej uposażonych parafii w księstwie siewierskim.
Jako ciekawostkę można przytoczyć pochodzącą z tych czasów opis mówiący o praktykach religijnych, a właściwie o surowych karach, jakie spadały na parafian, dających zły przykład innym. M.in. wizytator biskupi w 1598 roku bardzo dokładnie sprawdzał, kto z parafian zaniedbał obowiązek spowiedzi i Komunii św. wielkanocnej. Dlatego parafianie: Szymon Kibka, krawiec Augustyn Łętowski oraz szewc Sikora, którzy nie przystąpili do tych sakramentów, mieli to uczynić do pierwszej niedzieli Adwentu, w przeciwnym wypadku będą musieli się stawić osobiście u biskupa w Krakowie. Podobnie mieszczanie: Kuja i Kalacha, którzy nachodzili plebana i złorzeczyli mu, mają się zgłosić do wizytatora. Wszyscy lichwiarze, którzy się nie wyspowiadali, albo jeszcze nie uczynili restytucji, mają być pozbawieni pogrzebu kościelnego.
W latach 1606-1650 plebanem czeladzkim, a zarazem siewierskim, a także dziekanem bytomskim był ks. Andrzej Skarżyński. Akta wizytacji z 1611 i 1619 roku wspominają go jako dobrego i gorliwego kapłana, oraz przemyślnego i pracowitego gospodarza. Za jego rządów w 1610 roku w kościele czeladzkim zbudowano tęczę między prezbiterium a nawą, na której umieszczono dużych rozmiarów krzyż z wizerunkiem Chrystusa.
Kiedy w 1611 roku wizytował parafię Piotr Skidziński, archidiakon Zawichostu, w opisie dotyczącym kościoła znalazły się m.in. słowa, że świątynia jest zakurzona, niektóre okna wyłamane, konfesjonałów brak. Jest organ muzyczny, ambona po stronie Ewangelii, cyborium w ołtarzu, chrzcielnica, ołtarze murowane, zakrystia murowana. Jest szpital dla ubogich składający się z dwóch izb. W protokole znajduje się zarządzenie, aby metryki pisał sam proboszcz, a nie rektor szkoły, w formie przepisanej przez kardynała Bernarda Maciejowskiego, biskupa krakowskiego.
Wziął sobie te słowa napomnienia ks. Skarżyński do serca, bo podczas kolejnej wizytacji kanonicznej parafii w 1618 roku, Jan Fox, archidiakon katedry krakowskiej który ją przeprowadził wymienia, że w kościele są dwa dzwony i sygnaturka, okna w dobrym stanie. Przed Najświętszym Sakramentem pali się lampka. Są także cztery kielichy, jeden darowany przez proboszcza Stanisława Górskiego, jest także konfesjonał. W powizytacyjnym sprawozdaniu znalazły się polecenia: zamykać cmentarz i chrzcielnicę, kupić puszkę do przechowywania Najświętszego Sakramentu, tabernakulum umieścić w głównym ołtarzu, kupić jeszcze jeden konfesjonał, spis parafian trzymać w zakrystii, zaprowadzić księgę zawartych małżeństw, ofiary na kościół zapisywać w księdze przeznaczonej do tego.
Kiedy w 1628 roku zmarł Fryderyk Paszek, dziedzic Milowic i Dąbrówki, człowiek bardzo zacny i zasłużony dla ojczyzny i świątyni, ks. Skarżyński polecił go pochować w podziemiach kościoła czeladzkiego. Zbudowano mu dużych rozmiarów pomnik renesansowy. Pomnik przedstawiał Mękę Pańską, u stóp krzyża klęczał z prawej Imć Paszek przy karabeli, a z lewej, w staropolskim ubiorze, jego małżonka. (Obecnie płyta z tego pomnika jest wmurowana w ścianę wewnętrzną kościoła).
Ks. Andrzej Skarżyński pozostawił po sobie znaczny majątek, który w całości przenaczył na kościoły w Czeladzi i Siewierzu. Za życia troszczył się o godny wygląd i porządek w kościele. Skutecznie walczył z wadami parafian, a zwłaszcza z nałogiem pijaństwa. W 1647 roku erygował Bractwo św. Anny, a w 1650 roku dobudował do kościoła kaplicę Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej, z której dochód przeznaczył na utrzymanie parafialnej szkoły. Przed śmiercią ufundował altarię Matki Bożej – o czym mowa będzie szerzej w rozdziale o kulcie Matki Bożej Pocieszenia. Dzięki niemu kult Matki Bożej Pocieszenia słynął na okolicę i przyciągał licznych pielgrzymów.
Po nim parafię objął ks. Stanisław Rap (1650-1654), syn rajcy krakowskiego, doktor obojga praw po Akademii Krakowskiej. Był równocześnie plebanem w Siemonii. W Czeladzi otrzymał nowo ufundowaną altarię Matki Bożej. Kolatorami byli mieszczanie: burmistrz – Stanisław Gola, ławnicy – Albert Kielian, Marcin Cyryn, Albert Kawka. Ks. Rap w 1654 roku zrezygnował z probostwa czeladzkiego.
Od 1655 do 1678 roku proboszczem czeladzkim był ks. Józef Bełza, syn zamożnego kupca krakowskiego, doktor teologii i prawa kanonicznego, protonotariusz apostolski, prepozyt kościoła św. Jana w Krakowie. Wykształcenie zdobył na uniwersytetach we Włoszech. Przybył do Czeladzi z probostwa w Wojkowicach Kościelnych. Gorąco popierał rozwój powstałego Bractwa św. Anny. Parafią w Czeladzi zarządzał przez komendatariuszy: Jakuba Rudnickiego i Tomasza Czerniewicza. Za jego rządów w 1661 roku Urząd Miejski Landwójtowski i Ławniczy rozsądził następującą sprawę. Ojciec Ambroży Grzybowski z Zakonu Dominikanów, kapelan ks. Józefa Bełzy, plebana czeladzkiego, został zelżony przez mieszczanina Wojciecha Gniotkowicza. W dzień świętych Piotra i Pawła Gniotkowicz, będąc w stanie nietrzeźwym wykrzykiwał na ulicy: „Skurczysynowie, popi, włóczęga, kapica”. Ludzie zgorszeni próbowali go uciszyć, wypychali go z domów, jeśli do któregoś wszedł. Gniotkowicz został skazany na dwa tygodnie więzienia, leżenie krzyżem przez 3 niedziele podczas uroczystego nabożeństwa w kościele, odwołanie tych słów przy zgromadzonych parafianach oraz przeproszenie obydwu księży w obecności dwóch szlachciców. Gdyby mu się to jeszcze raz przydarzyło, miał zostać wydalony z miasta. Gniotkowiczowi przysługiwało prawo apelacji do Sądu Biskupiego w Siewierzu w terminie 11 dni. W apelacji potwierdzono wyrok sądu czeladzkiego, zwalniając Gniotkowicza jedynie od kary więzienia.
9 maja 1671 roku biskup krakowski Andrzej Trzebicki, książę siewierski, nadał statut czeladzkim rzemieślnikom: szewcom, krawcom, kowalom, sukiennikom, kuśnierzom, bednarzom i rzeźnikom. Było to formalne założenie cechu tych rzemiosł. Zachowała się z tego czasu stara pieczęć cechowa. Każdy cech posiadał własną ustawę, którą zatwierdzała Rada Miejska, następnie ustawę aprobował sam król. Według tej ustawy dla miasta Czeladzi, przejezdni rzemieślnicy, a także Żydzi, nie mogli, pod surowymi karami, wykupywać większej ilości wyrobów rzemieślniczych. Biskup zawarł też w ustawie polecenia religijne, mianowicie zarządza, aby na każde Suche Dni i wigilie rzemieślnicy zamawiali w kościele Mszę św. za dusze zmarłych braci i sióstr, od której winni płacić kapłanom po 18 groszy. Jeśliby który z nich nie był na tej Mszy, winien oddać 1 funt wosku do skrzynki cechowej. Do cechu w Czeladzi należeli rzemieślnicy sąsiednich miejscowości: Sosnowca, Siemianowic i Siewierza. Cech połączonych rzemiosł dotrwał do 1835 roku.
Od 1674 roku każdy przyjęty na stałego mieszkańca Czeladzi musiał składać następującą przysięgę: „My NN. obiecujemy Magistratowi, jako pierwszej zwierzchności naszej przełożonej wszelakie posłuszeństwo i Miastu naszemu szczerość, wierność i porządne a słuszne sprawowanie, jak się mieszczanom przystoi i należy. Tak mi dopomóż Panie Boże, Matko Boska Przenajświętsza i Wszyscy Święci. Amen.”
1 listopada 1678 roku plebanem czeladzkim został ks. Stanisław Rembiński, doktor filozofii. Był kapłanem bardzo gorliwym, ale równocześnie mało pobłażliwym dla kościelnych dłużników. Znany jest z tego czasu charakterystyczny epizod. 15 grudnia 1699 roku, w III niedzielę Adwentu, ks. Jan Kosmalski, altarzysta w kościele w Czeladzi, działając w imieniu proboszcza Stanisława Rembińskiego, polecił zapalić świece i bić w dzwony, i wyszedłszy na ambonę podczas nabożeństwa rzucił klątwę na kmieci ze wsi Przełajka, za uporczywe niepłacenie dziesięciny należnej kościołowi czeladzkiemu.
Podobne upomnienia z ambony, chociaż nie w postaci klątwy, padały dość często nie tylko na kmieci, ale mieszczan i szlachtę, uchylających się od zapłaty należnych podatków kościołowi w Czeladzi. Kroniki z tych lat notują wiele procesów sądowych wszczętych w tej sprawie. Bardzo często sankcją na dłużników było ogłoszenie ich nazwisk z ambony z groźbą wyklęcia z Kościoła, póki zaległości nie uregulują.
Za plebaństwa Stanisława Rembińskiego Jmć Pan Kreczyk, dziedzic z Przełajki, wybudował i urządził przy kościele czeladzkim nową kaplicę. Spełnił tym samym ślub, jaki był złożył wybierając się z królem Sobieskim pod Wiedeń: jeśli szczęśliwie powróci, wystawi kaplicę. Odtąd kaplica ta w czeladzkim kościele zwała się kreczykowską. Miała ona trzy ołtarze, a także stałego kapłana, który był na utrzymaniu kreczykowskiego dworu. Niestety, po śmierci Kreczyka jego starszy syn, Józef Konstanty, człowiek niesłychanie porywczy i awanturniczy, prowadził ciągłe spory z następnym plebanem czeladzkim, ks. Stanisławem de Heldt Nawdziewiczem, proboszczem od 1706 roku.
Nowy pleban był kanonikiem chełmskim i opatowskim. Napisał w kronice o swoim poprzedniku, że był człowiekiem wielkiej skromności, a zarazem nad wyraz oszczędnym. Niestety zmarł nagle, nie pozostawiwszy testamentu. Dlatego różne osoby rozdrapały jego pieniądze, a najwięcej otrzymali księża emeryci w krakowskim domu. Jak zauważył nowy proboszcz, pieniądze te należały się bardziej kościołowi czeladzkiemu, ponieważ świątynia jest zniszczona, podobnie plebania i zabudowania gospodarcze. Pisał: „Dachy kościoła, plebani i folwarku porosłe trawą. Naczynia, bielizna i utensylia kościelne podarte i brudne. Na folwarku jedna para wołów, dwa stare konie – ścierwy do pracy, i dwie krowy tejże wartości. Narzędzi żadnych. Drzwi i bramy bez żadnych zamków i kłódek. Obrzydliwość wygląda zewsząd”.
Ksiądz proboszcz de Heldt Nawdziewicz prowadził przez wiele lat proces przed Sądem Biskupim w Krakowie o przynależność parafialną wsi Dąbrówka, która od wieków należała do parafii w Czeladzi, jednak od pewnego czasu była obsługiwana przez plebana z Bogucic. Choć władza duchowna rozstrzygała kilkakrotnie, że Dąbrówka należy do Czeladzi, dziedzic Jerzy Kamiński razem z poddanymi złożyli pisemne oświadczenie, że chcą należeć do Bogucic.
Drugim stałym utrapieniem ks. Nawdziewicza był wspomniany Imć Pan Józef Konstanty Kreczyk, który pamiętając, że to jego ojciec jest fundatorem kaplicy w kościele czeladzkim, chciał nią rządzić po swojemu. Doszło nawet do tego, że 19 marca 1714 roku Kreczyk wyciągnął szablę w kościele i pobił nią proboszcza. Za ten bandycki czyn biskup krakowski Michał ze Słupowa Szembek rzucił na Kreczyka klątwę i obłożył ekskomuniką. Nie doczekał się winowajca zdjęcia z niego kary kościelnej. Tknięty apopleksją, zmarł z końcem 1715 roku. Pochowano go obok muru cmentarnego.
Po śmierci ks. Nawdziewicza w 1718 roku proboszczem czeladzkim został ks. Jakób Kopecki (1718-1725), bakałarz św. teologii, kanonik i kustosz u św. Stanisława w Krakowie, wikariusz katedralny w Krakowie. W notatkach zapisał, że zastał kościół murowany ze zwykłego kamienia, w trzech miejscach zniszczony. Miał cztery okna reperowane, otoczony był murem. Dzwonnica nie miała drzwi i była mocno nachylona, grożąc upadkiem przy poruszaniu dzwonami, gdyż wtedy trzęsła się. Do kościoła prowadzą troje drzwi: jedne od zachodu zamykają się wewnątrz, drugie od południa – mają na sobie malowane obrazy, trzecie, małe miedziane, ozdobione bardzo starymi obrazami. Chrzcielnica kamienna z posągiem św. Jana, wyżej figury Ukrzyżowanego ze statuami. Ołtarze: wielki – otoczony kratą drewnianą z obrazem św. Stanisława; Najświętszej Maryi Panny – przy tym ołtarzu jest prebendariusz; ołtarz Niepokalanego Poczęcia w kaplicy zbudowanej przez Kreczyka, obdarzony odpustami; ołtarz św. Anny – uprzywilejowany w każdą środę, obraz rzeźbiony.
Ksiądz Jakób Kopecki był gorliwym plebanem. W każdą niedzielę prowadził w kościele naukę katechizmu. Chodząc po kościele, objaśniał prawdy wiary, po czym wypytywał, kto ile zrozumiał. Zachowywał przy tym spokój i troszczył się o każdego parafianina.
Po nim w latach 1725-1773 plebanem czeladzkim był ks. Maurycy Michał Kownat Kornecki, syn podstolego krakowskiego, prokurator generalny i dziekan kapituły gnieźnieńskiej, kanonik krakowski. Podczas jego rządów nawiedziła miasto w 1736 roku tragiczna powódź, którą spowodowały padające przez 73 dni deszcze. Straty były ogromne.
Również w 1736 roku odbył się w mieście tajemniczy proces sądowy przeciwko Katarzynie Włodyczkowej. Nie wiadomo o co dokładnie została posądzona i oskarżona przed sądem landwójtowskim w Czeladzi. Oskarżycielem był Wojciech Twardziszewski. Bez należytych dowodów winy, po bardzo pobieżnym śledztwie, skazano oskarżoną na karę śmierci. Wyrok został wykonany przez kata z Wrocławia. Oskarżona posiadała znaczny majątek, co spowodowało, że oskarżyciele i sądzący zyskali sporo dóbr doczesnych. Do dowodów przeciw oskarżonej dołączono i ten, jakoby miała czynić czary, wierzyć w zabobony i gusła.
Historia ta ma swój dalszy ciąg. Odbyła się bowiem rozprawa rewizyjna w Sądzie Biskupim w Siewierzu. Do Czeladzi zjechał komisarz biskupi, ks. Marek Laskowski, który w imieniu kardynała Jana Aleksandra Lipskiego, ówczesnego biskupa krakowskiego, zdecydowanie podważył wyrok sądu czeladzkiego. Wyszło na jaw, że sądzący, a więc landwójt Bartłomiej Solecki oraz burmistrz Wojciech Żądliński, załatwili swoje osobiste porachunki, a nadto zagarnęli majątek Włodyczkowej. Obydwaj zostali skazani na karę kilkutygodniowego więzienia, zapłacenie grzywien oraz klęczenie przez kilka niedziel w kościele z zapaloną świecą. Nie wolno im było odtąd pełnić żadnego urzędu.
W długim okresie sprawowania urzędu proboszcz przez ks. Maurycego Korneckiego miary nieszczęścia w parafii dopełnił niewyjaśniony pomór dzieci w roku 1772 oraz – pierwszy rozbiór Polski.
W latach 1773-1777 parafią czeladzką zarządzał ks. Franciszek Ossowski, absolwent Akademii Krakowskiej, dziekan gnieźnieński i kanonik krakowski. Od 1773 roku był również koadiutorem kurii krakowskiej.
Kolejnym plebanem w Czeladzi w latach 1777-1800 był Wawrzyniec Hechtans, dobry i gorliwy duszpasterz, protegowany przez biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka. Za jego rządów w 1783 roku spisano inwentarz kościoła i majątku parafialnego. Czytamy w nim, że farne miasto Czeladź ze wsiami Milowice, Przełajka, Siemianowice i Wojkowice Komorne liczy 1500 wiernych. Do spowiedzi w obecnym roku przystąpiło 1200. Kościół murowany, pokryty gontem, ma wieżyczkę z dzwonkiem w mniejszym chórze, także gontem pokrytą. Podprzybitka z tarcic jest stara, spróchniała, z prostym malowaniem. Podłoga z drzewa, popsuta w nawie. W prezbiterium podłoga z kamienia. Ściany kościoła w pięciu miejscach od strony wschodniej mocno porysowane. Okien w kościele – pięć, niektóre potłuczone. Dalej dokument wizytacyjny wymienia znajdujące się trzy stare konfesjonały, cztery ołtarze. W głównym ołtarzu znajduje się obraz św. Stanisława, a nad nim św. Józefa. W bocznym ołtarzu z lewej – obraz św. Jana Nepomucena, z prawej – św. Anny, a nad ołtarzem ponadto obraz św. Mikołaja. W czwartym ołtarzu obraz Pocieszenia Najświętszej Maryi Panny, a wyżej obraz Zbawiciela Świata. Do kościoła jest dobudowana kaplica z ołtarzem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Sklepienie kaplicy mocno zarysowane. Nad amboną obraz św. Franciszka Ksawerego. Dalej tęcza drewniana, na niej krzyż. Chór murowany z trzema oknami. Tam znajduje się dwunastogłosowy organ. Od strony południowej duże drzwi obite blachą. Od wschodu kruchta murowana, sklepiona, z której prowadzą drzwi do kościoła, również obite blachą. Dzwonnica nad wielkimi drzwiami murowana, w niej znajdują się dwa dzwony oraz sygnaturka za konających. Dalej jest cmentarz obwiedziony murem. Od strony zachodniej – kostnica, bardzo spustoszona. Perły, o których wspomniano w poprzednich inwentarzach, wszystkie są ze szkła. Podczas włamania złodziej skradł 20 nitek korali.
W 1779 roku z polecenia biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka, ks. Józef Olechowski, archidiakon i sędzia generalny, ostro wystąpił przeciwko ściąganiu przez księży żądaniu opłat od wiernych za „kartki wielkanocne”, a także przez organistów za przystąpienie do spowiedzi. Takie opłaty ściągano już wcześniej, powszechny był także zwyczaj, że niektórzy księża za spowiedź wielkanocną żądali od ludzi wykonania jakichś prac przy kościele. Zakazujące tych praktyk zarządzenie ogłoszono z ambony w Czeladzi. Wśród innych poleceń znalazł się również zakaz udzielania ślubów po południu, ponieważ weselnicy albo nawet i nowożeńcy przychodzą do kościoła nietrzeźwi. A jeśli ślub wypada w niedzielę, nawet nie idą do kościoła na Mszę św. Ślubu należało więc udzielać rano po spowiedzi i Komunii św. O ile to możliwe, nie powinno udzielać się ślubów w dzień powszedni.
Tenże Biskup zniósł również pojawiające się, czysto świeckie, zwyczaje towarzyszące niektórym nabożeństwom, np. strzelanie z armat, moździerzy, strzelb podczas odpustu, rezurekcji czy Bożego Ciała. Zdarzały się bowiem liczne nieszczęśliwe wypadki. Biskup polecił także nie ustawiać dziwacznych jasełek i grobów Chrystusa, nie zaścielać słomą kościoła w dzień Bożego Narodzenia, nie rzucać owsa w dzień św. Szczepana, nie wozić figury Pana Jezusa na osiołku po kościele.
11 czerwca 1783 roku pochowany został ks. Wojciech Wysocki, prebendariusz przy kościele czeladzkim. Miał 37 lat życia, w kapłaństwie 13. Ciało złożono w krypcie koło ołtarza św. Anny.
Kolejna wizytacja parafii czeladzkiej odbyła się 26 czerwca 1784 roku. Przeprowadził ją ks. Antoni Dunin Kozicki, wizytator generalny krakowski, delegowany przez Michała Jerzego Ciołka, arcybiskupa gnieźnieńskiego, administratora biskupstwa krakowskiego i Księstwa Siewierskiego. W dekrecie powizytacyjnym czytamy m.in., że kościół cały jest murowany, ale od fundamentów w bardzo złym stanie, zarysowany i bliski upadkowi, zagrażający nieszczęściem dla wiernych uczestniczących w nabożeństwach. Rządca tutejszy w dochodach nieobfity, nie może być przymuszony, aby zaradzić dawnym szkodom. Jedyna nadzieja zostaje w skarbie i szczodrobliwości przełożonego Księstwa i Diecezji i tego kościoła kolatora.
Wizytator polecił także, aby obraz Pocieszenia Przedziwnej Maryi został przeniesiony do kaplicy, a znajdujący się tam obraz Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny przenieść do zakrystii.
Kolejnym plebanem w Czeladzi w latach 1800-1845 był ks. Jakób Krupiński, honorowy kanonik katedry kieleckiej, pełniący w kurii kieleckiej funkcję prepozyta i egzaminatora. Proboszczem był najdłużej z wszystkich dotychczasowych plebanów. Przeżył czas wojen napoleońskich, kiedy to w 1805 roku przez Czeladź maszerowały wojska rosyjskie na pomoc królowi pruskiemu przeciw Francji, potem zaś zainstalowała się w mieście załoga napoleońska pod dowództwem Jana Nepomucena Sułkowskiego, byłego oficera austriackiego, który pod osłoną wojny łupił przygraniczne tereny śląskie. Jego wojsko zostało pod Mysłowicami pobite przez oddział Prusaków.
Na mocy traktatu zawartego w Tylży 9 lipca 1807 roku Czeladź znalazła się w nowo powstałym Księstwie Warszawskim. 1 maja 1808 roku zaprowadzono Akta Stanu Cywilnego w połączeniu z metrykami kościelnymi, wskutek czego proboszczowie zostali urzędnikami stanu cywilnego. Wprowadzono do prac kancelaryjnych kodeks zwany napoleońskim, akta zaczęto sporządzać w języku polskim, w formie protokołów.
Po upadku Napoleona Czeladź znalazła się w zaborze rosyjskim. Przechodzące przez Czeladź w 1813 roku wojska rosyjskie doszczętnie ograbiły mieszczan ze wszelkiego mienia, tak że zagrażał mieszkańcom głód.
Ważnym wydarzeniem dla miasta był wybuch powstania listopadowego, w którym uczestniczyli także Czeladzianie, a samo miasto było punktem przerzutu powstańców na Zachód.
10 lipca 1846 roku proboszczem czeladzkim został ks. Wojciech Janecki. Parafia liczyła wówczas 2912 wiernych. Swoją posługę sprawował do 1864 roku. W tym czasie wybuchło powstanie styczniowe, w którym uczestniczyło około 60 uzbrojonych Czeladzian. Miasto wspomagało również powstańców finansowo. Najlepsze świadectwo „powstańcze” wystawili Czeladzi sami zaborcy, odbierając jej prawa miejskie.
Po ks. Wojciechu Janeckim administratorem parafii został, na krótko, ks. Józef Gąsiorowski, dotychczasowy proboszcz w Gołonogu i dziekan siewierski. Natomiast proboszczem, jeszcze tego roku, został ks. Ludwik Hiacenty Satalecki. Urząd sprawował do 1908 roku. Od niego zaczyna się historia budowy nowego kościoła w Czeladzi, czemu poświęcimy osobne rozdziały.
Kult Matki Bożej Pocieszenia
Kult maryjny w naszym kraju stał się charakterystyczną cechą katolicyzmu, a także ważnym składnikiem kultury narodowej. Szczytowym okresem rozwoju tego kultu był wiek XVII, czas wojen obronnych oraz oporu przeciw protestantom. Szczególnie dwa wydarzenia podkreśliły i wzmocniły maryjność Polaków w tym czasie: cudowna obrona Jasnej Góry przed Szwedami oraz śluby lwowskie Jana Kazimierza i zarazem ogłoszenie Matki Bożej Królową Korony Polskiej. Nic więc dziwnego, że Obraz częstochowski otoczony był ogromną czcią i sławą. Oblicza się, że w wieku XVII znajdowało się w kościołach kraju około 400 obrazów wzorowanych na Czarnej Madonnie. Każda z tych świątyń tworzyła mniej lub bardziej znane sanktuarium maryjne. W tym też mniej więcej czasie pojawiły się w kościołach polskich obrazy Matki Bożej Pocieszenia.
W dokumentach historycznych nie ma wzmianki o początkach kultu Matki Bożej Pocieszenia w Czeladzi. Wiadomo jedynie, że w połowie XVI wieku, kiedy drewniany kościół znacznie podupadł, biskup krakowski, będący zarządcą miasta, polecił wystawić świątynię murowaną. W tym celu obdarzył przywilejem czterdziestodniowego odpustu tych wszystkich, którzy nawiedzą czeladzki kościół i pomogą w jego odbudowie.
Jak można się domyślać, tak w starym kościele, który rozebrano, jak i w nowym – murowanym, istniał kult Matki Bożej. Akta wizytacyjne z roku 1594 umieszczają w spisie obrazów znajdujących się w kościele czeladzkim również obraz Matki Bożej Pocieszenia oraz istniejący przy tym ołtarzu prebendariusz. W roku 1649 dziekan bytomski a zarazem proboszcz czeladzki, ks. Andrzej Skarżyński erygował altarię przy ołtarzu Matki Bożej Pocieszenia, którą dwa lata później, 5 maja 1651 roku, potwierdził biskup krakowski Piotr Gembicki. W praktyce oznaczało to że przeznaczono określoną sumę pieniędzy na utrzymanie kapłana, którego zadaniem było adorowanie i organizowanie nabożeństw przy ołtarzu Pani Czeladzkiej – jak również nazywano obraz Matki Bożej Pocieszenia. Właśnie z biskupiego dokumentu dowiadujemy się m.in., że przed Matką Bożą Pocieszenia w każdą sobotę odbywało się nabożeństwo z litanią, a w niedzielę i święta dzieci odmawiały różaniec. W dalszych wzmiankach w kronice parafialnej oraz w aktach wizytacyjnych jest mowa o zapisach na rzecz ołtarza, a także wotach, jakimi przyozdobiono tenże obraz.
W tych ciężkich dla kraju czasach, kiedy jedna wojna jeszcze się nie kończyła, a już wybuchała następna, ludzie gromadzili się przed cudownymi wizerunkami Matki Bożej, prosząc o opiekę, dziękując za ratunek. W czeladzkich kronikach świadczą o tym liczne wzmianki o łaskach, jakie otrzymywali wierni za przyczyną Matki Bożej, a także wspomniane wota i sznury korali, które w tamtych latach zawieszano przy obrazie.
W 1655 roku, kiedy szwedzki potop zalał Polskę, wojska Karola Gustawa zajęły także Czeladź, okupując ją na przełomie września i października. Do grudnia stacjonował w mieście duży oddział Szwedów. Wkrótce jednak partyzanci pod dowództwem Żegockiego i Tomickiego wyzwolili miasto. Szwedzcy rajtarzy, wycofując się z tych terenów, dokonywali gwałtów i rabunków, palili, niszczyli oraz grabili wszystko, co miało jakąś wartość. Choć kościół ocalał, zapewne zaginęły wota przy obrazie Matki Bożej Pocieszenia, a samo miasto przedstawiało żałosny widok. Dość napisać, że 5 lat później, kiedy przejeżdżała tędy przyszła małżonka króla Michała Wiśniowieckiego, Eleonora, nie znaleziono w Czeladzi odpowiedniego miejsca, aby mogła odpocząć.
Dopiero 30 lat później miasto, przyjmując króla Jana III Sobieskiego, mogło monarchę godnie powitać, a także zaprosić w progi czeladzkiej świątyni na chwilę modlitwy przed Matką Bożą Pocieszenia. Zapewne wówczas zaśpiewano przy królu maryjną pieśń, której refren brzmiał:
Matko Pocieszenia, nieba, ziemi Pani!
Tobie my, Polacy, serca niesiem w dani,
i w opiekę się oddajem, starych ojców obyczajem.
Hołd Ci niesiem uwielbienia, Święta Matko Pocieszenia,
nie opuszczaj nas.
Najstarsze instytucje w mieście
Wspominając najstarsze instytucje w mieście, mam na myśli głównie szpital i szkoły. Szpital powstał w średniowieczu jako wyraz troski o bliźnich będących w wielkiej potrzebie. Chodziło o czynną miłość bliźniego. Dlatego to Kościół od początku budował i opiekował się przytułkami dla osób chorych, biednych i bezdomnych. Od początku też miejsca takie nazywano szpitalami (hospitale). Budowano je poza miastem, przy drogach, rzekach i mostach.
W XVI wieku sobór trydencki powierzył duchowieństwu pieczę nad szpitalami, zalecając, aby takie miejsce znalazło się w każdej parafii. Ówczesne sprawozdania z wizytacji zawierały zawsze opis z działalności takiej instytucji.
Pierwszą wiadomość o parafialnym szpitalu w Czeladzi przekazuje dokument wizytacyjny z 1598 roku. Dowiadujemy się z niego, że szpital znajdował się przy drodze do Bytomia, w okolicy mostu na rzece Brynicy. Był to niewielki dom, do którego przylegał ogródek. Przed szpitalem stał drewniany krzyż z Panem Jezusem namalowanym na blasze. Szpital składał się z dużej izby, w której był kominek z piecem kaflowym, oraz mniejszego pokoju dla zarządcy, zwanego pater hospitarium, którego zadaniem było przyjmowanie chorych, a także wpisanie ich do specjalnej księgi.
Szpital utrzymywał pleban, wyznaczając na ten cel odpowiednią sumę pieniędzy ze swego uposażenia. I tak np. ks. Andrzej Skarżyński przeznaczył na szpital 100 florenów. Przebywało wówczas w szpitalu przeciętnie ok. pięciu osób.
Przed szpitalem codziennie gromadzili się ubodzy i bezdomni. Zajmowali się nimi parafianie wyznaczeni przez plebana. Byli to najczęściej członkowie powstałego Bractwa św. Anny, które w statucie miało wpisaną opiekę nad ludźmi chorymi i biednymi.
Znacznie ważniejszym od prowadzenie szpitala zadaniem parafii, było zajmowanie się oświatą. Pierwsza wzmianka o istnieniu szkoły parafialnej w Czeladzi pochodzi z 1542 roku. Wówczas to pleban czeladzki Wojciech z Koprzywnicy przejął opiekę nad szkołą parafialną. Wynika z tego, że szkoła taka istniała już wcześniej, a pośrednim dowodem na to są studenci Akademii Krakowskiej pochodzący z Czeladzi. Pierwszym był Conradus syn Jana, wymieniony w katalogu studentów Akademii Krakowskiej w 1420 roku. W roku 1444 zostali wpisani na Uniwersytet Krakowski „Petrus i Nicolaus Mroceslay de Czelancz”, w 1595 – Andreas Martini, w 1634 – Adamus Sebastiani, w 1639 – Mateusz Kawcikowski, w 1771 – Franciscus Jesephi Schulc i Johannes Stanislai Zasadzki, w 1772 – Sebastianus Sebastiani Sztuczenski.
Od początku budynek szkoły mieścił się przy kościele. W aktach wizytacyjnych widnieją nazwiska pierwszych rektorów szkoły, a także informacje o stanie budynku. Np. z 1651 roku pochodzi wzmianka, że szkoła była mocno zniszczona, a wizytator polecił plebanowi wybudować nową szkołę. W 1721 roku istniał nowy budynek szkolny, z dwoma salami do nauczania, z oknami i piecami kaflowymi w każdej sali. W pomieszczeniu sypialnym dla uczniów znajdowały się dwa okna, piec kaflowy i kominek. Pokój i kuchnia stanowiły mieszkanie rektora szkoły. Przy szkole było też mieszkanie dla kantora – organisty, który prowadził naukę śpiewu dla chłopców i grał na organach w kościele podczas nabożeństw.
Szkoła utrzymywała się z ofiar parafian. Część ofiar pochodziło z altarii ołtarza Matki Bożej w kościele. Nauczanie prowadził rektor. Znane są tylko dwa nazwiska rektorów czeladzkich szkół, a mianowicie z roku 1598 – Tomasza Markowskiego i z roku 1692 – Jana Twardziszewskiego.
W szkole uczono pacierza, niektórych psalmów, początków łaciny i śpiewu kościelnego, rachunków, pisania dokumentów i listów. Uczniowie byli dzieleni na dwa oddziały: pueri i scholarów, czyli klasy początkujące i starsze. Jakie osiągano wyniki? Trudno to stwierdzić.
Znamienitsze karty historii
W okresie walk o tron polski między Maksymilianem Austriackim a Zygmuntem III Wazą, przebywał w latach 1588-1589 na Śląsku oraz w Olkuszu i Będzinie kardynał Hipolit Aldobrandini, legat papieski, późniejszy papież Sykstus V, który miał uwolnić wziętego do niewoli pod Byczyną i osadzonego w zamku krasnostawskim arcyksięcia austriackiego Maksymiliana, brata cesarza. Negocjacje były długie i uciążliwe. Kardynał mieszkał dłuższy czas w Bytomiu, a jadąc do Będzina na układy z panami polskimi, kilkakrotnie przejeżdżał przez Czeladź. 12 stycznia 1589 roku kardynał ze swoim dworem wybrał się z Bytomia do Będzina. W Czeladzi wyjechali mu naprzeciw panowie polscy, m.in. biskup kujawski Hieronim Rozrażewski oraz marszałek i hetman wielki koronny Jan Zamojski na czele dobrze uzbrojonej konnej jazdy (150 jeźdźców). Wysiadłszy z sani, podeszli by powitać kardynała. Jazda otoczyła powóz kardynała i prowadziła go aż do zamku będzińskiego. Z wież zamku na powitanie zabrzmiały trąby. Kardynał przebywał w Będzinie do 21 stycznia, po czym znowu przez Czeladź powrócił do Bytomia. Podróż tę odbywano jeszcze wiele razy, aż 21 lutego stanęła wreszcie ugoda między stronami, a dokonało się to w ratuszu czeladzkim. 9 marca podpisano układ zwany Paktami Będzińskimi, choć ze względu na miejsce podpisu pakty powinny zwać się czeladzkimi. Zaprzysiągł je król polski w Lublinie 24 maja 1589 roku, a 14 lipca cesarz austriacki w Pradze. Arcyksiążę Maksymilian został wypuszczony z więzienia i odprowadzony na Śląsk. Widząc znaczną liczbę cesarskiego wojska przysłaną na powitanie, krzyknął, że przysięgać pokoju nie ma zamiaru. Wówczas Mikołaj Zebrzydowski chciał go za to ukarać i byłoby doszło do rozlewu krwi, gdyby nie interweniował biskupa Goślickiego. Działo się to na moście granicznym w Czeladzi.
* * *
7 grudnia 1623 roku przybyły do Czeladzi oddziały Jaroszyńskiego, Strojnowskiego, Sieradzkiego i Pangińskiego, które brały udział w wojnie trzydziestoletniej. Oddziały te, będące zbieraniną rozmaitych ludzi, splądrowały miasto. Nawet w dostatnio zaopatrzonej karczmie w rynku nie pozostawiono przysłowiowej kropli piwa, miodu czy gorzałki.
Czeladzianie nie zapomnieli jeszcze plagi przemarszu wojsk, a już na wiosnę 1624 roku Wojciech Mieroszewski, właściciel Michałkowic, Bańgowa i Siemianowic, zagarnął mieszczanom i plebanowi z Czeladzi pola uprawne na prawym brzegu Brynicy, należące do zniszczonej wojną wsi i folwarku Jakubowice. Zrozpaczeni Czeladzianie słali posłów do króla i biskupa krakowskiego, prosząc o pomoc i ratunek. Biskup Marcin Szyszkowski przynaglał króla, który prowadził w tej sprawie pertraktacje z cesarzem austriackim Ferdynandem. Powołana komisja nie rozstrzygnęła sporu, ponieważ ani Mieroszewski, ani Czeladzianie nie chcieli odstąpić od swoich roszczeń. Na nic zdały się zabiegi Mieroszewskiego, aby komisje wydały korzystne dla niego orzeczenie. Miotany wściekłością, posuwał się nawet do bicia mieszczan. Sprawy nie rozstrzygnięto. Mieroszewscy sprzedali część swoich gruntów. W 1721 roku należały one do hrabiego Donnersmarka, który obsadził Jakubowice zbrojną strażą i kazał strzelać do każdego zbliżającego się Czeladzianina. Zrozpaczeni mieszczanie chwycili za broń. Na wzgórzach nadbrynicznych doszło do walki, która zakończyła się porażką mieszczan. Sprawę ożywiła. Znowu zjechały do Czeladzi komisje, które przyznały Czeladzianom prawo do spornych gruntów. Mimo ostatecznego rozstrzygnięcia tego sporu, jeszcze do XIX wieku dochodziło w tym miejscu do gwałtów, aresztowań, a nawet morderstw.
* * *
W 1655 roku przez Czeladź maszerowała armia szwedzka idąca na Kraków. Miasto zostało doszczętnie splądrowane, mieszkańcy na wiele lat popadli w nędzę. 15 września 20 tysięcy szwedzkich żołnierzy stanęło pod Krakowem. Dowodził król Karol Gustaw oraz generałowie Douglas i Wittenberg. Hetman Stefan Czarniecki miał 1800 żołnierzy, nieliczną pomoc ze strony okolicznej szlachty i mieszczan krakowskich oraz 12 armat. Po trzytygodniowym oblężeniu Karol Gustaw wezwał obrońców do poddania się. 17 października nastąpiła kapitulacja. Stefan Czarniecki wyszedł z Krakowa. Razem z wojskiem doszedł pod Siewierz, a i zapewne część wojsk rozlokował w Czeladzi, Będzinie i Wojkowicach Kościelnych. Hetman stanął kwaterą w Siewierzu na zamku i stamtąd słał gońców do rozległych posiadłości biskupa krakowskiego, przygotowując się do walki z najeźdźcą. Trzymiesięczny rozejm wykorzystał na zbrojenie wojska i werbunek ochotników. 5 listopada 1655 roku Stefan Czarniecki wydał w Siewierzu Uniwersał, w którym nawoływał, aby każdy stanął do walki z nieprzyjacielem Rzeczypospolitej.
* * *
Rok 1683 kojarzy się każdemu Polakowi z wiktorią Wiedeńską. Także w Czeladzi świętowano zwycięstwo polskich wojsk nad turecką potęgą. Jednak przedtem miasto przeżyło przemarsz oddziałów ciągnących pod Wiedeń. Kroniki notują, że 18 sierpnia tegoż roku miasto z całym przepychem powitało zagranicznych gości, którzy mieli powitać polskiego króla i jego armię. W imieniu cesarza Austrii, Leopolda, króla Jana III Sobieskiego witali przedstawiciele szlachty śląskiej. 19 sierpnia pod wieczór zjechał do Czeladzi najstarszy królewicz, Jakób Sobieski w towarzystwie dwóch Radziwiłłów i hrabiego Denhoffa młodszego, z oddziałem husarii i dwiema kompaniami gwardii przybocznej. Następnego dnia przejeżdżały przez Czeladź oddziały armii króla Jana III Sobieskiego w liczbie około 25 tysięcy jazdy, 28 armat i 3 tysięcy wozów. 21 sierpnia przybył do Czeladzi król Jan III Sobieski w otoczeniu rycerstwa ks. Przeborowskiego, jezuity, kapelana królewskiego. Monarcha prezentował się bardzo dostojnie: ubrany był w niebieski żupan przetykany złotem, ozdobiony klejnotami. Karocę ciągnęło 6 bułanych koni.. Po krótkim postoju w mieście, król ruszył ku mostowi na Brynicy, skąd droga wiodła na Bytom. Tam przywitał króla wspaniałą oracją baron Wilczek.
W ciągu kolejnych 5 dni przemaszerowało przez Czeladź 5 pułków piechoty z księciem Wiśniowieckim na czele i 8 tysięcy Litwinów. Kroniki niemieckie wspominają, że w straży tylnej szło jeszcze 5 tysięcy Armeńczyków, noszących na głowach wysokie czerwone czapki, ubranych w kaftany bez rękawów i długie czerwone spodnie. Uzbrojeni byli w muszkiety i topory. Na sztandarach mieli duży krzyż.
Pisarz miejski czeladzki, Łukasz Twardziszewski napisał o tym przemarszu wojsk słowa: „O tey armieji i companii siłaby trzeba pisać, chronikarzom to poleciwszy”.
* * *
2 lipca 1697 roku zjechało do Czeladzi 1500 przedstawicieli szlachty polskiej z kasztelanem wileńskim Słuskim, starostą wschowskim Radoszewskim oraz kasztelanem krakowskim Jabłonowskim. Zostali oni wysłani przez biskupa kujawskiego, aby zaofiarować polską koronę księciu saskiemu Augustowi Fryderykowi II, zwanemu Mocnym. Poczet polskiej szlachty zatrzymał się w Czeladzi cały dzień, zjedzono wszystko co tylko można było dostać w mieście, po czym ta niezwykła delegacja ruszyła w dalszą drogę do Tarnowskich Gór.
2 lata później, 27 lipca, stanął w czeladzi August Mocny z ogromnym dworem i liczną szlachtą, przeklinając deszcz, który go stale prześladował w podróży. Pośród ulewy powitała go Rada Miejska z burmistrzem na czele. August Mocny miał odpowiedzieć: „Przyszedłem do Was, opuszczając moje kraje i moją ojczyznę, z miłości ku Wam, nie w tym celu, aby być dla Was ciężarem, ale dlatego, aby przywieźć Wam moje dostatki, moje bogactwo, moją potęgę i wszystko co ode mnie zależeć będzie, aby sławę i cześć Waszego narodu według sił pomnażać, zwalczając nieprzyjaciół królestwa, a przede wszystkiem wrogów chrześcijaństwa”.
* * *
28 kwietnia 1807 roku władze powiatu siewiersko-lelowskiego, do którego wówczas należała Czeladź, rozlepiły w mieście odezwy w sprawie obchodzenia rocznicy 3 Maja. Jak pisano, „zbliża się dzień sławny, dzień święta Narodowego, pamięć którego raz tylko publicznie obchodzono po utracie Ojczyzny naszej, przez cnotliwych Polaków w ich sercach tajemnie zawsze święconą była, to jest dzień 3 Maja 1791 roku. Nie potrzeba by zapewne Szanowni i Szlachetni Obywatele miast do was tej odezwy czynić i zachęcać do uroczystego obchodzenia tego dnia. Naród bowiem polski nie mógł jeszcze zapomnieć dnia roku tego, od którego miał liczyć lata swojej krajowej szczęśliwości, którego Europa dotychczas nie zapomniała. Czyliż ma ten dzień pamiętny, tak święty, ozięble teraz przeminąć? Nie! Obchodźmy w tym powiecie to święto z pewną uroczystością i radością, nie wzywani od żadnej władzy krajowej, lecz własną zachęceni wolą. Niech w każdym mieście, w domu każdego obywatela, w stanie biednego rolnika święconą będzie pamięć tej ustawy, która wszystkich mieszkańców z ziemi polskiej węzłami ślubów narodowych z Ojczyzną połączyła”.
W Czeladzi zorganizowano Komitet Obchodów 3 Maja, na czele którego stanął proboszcz parafii ks. Jakób Krupiński oraz starsi miasta. Samo święto obchodzono bardzo radośnie. Do południa Czeladzianie ze sztandarami cechowymi i orkiestrą pomaszerowali do Będzina, a po południu świętowano w Czeladzi. Uroczyste nieszpory odprawił ks. Wawrzyniec Cachulski, proboszcz będziński. Po nabożeństwie ruszono na rynek, gdzie obywatel Jan Rączaszek wygłosił przemówienie. Wieczorem na okolicznych wzgórzach młodzież zapaliła sobótki.
* * *
W 1817 roku przeprowadzono spis posiadłości Wolnego Miasta Czeladzi. Miasto liczyło 245 domów mieszkalnych, w tym murowanych 13, drewnianych 232, krytych gontem 205, słomą – 40, chałup dymnych – 32, z kominem z gliny lepionych – 10, z kominem murowanym – 203. Własnością magistratu było 8 domów, z których 2 murowane. Jan Kanty Brański posiadał gorzelnię murowaną. Wójtostwo Dziedziczne posiadało karczmę zbudowaną z drzewa, z podcieniami, która stała przy rynku. Kapelania była zbudowana z drzewa, kryta gontem.
* * *
22 listopada 1818 roku ogłoszone zostało rozporządzenie Aleksandra I, Cesarza Wszechrosji, Króla Polskiego, wydane 18 marca 1817 roku, na mocy którego przy każdej parafii miał być powołany dozór kościelny, składający się z kolatora proboszcza i 3 parafian. Dozór kościelny miał czuwać nad reperacjami kościoła, cmentarza i plebanii, zarządzać funduszami zebranymi na rzecz kościoła. Zebrania dozoru miały się odbywać pod przewodnictwem kolatora, a uchwały zapadać większością głosów.
* * *
W 1830 roku w powstaniu listopadowym wzięli udział Czeladzianie, bracia Tomasz, Wojciech, Antoni i Szczepan Kipińscy. Jeden z ciężko rannych oficerów powstania, p. Lubowiecki, znalazł schronienie u mieszczanina czeladzkiego, Jana Koniecznego. Po dwutygodniowym leczeniu w Czeladzi został przewieziony do Bytomia.
* * *
Od 1860 roku rozpoczęły się poszukiwania węgla w Czeladzi i okolicy. Powstały pierwsze szyby na Syberce i Piaskach. Kilka lat później zbudowano pierwsze kopalnie.
* * *
Po wybuchu powstania styczniowego w 1863 roku przybył do Czeladzi por. Chmieliński z Legii pułkownika Janowskiego, który werbował ochotników do powstania. Zgłosili się Czeladzianie: Stanisław Kipiński, Ogłódek, Łukasz Trząski, Wojciech Wróbel, Stanisław Wróbel, Jan Duliński, Dobrzyński, Wartek. W Czeladzi zawiązał się również Tajny Komitet Powstańczy, który zajął się czynnym werbunkiem do powstania. Po upadku powstania rząd rosyjski ukarał Czeladź odebraniem praw miejskich i przyłączeniem do gminy Gzichów. Prawa miejskie odzyskała Czeladź dopiero w 1915 roku.
* * *
W 1890 roku powstało w Czeladzi Towarzystwo Akcyjne Zakładów Górniczo-Przemysłowych „Saturn”. Zostało założone przez kapitalistów łódzkich z Karolem Scheiblerem na czele i nabyło od księcia Hugo Hohenlohe kopalnię „Saturn”, kopalnię rudy żelaznej i galmanu, gospodarstwo rolne i leśne w powiecie olkuskim i będzińskim. Wkrótce Towarzystwo wybudowało w Czeladzi szpital, który od 1898 roku służył wszystkim mieszkańcom. Pierwszym lekarzem w tym szpitalu był dr Suchodolski.
* * *
W ruchu wolnościowym w latach 1905-1914 Czeladź brała bardzo żywy udział. Jak pisze Kantor-Mirski, mieszczaństwo wyrobione społecznie, z zapałem pomagało bojowcom, przemycało bibułę, broń, a nawet bomby, zaś przed procesem starachowickim i częstochowskim, setkami przeprowadzało przez granicę działaczy polskich zagrożonych zesłaniem na Sybir, katorgą lub szubienicą. Byli wśród nich m.in. Arciszewski, Sulewicz, Aleksander Malinowski, Prausowa.
Wielką pomoc okazywała polskim bojownikom kopalnia „Saturn”, a zwłaszcza jej pracownik, człowiek – legenda, Paweł Piotr Dehnel. On to kilkakrotnie przeprowadzał przez granicę marszałka Józefa Piłsudskiego jako „Ziuka”, Walerego Sławka jako „Wandę”, Piotra Nasiłowskiego i wielu innych.
W pamięci najstarszych mieszkańców
W latach międzywojennych Czeladź wyróżniała się wśród innych miejscowości Zagłębia Dąbrowskiego. Można napisać, że była miastem dość charakterystycznym. W kalendarzu z 1935 roku nieznany autor, na pewno jednak mieszkaniec miasta, dość krytyczny wobec swoich ziomków, wspomina, że w jego miejscowości przeszłość żyje z teraźniejszością. Małe, niskie, drewniane, wapnem bielone i zmurszałe ze starości chatynki ocierają się bokami o większe, murowane domy, gdzie w odróżnieniu od sąsiadów-obywateli, „historycznych” potomków dawnych mieszczan czeladzkich, ulokowali się „przybysze” z dalekich stron czy pobliskich wsi, którzy przybyli za chlebem i pracą do tutejszych kopalń węgla, tworząc w ich obrębie kolonie robotnicze, a z biegiem czasu – dzielnice, zmieniając powoli przez usuwanie odległości i budowę nowych domów i ulic wygląd obecnej Czeladzi.
Autor słusznie podkreśla, że życie miasta przez całe wieki skupiało się na wzgórzu, wokół kościoła. Tu znajdował się od niepamiętnych lat rynek, a od niego promieniście wychodziły krótkie uliczki. Dalej znajdowały się mury, biegnące wzdłuż ulic Krzywej, Podwalnej i Zamurnej. Dalej autor wspomina, że jeszcze przed czterdziestu laty Czeladź miała wygląd dawnego polskiego miasteczka. Czarowała każdego uroczą zadumą podcienionych domów o swoistej linii form, o typowo polskiej konstrukcji dachu. Charakterystyczny był ratusz w środku rynku oraz ogromna, o wygodnym podcieniu stara karczma, pokryta łamanym, wysokim dachem, w której sieni parokonnym wozem można było bez mała nawrócić. Całe uliczki, jak Zamurna, były zabudowane szeregowo ustawionymi mieszczańskimi domkami, w których pod okapem wisiały obrazy św. Floriana.
Natomiast ok. 1935 roku (czasy, kiedy żył autor wspomnianego kalendarza), już pierwszy ogólny rzut oka na miasto wystarcza, by dostrzec kontrast między centrum – domami i ich rozmieszczeniem w pobliżu kościoła, w obrębie starego rynku, a resztą dzielnic. Tu, zakreślona ulicami Zamurną, Krzywą, Podwalną i Nadrzeczną leży kolebka starej Czeladzi. Tu znajduje się rynek ze starym ratuszem, stare charakterystyczne domki, kręte i wąskie uliczki. Tu znajduje się kościół i wszelkie urzędy, jak magistrat, poczta, sąd, komisariat Policji Państwowej. Tu również ma siedziby poważna część organizacji miejskich.
Ta część miasta góruje nad innymi. Nie tylko z powodu ruchliwości, ale właśnie ze względu na swoje górzyste położenie, skąd w różnych kierunkach spadają pochyło ulice łączące starą Czeladź z innymi częściami miasta. Na południowy wschód ulica Reymonta zbiega się na skrzyżowaniu z Milowicką i mostem Saturnowskim, łączącym je z Kolonią „Saturn”, ulicą Kopalnianą i kopalnią „Saturn”. Po drugiej stronie Brynicy, płynącej wzdłuż ulicy Milowickiej, rozciąga się tak zwany Łęg, dalej na wzgórzu pokrytym kępą drzew, gdzie ongiś stała „latarnia morska” rzucająca światło na rozlewne wody Brynicy, jest dziś prochownia, a obok niej stadion sportowy, a za nini Nowa Kolonia, przylegająca z jednej strony do kopalni, a z drugiej – do ulicy Elektrycznej, w poprzek której rozciąga się wielki most przecinający ulicę Bytomską, łączący Czeladź ze Śląskiem.
Nie tylko domy i nazwy ulic składają się na żywą historię miasta. Tworzą ją również ludzie. Nie tylko ci, którzy już odeszli i śpią snem wiecznym na cmentarzu czeladzkim, położonym między ulicami Reymonta, Nowopogońską i Cmentarną, ale także ci żywi, pamiętający przeszłość, znający z opowiadań czasy dawniejsze. Autor pisze, że gdy zima przyjdzie i wieczór wcześnie zapadnie, a ogień wesoło na kominku buzuje, usiądzie taki pochylony wiekiem staruszek i zacznie opowiadać, jak to za jego, panie, czasów bywało albo za czasów jego, panie, dziadka, o których mówił mu jego ojciec, jak to działo się pięknie na świecie. Nie tak, jak dziś. Ot, w taki jak i dziś wieczór, panie, szło się do starej karczmy, co hań stała, kaj teroz nie ma nic, ino pusty plac koło Makowskiego, spotykało się tam znajomych i krewnioków, siedło się z nimi przy śliwowicy albo inszej małmazyi i piło się, panie, gadało i piło. Tak, tak, dziś insze czasy, insze trunki, insze ludzie. I grzychu więcyj…
Miasto Czeladź wiele widziało, wiele przeżyło chwil wspaniałych – pisze dalej tenże anonimowy autor kalendarza. W swych skromnych domach gościło niejednego dostojnika, niejeden hufiec zbrojny przeciągał przez jego wąskie i kręte ulice. Widziało królów i królowe, poczty znacznych panów, będących tu przejazdem, zatrzymujących się dla odpoczynku. Zacne to grodzisko zamieszkiwali ludzie o szczerych jak złoto sercach. Z wiekowych swych tradycji nic nie uronili, zachowali wszystkie swe zalety i wady. Przechodziły wieki, miastem miotały różne burze i różne miasto przechodziło koleje – czeladzianie pozostawali tacy sami. Dumni i hardzi, zawzięci i nieustępliwi aż do ostatecznych granic, a przy tym wszystkim szczerzy jak złoto, gdy z serca do nich mówiono i serce im okazano.
Nie musimy zgodzić się z tym, co autor pisze o mieszkańcach grodu. Czeladzianie, według niego, zawsze wynosili się nad innych. Z dawien dawna też nazywa się ich „Szwedami”, nie z racji pochodzenia od Szwedów, którzy podczas potopu tu byli, ale dla ich uporu. Upór ten uwydatnił się zwłaszcza w procesie o ziemie nad Brynicą, który trwał przez całe wieki. Z powodu uporu Czeladzian miasto pozbawione zostało szansy rozkwitu; według budowniczych kolei warszawsko-wiedeńskiej (1856 roku) linia miała przebiegać przez Czeladź, ale niestety, mieszkańcy nieufnie odnieśli się do prac „jeometrów”, a na koniec zwołali zebranie i po burzliwych obradach odrzucili projekt. Linia pobiegła przez mniej znany wówczas Sosnowiec, zapewniając miastu wspaniały rozwój.
Wśród wielu uwag jest i ta, że Czeladzianie przybyszów nie cenili, pragnęli żyć własnymi radościami i troskami, bez wtrącania się innych. Na obcego mówili, patrząc nieprzyjaźnie: „czudży”. W karczmie, gdy do koła tańczących dołączył ktoś obcy, wśród obecnych dał się słyszeć pomruk: „szmyckiem go, bo to czudży”. Intruz szybko lądował na ulicy. Nawet w kościele, gdy ktoś obcy zajął miejsce w ławce, to go usuwano jako „czudżego”. Wymawianie „s” i „c” jako „sz” i „cz” należało, według czelaszian, do dobrego tonu. Kto lepiej potrafił „czedzić” lub „szeplenić”, ten cieszył się większym poważaniem.
W tymże kalendarzu znajduje się również inne wyjaśnienia faktu, że czeladzian nazywa się Szwedami. Otóż, jak opowiadają starzy ludzie, po najeździe Szwedów na Polskę kilku z nich po wojnie pozostało w Czeladzi. Trudno powiedzieć, czy osiedlili się dobrowolnie, czy też byli jeńcami. Dość, że byli między nimi rzemieślnicy, szewcy. Potrafili szyć buty o innych fasonach, z cholewami, które bardzo spodobały się zamożnym mieszczanom. Wieść o ich umiejętnościach szybko rozeszła się po okolicy. Idący więc zamówić u nich buty, pytani przez znajomych, dokąd idą, odpowiadali: do Szwedów, czyli do szewców osiadłych w Czeladzi. Po jakimś czasie określenie to przylgnęło do wszystkich mieszkańców Czeladzi. I do dzisiaj jest w modzie
CZĘŚĆ II
NAJNOWSZA HISTORIA PARAFII
Przełom XIX i XX wieku był dla Czeladzi okresem znacznego rozwoju. Niemal błyskawicznie przybywało mieszkańców, głównie za sprawą dwóch powstałych w mieście kopalń węgla – „Czeladzi” i „Saturna”. Osiedlający się przybysze pochodzili z całej Kongresówki. Rozwój miasta nie odbywał się jednak bez trudności. Czeladź nadal na nie posiadała praw miejskich, trwała rusyfikacja, rozpijano mężczyzn i młodzież. Odpowiedzią mieszkających tu ludzi było nieśmiałe organizowanie się w ruchu spółdzielczym. Była to pierwsza najprostsza forma organizacji społecznej dla obrony własnych interesów. Pomagali w tym światli duchowni, przy okazji zaś rosła świadomość społeczna i religijna mieszkańców.
11 lutego 1898 roku odbyło się, zapewne nie po raz pierwszy, zebranie parafialne, na którym uchwalono, aby poprosić władzę duchowną o przysłanie drugiego księdza wikariusza. Zobowiązano się dać mu mieszkanie i roczną pensję w wysokości 150 rubli. Również Towarzystwo Kopalni „Saturn” czyniło starania o przydzielenie kapłana, który podjąłby nauczanie religii w kopalnianej szkole. Konsystorz kielecki wyraził zgodę. Podobną zgodę wyraził Generał Gubernator warszawski.
Wsie dawniej należące do parafii w Czeladzi budowały własne kościoły i odłączały się od macierzystej parafii. Tak było z Wojkowicami Komornymi, Sosnowcem, Pogonią, Ostrą Górką, Piaskami… Mimo odłączenia się tych miejscowości od macierzystego kościoła w Czeladzi, stara świątynia i tak nie mogła pomieścić wiernych rozrastającego się miasta.
Blisko dziewięciotysięczna parafia, z perspektywą dalszego rozwoju, posiadająca kilka szkół, w tym również szkołę górniczą, zwracała się kilkakrotnie do konsystorza kieleckiego o zezwolenie na otwarcie kaplicy przy kopalniach „Saturn” i „Czeladź” na Piaskach. Dojrzewała też sprawa budowy nowego kościoła.
Początkowo próbowano remontować stary kościół, który znacznie podupadł. W tym celu wystarano się (20 grudnia 1901 roku) u papieża Leona XIII o przywilej odpustu zupełnego dla tych wiernych, którzy w święta św. Stanisława Biskupa i Męczennika, św. Anny, Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, Serca Jezusowego, św. Józefa, św. Stanisława Kostki, św. Antoniego z Padwy, Serca Matki Bożej oraz w trzecią niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego nawiedzą kościół w Czeladzi, przyjmą sakramenty św., pomodlą się w intencji Ojca Świętego, a także złożą ofiarę na odbudowę świątyni.
Szlachetna inicjatywa nie miała jednak szans powodzenia, ponieważ mury świątyni były popękane w zbyt wielu miejscach, a przede wszystkim kościół był stanowczo za mały. Wielu światłych parafian było przekonanych, że trzeba jak najszybciej przystąpić do wzniesienia nowego kościoła.
Plan budowy nowej świątyni powstał już w 1890 roku. Zapiski parafialne informują, że zebrano na ten cel kilka tysięcy rubli. Jednak dopiero z chwilą przybycia do Czeladzi ks. wikariusza Bolesława Pieńkowskiego w 1899 roku, plan budowy nowego kościoła zaczął przybierać konkretne kształty.
Rusza budowa kościoła
Ksiądz Pieńkowski, dwojga imion: Bolesław Nikodem, syn Baltazara i Józefy z Mościckich, miał szlacheckie pochodzenie. Urodził się w Pieńkach 15 września 1874 roku. W Czeladzi znalazł się przypadkowo. Przybył na wakacyjne zastępstwo za ks. Piotra Czernę, który wyjechał za granicę. Kiedy ten do 16 sierpnia nie powrócił, ks. proboszcz Ludwik Satalecki prosił biskupa kieleckiego, aby ks. Pieńkowski mógł pozostać jako wikariusz w Czeladzi i taką zgodę uzyskał. Młody wikariusz, dynamiczny i mądry, spodobał się księdzu proboszczowi, cierpiącemu już wówczas na artretyzm. Kiedy więc stanęła przed parafią sprawa budowy kościoła, nic dziwnego, że wziął ją w ręce obrotny wikariusz. Na początek wykorzystał swoje znajomości z właścicielami kopalń. To zapewne dyrektorzy kopalń, Tezenas i Vianney przywieźli z Warszawy rysunki pięknych katedr francuskich, które inspirowały pracę architektów.
Od początku chciano budować świątynię olbrzymią, największą w Zagłębiu, a więc i kosztowną. Zawiązano komitet budowy, do którego weszli z ks. Pieńkowskim najznamienitsi przedstawiciele miasta, ci, którzy mieli możliwość dotarcia do potencjalnych ofiarodawców, głównie zarządów kopalń.
Pierwsze dokładniejsze sprawozdania z posiedzeń komitetu budowy pochodzą z roku 1904. Informują one o zebraniu na ten cel blisko 8 tys. rubli. W zarządzie komitetu zasiadali: jako prezes – ks. Bolesław Pieńkowski, a także Piotr Markiewicz – dyrektor kopalni „Czeladź” na Piaskach, Roman Sztuka – obywatel Czeladzi, W. Kubasik – obywatel Milowic, Wincenty Mazur – fachowiec murarz, Jan Skowron – komendant Straży Pożarnej.
20 listopada 1904 roku po raz kolejny zebrał się komitet budowy, aby rozważyć trzy projekty lokalizacji nowego kościoła. W zebraniu udział wzięli: Mateusz Bielski z Wojkowic Komornych, Stanisław Bacia z Czeladzi, Jan Brzostowski z kopalni „Saturn”, Walenty Dzieczko z kopalni „Wiktor” w Milowicach, Jan Mróz z Czeladzi, Jan Przybyłek z Milowic, Franciszek Przygoda z kopalni „Michał Ernest”, Czesław Podlewski z kopalni „Saturn”, Zbigniew Paderewski, Jan Rączaszek i Roman Sztuka – wszyscy trzej z Czeladzi. Uchwalono jednogłośnie, aby świątynię wybudować na terenie ogrodu probostwa, tuż obok starego kościoła. W ten sposób pozostawiono nietknięty stary kościół, zaoszczędzono też pieniądze, które musiałyby zostać przeznaczone na zakup placu pod budowę. Można też było od razu przystąpić do prac budowlanych. W zamian za plebański ogród postanowiono przyznać proboszczowi odpowiedni grunt w innym miejscu.
Od razu też porozumiano się z dostawcami materiałów budowlanych oraz wykonawcami, aby składali swoje oferty. Uchwalono, że wszystkie materiały budowlane muszą być pochodzenia krajowego, z wyjątkiem tych, których w kraju nie można dostać. Fundusze wpływające na budowę składano w Banku Handlowym w Sosnowcu. Przewidywany koszt budowy wynosił 200 tysięcy rubli.
Za radą ks. Pieńkowskiego zwrócono się do dyrekcji kopalń, aby wsparły finansowo budowę, wyjednano m.in. prawo bezpłatnego łamania kamienia w jednym z okolicznych kamieniołomów.
Pozostał jeszcze problem projektu architektonicznego kościoła. Pierwsze dwa projekty zostały odrzucone przez powiatowego budowniczego. Uznał je za nieudane. Rzeczywiście, nie zadowalały także parafian. Autorem kolejnego projektu był architekt budowniczy Hugon Kuder z Warszawy. Przedstawiony przez niego projekt był naprawdę imponujący. Ukazywał neoromańska świątynię, z absydą na wschód, z czerwonej klinkerowej cegły, mającą 68 m długości i 24 szerokości, dwie wieże od zachodu, wysokie na 66 m, a na skrzyżowaniu naw, na czterech potężnych filarach wznosiła się ośmiokątna rotunda z galerią ozdobioną kolumnami. Również w prezbiterium znajdowały się zdobione romańskie kolumny. Wszystkich kolumn w kościele miało być 34, o rozmaitych kształtach, nad nimi balkony oraz loże. Mnóstwo kamiennych rzeźb i sztukaterii tworzyło imponujący wystrój wewnątrz i na zewnątrz świątyni.
Duszpasterz i robotnik
W 1905 roku naczelnik powiatu będzińskiego zatwierdził komitet budowy kościoła w Czeladzi. Powiadomiono wówczas Dyrekcję Górniczą oraz zarządy kopalń, aby potrącały 1% z zarobków górników na budowę świątyni. Kosztorys opiewał na sumę 200 tys. rubli. Bez wsparcia kopalń oraz górniczych składek nie byłoby możliwe przystąpienie do realizacji tak poważnej inwestycji.
17 września 1905 roku firma „Starożyk” ze Strzemieszyc rozpoczęła wykopy pod fundamenty. Równocześnie ociosywano kamień i murowano. Ks. Pieńkowski całą duszą zaangażował się w budowę. Kierował, a zarazem pracował fizycznie razem ze wszystkimi. Był duszą przedsięwzięcia. Kiedy brakowało funduszy, osobiście odwiedzał dyrektorów kopalń i gorąco namawiał do włączenia się w tę wielką sprawę, kaja była budowa świątyni. Z jego inicjatywy powstał specjalny komitet składkowy. Parafian podzielono na trzy kategorie, według zamożności. Dyrektorzy kopalń zobowiązali się, że dołożą dodatkowo kwotę, która pochodziła z jednoprocentowego opodatkowania zarobków górników. Także czeladzcy rolnicy uchwalili zrzeczenie się na rzecz budowy tzw. korcowego. Miał też ks. Pieńkowski inne oryginalne pomysły wspomagania budowy. Np. zobowiązywał nowożeńców dających na zapowiedzi do odpracowania określonej liczby dniówek przy kościele. Mogło to być np. wniesienie 500 cegieł na budowę. A że mury pięły się szybko, więc taka pomoc łączyła się z dużym wysiłkiem fizycznym. Kiedy brakowało w kasie pieniędzy na wypłatę dla murarzy, ks. Pieńkowski kwestował po czeladzkim rynku, nie omijając oczywiście karczmy.
Projekt kościoła był imponujący, ale władze powiatowe nie zatwierdziły go w całości, polecono bowiem obniżyć wysokość wież. Budowniczy Hugon Kuder miał zmienić ich zwieńczenie, widocznie jednak tego nie dokonał, a jedynie wstrzymał ich budowę, na co wskazuje ich dzisiejszy wygląd.
Ksiądz Pieńkowski nie ograniczył swego zaangażowania jedynie do spraw budowy kościoła. Był m.in. inicjatorem powstania straży pożarnej w Czeladzi. Miało to zapobiec tragediom podobnym tej, jaka wydarzyła się nocą z 23 na 24 maja 1904 roku. Pożar strawił wówczas stodoły znajdujące się za rynkiem, zagroził wielu domom, także wikarówce, w której mieszkał ks. Pieńkowski. Wikariusz razem z parafianami, narażając życie walczyli z żywiołem. Dopiero straż milowickiej walcowni pomogła go ugasić.
Pożary wybuchały jeszcze wielokrotnie, m.in. w październiku 1906 i styczniu 1907 roku. Spowodowały masę zniszczeń. Dlatego ks. Pieńkowski, nie czekając, aż uczynią to opieszałe władze, doprowadził do zorganizowania straży pożarnej. Został też pierwszym prezesem Zarządu Straży Ogniowej. Na początku 1908 roku zakupiono odpowiedni sprzęt, pełne umundurowanie dla strażaków oraz przystąpiono do wznoszenia strażnicy, która stanęła jesienią tegoż roku. W jej poświęceniu 7 września 1908 roku wzięły udział straże przybyłe z Krakowa i Lwowa.
Kiedy na wiosnę 1906 roku założono w Czeladzi oddział Polskiej Macierzy Szkolnej, stał za tym oczywiście ks. Pieńkowski. Skupiła ona aktywnych działaczy miasta, m.in. inż. Jana Brzostowskiego – dyrektora technicznego kopalni „Saturn”, dr. Stefana Falkowskiego – lekarza szpitala tejże kopalni. Pierwszą inicjatywą PMS była budowa szkoły. W tym celu PMS zakupiła plac przy ulicy Będzińskiej i rozpoczęła budowę. W grudniu 1907 roku ukazem generał-gubernatora zawieszono działalność Polskiej Macierzy Szkolnej – zarząd przekazał nie ukończony budynek osadzie Czeladź (prawa miejskie niebyły jeszcze przywrócone). Kiedy później w nowym budynku rozpoczęto zajęcia szkolne, nazwano go szkołą Macierzy Szkolnej.
W 1906 roku ks. Pieńkowski powołał do istnienia Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” i wszedł do jego zarządu. Był również niedościgniony w organizowaniu różnych imprez. Chociaż o jednej z nich warto wspomnieć. W sierpniu 1906 roku ks. Pieńkowski zorganizował pielgrzymkę Czeladzian na Jasną Górę. Jak pisał Dzwonek Częstochowski z września 1906 roku: „Pośród kompanii przybyłych na uroczystości poświecenia nowej wieży, wyróżniała się wzorowym porządkiem i głębokim nastrojem religijnym kompania z Czeladzi, z diecezji kieleckiej, przybyła pod przewodnictwem ks. Pieńkowskiego.”
Młody wikariusz cieszył się wśród parafian dużym autorytetem i uznaniem. Angażował się w każde dobro, potrafił też zareagować szybko na zło. M.in. w kwietniu 1905 roku zapobiegł rozlewowi krwi w Czeladzi. Wypadek miał miejsce w lany poniedziałek wielkanocny, kiedy to jeden z wyrostków oblał wodą Żyda. Oburzony Żyd zwymyślał żartownisia. Przygodni widzowie podzielili się na dwa obozy: chrześcijan i Żydów. Rozgorzała kłótnia, doszło do bójki. Jeden z Żydów pchnął nożem katolika, jak się okazało, śmiertelnie. Katolicy w jednej chwili zniszczyli sklep należący do zabójcy i mieli zamiar szukać zemsty na jego ziomkach i ich mieniu. Płomień rozruchów objąłby z pewnością całą Czeladź, gdyby nie śmiałe wystąpienie ks. Pieńkowskiego oraz ks. Mazurkiewicza, którzy zdołali zapanować nad wzburzonym tłumem.
24 czerwca 1908 roku zmarł proboszcz czeladzki, ks. Ludwik Satalecki. Liczył 78 lat. W ostatnich latach niedomagał na nogi. Mszę św. odprawiał na siedząco, a do kościoła nosiło go na specjalnym fotelu czterech mężczyzn. Po jego śmierci ks. Bolesław Pieńkowski otrzymał nominację na administratora parafii. Stały już wówczas mury nowego kościoła, a budowa zmierzała do szybkiego końca. Niestety, 30 sierpnia tego roku nowym proboszczem nie został mianowany ks. Pieńkowski. Został nim ks. Paweł Frelek.
Nowy proboszcz pochodził spod Warszawy, był działaczem niepodległościowym, za co już jako kapłan spędził 2 lata w Cytadeli Warszawskiej, a następnie zesłano go na 6 lat na Syberię. Wcześniej był już przez rok wikariuszem w Czeladzi. Nie ukończył studiów prawniczych na Uniwersytecie Warszawskim.
Ks. proboszcz Paweł Frelek po przyjściu do Czeladzi przejął sprawy budowy, natomiast ks. Pieńkowski jeszcze tego roku został administratorem parafii Stary Sielec w Sosnowcu. Po jego odejściu tempo budowy jakby zmalało, niemniej jednak prace trwały. Proboszcz przejął przewodniczenie w komitecie budowy, jednak z powodu zmniejszających się funduszy dochodziło do niesnasek i drobnych konfliktów. W efekcie, z powodu pewnego przykrego zajścia, opuścił parafię. Stało się to z powodu jednego z zebrań parafialnych, na którym ks. proboszcz chciał poruszyć sprawę budowy nowej plebani. Świątynia bowiem była już na ukończeniu, zaczęto nawet odprawiać w niej nabożeństwa, a materiałów budowlanych zostało jeszcze sporo. Kiedy więc ks. Frelek szedł na zebranie, usłyszał jak jeden z parafian, Stanisław Kozłowski, buntował innych słowami: „Zachciało mu się pałaców, a jak przychodził do Czeladzi to mówił, że chociażby pod namiotem przyszło mu mieszkać, to i tak do niej przyjdzie”. Choć zebrani nie reagowali na te oskarżenia, proboszcz oburzył się, słysząc takie pomówienia – nie wziął udziału w zebraniu, a następnego dnia napisał do biskupa prośbę o przeniesienie do innej miejscowości. Była to dla parafii wielka strata, ponieważ ks. Frelek był bardzo oddany budowie i przecież w ciągu tych kilku lat jego rządów kościół oddano do użytku wiernych. Zapewne jednak różnych innych, podobnie przykrych dla niego incydentów musiało być więcej, a ten przytoczony tutaj dopełnił tylko goryczy proboszcza. Ks. Paweł Frelek 2 marca 1911 roku objął probostwo w Staromieściu.
Poświęcenie kościoła
Następcą ks. Frelka został ks. Antoni Bożek (1911-1913), teolog po Akademii Duchownej w Petersburgu, kanonik honorowy kielecki, proboszcz parafii w Nowym Sielcu. Parafię objął 8 kwietnia, i jak to można odczytać z kroniki, wziął się energicznie do prac wykończeniowych przy świątyni. M.in. w tym czasie dokończono krycia dachu eternitem.
W tym czasie wystąpiły kłopoty finansowe, ponieważ odłączyły się od parafii Wojkowice Komorne oraz Milowice. Także kopalnie znajdujące się na tym terenie przestały płacić uchwalone wcześniej składki na budowę. Dozór Kościelny wystosował nawet pismo w tej sprawie do biskupa kieleckiego, aby nie godził się na podział parafii. Niedobory finansowe spowodowały także fakt, że część ziemi należącej do parafii została wydzierżawiona przez kopalnię „Saturn” za wręcz symboliczną cenę. Zmagał się więc ks. proboszcz Bożek z różnymi przeciwnościami, pokonywał te, które się dało. Kiedy można już było sprawować nabożeństwa w nowej świątyni, zwrócił się 23 marca 1913 roku do biskupa kieleckiego z prośbą o zezwolenie na poświęcenie kościoła. Po jej otrzymaniu proboszcz czeladzki poświęcił kościół 8 maja 1913 roku. Niedługo po tym, wydarzeniu, bo już 9 lipca, został mianowany proboszczem parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu. Można żałować, że odszedł z Czeladzi tak szybko. Dodajmy, że w Sosnowcu pracował jedynie trzy lata, aby objąć probostwo katedry kieleckiej, także tylko na 2 lata.
Po odejściu ks. Antoniego Bożka parafianie czeladzcy wystosowali prośbę do biskupa kieleckiego Augustyna Łosińskiego, w której prosili o powrót do parafii ks. Bolesława Pieńkowskiego, wówczas proboszcza w Koziegłowach. Prośbę motywowali tym, że jedynie on mógłby dokończyć budowę kościoła. Podpis pod petycją złożyło 85 parafian.
26 lipca 1913 roku przyszła odpowiedź odmowna, zawierająca ponadto upomnienie dla parafian i przypominająca o tym, jak to w minionych latach czeladzianie procesowali się z proboszczami, zamiast ich słuchać oraz wyznaczyli własny dozór kościelny. Biskup przypomniał niechlubny przypadek jednego z dyrektorów szkół, który w dniu rekolekcji parafialnych, kiedy księża czekali na młodzież w konfesjonałach, urządził dla uczniów wycieczkę. Co więcej, razem z dziećmi przedefilował ze śpiewem obok kościoła, aby pokazać, „kto ma rację”. Na proboszcza w Czeladzi biskup wyznaczył księdza Mieczysława Marię Rogójskiego (1913-1918), prefekta jednej ze szkół w Sosnowcu.
W tym miejscu należy dodać, że chociaż ks. Pieńkowski nie wrócił do Czeladzi, nie zapomniał o mieście. Brał m.in. udział w różnych uroczystościach: był 8 września 1917 roku, jako honorowy prezes na jubileuszu 10-lecia Straży Ogniowej. W 1923 roku ofiarował miastu morgę ziemi z zastrzeżeniem, aby darowizna służyła do wybudowania w tym miejscu gimnazjum polskiego. Rada miejska przyjęła dar, wyraziła księdzu uznanie i przesłała podziękowanie. W 1934 roku na posiedzeniu Rady Miejskiej uchwalono nadać ulicy Zamurnej imię ks. Bolesława Pieńkowskiego, aby uczcić zasługi, jakie położył dla miasta ten nieoceniony kapłan. 12 stycznia 1938 roku Rada Miejska nadała ks. prałatowi Bolesławowi Pieńkowskiemu, w tym czasie proboszczowi w Siemoni, honorowe obywatelstwo miasta Czeladzi.
Ks. Bolesław Pieńkowski zmarł w szpitalu w Sosnowcu 2 sierpnia 1944 roku. 4 sierpnia wikariusz z Siemoni, ks. Olek, przewoził ciało zmarłego przez Czeladź. Niestety, nikogo wcześniej o tym nie powiadomił. Pogrzeb odbył się w Siemoni 5 sierpnia. Uczestniczyła w nim delegacja z Czeladzi, której przewodniczył ks. proboszcz Józef Sobczyński. Nie omieszkał przy tej okazji wyrazić żalu, że nie pozwolono, aby wszyscy Czeladzianie oddali cześć zmarłemu, którego wdzięczna pamięć trwała wśród parafian.
Ks. Mieczysław Maria Rogójski również niedługo pracował w Czeladzi. Pierwszą czynnością nowego duszpasterza było uroczyste przeniesienie do nowego kościoła obrazów Matki Bożej Pocieszenia oraz św. Anny. Dokonano tego 14 września 1913 roku w uroczystej procesji, która przeszła ulicami miasta. Obrazy umieszczono w specjalnie przygotowanych ołtarzach.
W tym czasie we wnętrzu świątyni kontynuowano prace kamieniarskie i rzeźbiarskie. Położono także marmurową posadzkę w prezbiterium. Nowy proboszcz zainteresował się również starymi dokumentami i aktami, które znajdowały się w archiwum parafii. Zebrał je, posegregował i oprawił w mocną płócienną oprawę. W ten sposób uratował wiele z nich przed zniszczeniem. Dokumenty te, datowane od 1411 roku, zawierały zapisy darowizn, procesów, spisy inwentarzowe a także akty urodzeń, zaślubin i zgonów.
Niestety nie ustały różne zadrażnienia między duchownymi a niektórymi parafianami. Chodziło nadal o mieszkanie dla księży. Stara plebania nie nadawała się do zamieszkania, a na budowę nowej ciągle nie umiano się zdobyć. Zburzono natomiast starą wikarówkę i wybudowano nową. Budynek ten służył odtąd jako mieszkanie wszystkim księżom. Niestety, został zbudowany na bardzo kiepskich fundamentach, dlatego po kilku latach popękał i groził zawaleniem. Wspomniane kłopoty zaważyły na stosunku proboszcza do parafian. 9 lutego ks. proboszcz Rogójski na własną prośbę odszedł do Koziegłówek. Jego miejsce zajął proboszcz z Koziegłówek – ks. Teodor Urbański (1918-1922).
Były to radosne ale i trudne lata dla miasta i parafii. 11 listopada 1918 roku także w Czeladzi rozbrajano Niemców i świętowano odzyskanie niepodległości. Dzięki miejscowym strażakom akcja rozbrajania przebiegła bardzo sprawnie. Tego też roku zburzono starą plebanię. Dwa lata później wybuchła wojna z Rosją Sowiecką. Uczestniczyło w niej wielu czeladzian. Rozpoczęły się jednak lata bezrobocia i biedy. Miasto liczyło już ponad 17 tys. mieszkańców. W kościele trwały nadal prace wykończeniowe. Każdy dzień rodził mnóstwo problemów. Być może były to powody dla których ks. Urbański postanowił objąć mniejszą parafię w Gołonogu. Jego miejsce zajął 17 czerwca 1922 roku ks. Franciszek Siermantowski z tej właśnie parafii.
Parafia w międzywojniu
Nowy proboszcz z wielkim zapałem zabrał się do prac w kościele. Zabiegał w Radzie Miejskiej i zakładach pracy o pomoc przy wykończeniu wnętrza świątyni. Dzięki tym zabiegom udało się w 1924 roku ułożyć posadzkę w kościele, a firma Siemens zainstalowała oświetlenie w świątyni.
10 lutego 1925 roku został zawarty konkordat między Rzeczpospolitą Polską a Stolicą Apostolską. W następstwie tego, 28 października ukazała się bulla papieża Piusa X Vixdum Poloniae Unitas o nowym podziale administracyjnym Kościoła w Polsce. Powstała m. in. diecezja częstochowska, w skład której weszła Czeladź. Pierwszym biskupem nowo utworzonej diecezji został ks. dr Teodor Kubina, dotychczasowy proboszcz parafii mariackiej w Katowicach. On też, 26 kwietnia 1928 roku, dokonał pierwszej wizytacji biskupiej parafii w Czeladzi.
6 maja 1928 roku br. Jan Adamski, franciszkanin z Panewnik, założył w parafii Trzeci Zakon Franciszkański. Było to właściwie wznowienie działalności zakonu, który istniał w parafii już od 1883 roku, jednak od 1907 roku pozostawał jakby w uśpieniu. Chociaż już w 1922 roku biskup kielecki Augustyn Łosiński polecił reaktywować jego działalność, jednak dopiero w 1928 roku odbyła się właściwa uroczystość powołania zakonu. Przybył na nią również ks. Teodor Urbański, dyrektor generalny Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego, proboszcz parafii w Gołonogu. Po trzydniowych rekolekcjach oraz poświęceniu ołtarza św. Franciszka dokonano kanonicznego wznowienia działalności zakonu. 25 października 1931 roku odbyło się uroczyste poświęcenie sztandaru Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego. Z tej też okazji ufundowano księgę pamiątkową, w której podpisy złożyło 259 uczestników uroczystości.
W 1928 roku przystąpiono do budowy nowej plebanii przy ulicy Zamurnej. W roku następnym wykonano do kościoła ambonę, ławki oraz zakupiono dwa dzwony. Jeden z nich miał 102 cm średnicy, wyryty wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej, datę 1929 oraz napis: „Powołał mnie do służby Bożej ks. Franciszek Siermantowski”. Ważył 400 kg. Drugi dzwon, o średnicy 88 cm, miał wyryty herb Czeladzi oraz wizerunek św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Napis na nim głosił: „Swojemu patronowi, Stanisławowi, Czeladź”. Ważył 280 kg. Trzeci dzwon, który już był na kościelnej wieży miał wysokość 34 cm i średnicę 40 cm. Ważył 70 kg.
W 1930 roku biskup częstochowski wydał zarządzenie, aby w każdej parafii zostały powołane: Akcja Katolicka, Stowarzyszenie Pań Miłosierdzia św. Wincentego ŕ Paulo oraz Krucjata Eucharystyczna. W parafii czeladzkiej szybko uformowały się te stowarzyszenia, chociaż większą popularnością cieszyły się bractwa już działające.
W 1931 roku powstał plan wybudowania schodów prowadzących do kościoła od ulicy Bytomskiej, jednak wykonano je dopiero po wojnie. Natomiast parafia odstąpiła w tym czasie pas gruntu przy cmentarzu kościelnym, aby można było poszerzyć ulicę Bytomską.
Od 6 do 9 maja 1933 roku kolejną wizytacje parafii czeladzkiej przeprowadził biskup Teodor Kubina. Wizytował szkoły, stowarzyszenia katolickie, udzielił sakramentu bierzmowania.
23 maja 1933 roku ustawiono na szczycie kościoła figurę Serca Jezusowego.
25 lipca 1937 roku odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru bractwa św. Anny, istniejącego od roku 1718.
17 kwietnia 1938 roku kilku parafian z Czeladzi pojechało do Rzymu, by uczestniczyć w uroczystościach kanonizacyjnych bł. Andrzeja Boboli.
Życie społeczno-kulturalne
Czeladź po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku przedstawiała widok godny pożałowania. Na skutek długotrwałej wyniszczającej gospodarki rosyjskiej, a także w następstwie działań wojennych w mieście panowała nędza, zniszczone były drogi i ulice, nie było elementarnych urządzeń użyteczności publicznej. Należało wszystko budować od nowa. Na szczęście ustrój II Rzeczpospolitej oparł się na fundamencie szeroko rozumianego samorządu terytorialnego, dążył do rozbudzenia świadomości obywatelskiej. Dlatego kolejne rady miejskie, świadome swych możliwości działania, zadbały o to, aby w mieście znalazły się niezbędne instytucje i urządzenia służące podniesieniu poziomu życia i kultury mieszkańców, a także wyglądu miasta.
Budowano więc szkoły, poszerzano ulice, powstawały zakłady pracy i domy mieszkalne. Zapłonęły nocą uliczne latarnie, zbudowano wodociągi i kanalizację. Urządzono ośrodek zdrowia przychodnię, łaźnię. Stale też miasto zasilało kasę kościelną, aby mógł zostać ukończony monumentalny kościół parafialny. M.in. miasto ufundowało oświetlenie, posadzkę i umeblowanie świątyni. Zniwelowano również kosztem miasta teren pod budowę głównych schodów od ulicy Bytomskiej, a także cmentarz przylegający dawniej do kościoła.
To prawda, że życie w międzywojennej Czeladzi nie koncentrowało się już w takim stopniu jak dawniej wokół parafii i kościoła. Niemniej jednak trzeba napisać, że wszystkie niemal organizacje społeczno-kulturalno-sportowe miały swoje kościelne uroczystości, święciły sztandary w czeladzkiej świątyni, a także występowały ze swoimi pocztami w czasie ważniejszych świąt czy imprez kościelnych.
Mimo ciężkich warunków w jakich żyli mieszkańcy (wspomnijmy tylko, że w 1936 roku było w mieście 4380 bezrobotnych łącznie z członkami rodzin) życie społeczne miasta było dość ożywione i skupiało się w 50 organizacjach. Trudno wymienić wszystkie, ale wspomnijmy, że założona przez ks. Bolesława Pieńkowskiego w 1907 roku Straż Pożarna posiadała własną orkiestrę, która brała udział w uroczystościach parafialnych. W 1929 roku wybudowano dwupiętrową strażnicę z garażami na samochody i wozy strażackie. Od 1906 roku, również za przyczyną ks. Pieńkowskiego, działała Polska Macierz Szkolna, która posiadała w bibliotece 315 książek dla młodzieży, 1843 dla starszych i 593 pozycji naukowych. Średnio w miesiącu korzystało z biblioteki 56 czytelników. Poza tym PMS otwarła bezpłatną czytelnię dla bezrobotnych. O dobrze rozwiniętym czytelnictwie może zaświadczyć fakt, że wśród licznych czasopism czytanych przez Czeladzian rozchodziło się w prenumeracie ponad 1000 egzemplarzy Rycerza Niepokalanej, wydawanego przez o. Maksymiliana Kolbego.
Od 1927 roku działał Polski Czerwony Krzyż, liczący 120 członków czynnych i 400 wspierających. Posiadał własną orkiestrę, a także dwa wozy sanitarne. W 1932 roku założono Ligę Obrony Powietrznej Państwa. Liczyła 44 członków. Związek Harcerstwa Polskiego miał jedną drużynę starszaków im. Stanisława Staszica (30 członków) oraz gromadę 150 zuchów. Związek Strzelecki liczyła 200 członków w oddziałach męskim i żeńskim. W Związku Powstańców Śląskich było 130 członków, w Organizacji Młodzieży Powstańczej – 90, w Organizacji Młodzieży Pracującej – 44, w Związku Rezerwistów – 90, w Związku Legionistów – 25, w Legionie Młodych – 60, w Klubie Młodzieży im. Marszałka Piłsudskiego – 70. Działały Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i – osobno – Młodzieży Żeńskiej, Sodalicja Mariańska Matek i – osobno – Panien, Bractwo Adoracyjne, Bractwo Różańcowe, Trzeci Zakon św. Franciszka, Akcja Katolicka… Działały katolickie związki zawodowe różnych branż, m.in. kupców czy urzędników. Istniały kluby sportowe: Brynica, założony w 1920 roku i liczący 177 członków, oraz Czeladzki Klub Sportowy. Działały cechy rzeźników, stolarzy, ślusarzy, kowali oraz szewców. Razem wszystkie organizacje liczyły 5000 członków.
Na terenie miasta było czynnych 6 szkół powszechnych, mieszczących się w 4 budynkach. Liczba uczących się dzieci i młodzieży wynosiła ok. 4000 osób. W budowie był nowy gmach szkolny, mający pomieścić dwie siedmioklasowe szkoły powszechne.
W 1930 roku założono w Czeladzi Uniwersytet Powszechny, który wywierał znaczny wpływ na życie kulturalno-społeczne w mieście. Jego działalność była dwukierunkowa: naukowa i wychowawcza. W ciągu dwóch lat uczestnicy słuchali wykładów z literatury, historii powszechnej i polskiej, przyrody, geografii, ekonomii, zagadnień samorządowych, prawa… Na kierunku wychowawczym trwała praca świetlicowa, gry, zabawy, imprezy literackie, śpiew, muzyka, teatr… Uniwersytet miał za zadanie przygotować do życia i pracy zawodowej aktywnych obywateli, podnieść poziom kulturalny miasta.
Parafia w czasie wojny
31 maja 1939 roku ks. Franciszek Siermantowski na własną prośbę odszedł z parafii, a nowym proboszczem w Czeladzi został ks. Józef Sobczyński, prefekt szkół w Sosnowcu, dyrektor Instytutu Akcji Katolickiej w diecezji częstochowskiej, którym kierował od 1933 roku. Posiadając bogate doświadczenie także z czasów, kiedy był kapelanem Związku Harcerstwa Polskiego, zorganizował w diecezji wzorowe biura Akcji Katolickiej, a przede wszystkim doprowadził do współpracy między licznymi ośrodkami parafialnymi. Niemałą zasługą tego kapłana było zorganizowanie wielu kursów i zjazdów, na których przeszkolono licznych liderów Akcji Katolickiej.
13 sierpnia 1939 roku ks. Józef Sobczyński objął parafię, a 1 września wybuchła II wojna światowa. Od samego rana artyleria wojsk polskich strzelała do przelatujących niemieckich samolotów. Ludzie w panice opuszczali miasto. Po kilku dniach Czeladź opustoszała. Także wojsko polskie wycofało się w głąb kraju, wysadzając wcześniej most na Brynicy. W mieście utworzono oddziały porządkowe, aby chronić mienie po tych, którzy wyjechali.
W październiku 1939 roku biskup Teodor Kubina wydał odezwę do kapłanów diecezji, aby w czasie wojennym nie zaprzestali gorliwego duszpasterstwa, głosili kazania, prowadzili naukę religii, nawiedzali chorych, pomagali biednym, przyjmowali kapłanów, którzy utracili parafie, nieśli pomoc Seminarium Duchownemu.
Dzień 17 lipca 1940 roku nazwany został krwawą środą w Czeladzi. Ukrywający się oficer Wojska Polskiego, Stanisław Krajewski, został 3 lipca wytropiony przez Niemców w mieszkaniu przy ul. Reymonta. Kiedy przyszli go aresztować, ten opuścił się na prześcieradle z drugiego piętra na drzewo, po czym uciekając, strzelił raniąc Niemca. Za ten incydent okupanci postanowili ukarać mieszkańców. Zaprowadzono wszystkich mężczyzn do punktów zbiorczych, rozkazano im położyć się na ziemi, po czym znęcano się nad nimi bito. Dokonano również rewizji we wszystkich domach, niszcząc przedmioty mające charakter patriotyczny, flagi polskie, zdjęcia, obrazy…
23 sierpnia 1940 roku, wieczorem, przybył do parafii biskup ordynariusz. Nie była to wizyta prywatna, ponieważ od 1933 roku nie udzielano w parafii bierzmowania. Ze względu na czas wojenny całkowicie pominięto zewnętrzne oznaki powitania biskupa. Jedynie w świątyni odśpiewano hymn Ecce sacerdos magnus. Podczas trzech dni pobytu w Czeladzi biskupa T. Kubina udzielił sakramentu bierzmowania 1003 osobom. Było wśród nich 286 dorosłych.
2 września 1940 roku rekwizycji uległy dzwony kościelne odlane z brązu. Wywieziono je dopiero 9 lutego 1942 roku. 21 listopada 1940 roku tajna policja niemiecka w Katowicach zażądała wydanie znajdujących się w parafii sztandarów stowarzyszeń katolickich oraz wszystkich innych, na których widnieją polskie napisy lub obrazy z polskimi świętymi, orłami itp. W wyniku tej akcji zebrano z parafii sztandary cechowe szewców, Sodalicji Mariańskiej, Katolickiego Związku Młodzieży Żeńskiej, Młodzieży Męskiej.
21 czerwca 1941 roku Niemcy wydzielili w mieście getto dla Żydów. Po dwóch latach wywieziono wszystkich na stracenie. Według wcześniej sporządzonego spisu na śmierć skazano 1206 osób narodowości żydowskiej.
W 1942 roku niemiecki magistrat miasta zarządził, aby usunąć figurę św. Jana Nepomucena znajdującą się na rynku. Ustawiono ją na cmentarzu grzebalnym. Usunięto również figurę Matki Bożej Bolesnej, znajdującą się na ulicy Bytomskiej i postawiono ją we wnęce zewnętrznej ściany kościoła, od strony południowej.
W 1944 roku plebanię zajęto dla potrzeb wojskowych. Proboszcz i wikariusze przeprowadzili się do prywatnego domu przy ul. Pocztowej. W plebani zamieszkali niemieccy urzędnicy magistratu.
Pod koniec wojny bardzo często zdarzało się, że musiano przerywać Msze św. z powodu alarmów lotniczych. Samoloty alianckie, głównie amerykańskie, leciały jednak dalej, nie bombardując miasta.
W połowie stycznia 1945 roku przeszedł przez Czeladź front wojenny. Kilka strzałów z niemieckich armat wyrządziło niewielkie szkody. 27 stycznia pułkownik radziecki zawiesił w rynku dwie flagi: rosyjską i polską. Księża wrócili na plebanię. Rozpoczęto wkrótce naukę w szkołach, również naukę religii. Jedynie siostry służebniczki prowadzące czeladzki szpital, musiały opuścić placówkę, którą przejęło miasto.
3 marca 1945 roku bandyci przebrani za żołnierzy radzieckich napadli na plebanię w Zagórzu, zabijając ks. Stanisława Grzywaka, dziekana będzińskiego. 7 marca, po pogrzebie ks. Grzywaka, w którym wziął udział biskup Teodor Kubina, nowym dziekanem będzińskim został zamianowany ks. Józef Sobczyński, proboszcz z Czeladzi.
Wolność bez niepodległości
19 maja 1945 roku, po zakończeniu wojny, przybył do Czeladzi biskup Teodor Kubina. Przebywał w Zagłębiu kilka dni, chcąc sprawdzić, jaki jest stan świątyń oraz jak odbywają się praktyki religijne wiernych po ciężkich latach okupacji. Po raz drugi przybył ksiądz biskup do Czeladzi 24 lipca. W rozmowie z ks. dziekanem Józefem Sobczyńskim poruszył pierwsze trudności, jakie napotykała po wojnie praca Kościoła. Wyrazem nadchodzących „czarnych” chmur” było, 12 września, zerwanie przez polską Radę Ministrów konkordatu ze Stolicą Apostolską. Wcześniej w całej Polsce organizowano uliczne wiece oraz masówki w zakładach pracy, podczas których zarzucano Watykanowi, że nie dotrzymał umów w stosunku do Polski.
Sytuacja Kościoła stawała się coraz bardziej dramatyczna. W Czeladzi np. komendant MO chciał decydować nawet w sprawach zawierania ślubów w parafii. 19 września biskup ordynariusz kolejny raz przybył do Czeladzi. Omawiano poszczególne przypadki wtrącania się władz państwowych do pracy duszpasterskiej.
8 listopada 1945 roku odbyła się wizytacja kanoniczna w czeladzkiej parafii. Najpierw miała miejsce konferencja dla kapłanów kilku dekanatów. Biskup pozostał na plebanii kilka dni. Codziennie wyjeżdżał do okolicznych parafii, aby zorientować się w sytuacji kościołów i warunkach pracy duszpasterskiej.
24 listopada 1945 roku zorganizowano w parafii oddział „Caritas”. Jej zadaniem była pomoc biednym, ich dożywianie, organizowanie zapomóg, zbiórka odzieży, opieka duchowa w szpitalu, urządzanie kolonii dla dzieci itp. W 1950 roku, kiedy państwo chciało przejąć kościelną „Caritas”, episkopat rozwiązał tę organizację.
Charakterystyczny dla nadchodzących czasów był rozgłos, wokół kazania radiowego, jakie z kościoła czeladzkiego wygłosił w Barbórkę 1945 roku ks. mgr Feliks Gryglewicz, proboszcz z Milowic. Kaznodzieja zaapelował do katolików o odwagę w dawaniu świadectwa wierze, podkreślił, że pojęcia Polak i katolik zrosły się w jedno i dalej tak być powinno. Przeciw kazaniu zaprotestował dyrektor radia w Katowicach, wysłano potępiające kazanie pisma do biskupów w Katowicach i Częstochowie. Zarzucano kapłanowi wtrącanie się do polityki, oczernianie ludzi partii. Kilka lat później za takie kazania księża pójdą do więzień, w tym przypadku skończyło się na „awanturze”. Ks. Gryglewicza mądrze bronił przed biskupem ks. Sobczyński.
3 maja 1946 roku po raz pierwszy Milicja Obywatelska w Czeladzi zabroniła młodzieży szkolnej oraz harcerzom pochodu do kościoła na Mszę św. Ukazało się bowiem odgórne zarządzenie o zakazie podobnych pochodów tego dnia. Następnego roku zakazano także wywieszania z okazji 3 Maja flag państwowych oraz dekorowania wystaw sklepowych.
9 maja 1946 roku ks. Stanisław Nawrocki, proboszcz parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Wilnie (wysiedlony), w tym czasie i zamieszkały w Częstochowie, ofiarował dla kościoła czeladzkiego relikwie św. Stanisława Biskupa i Męczennika. Autentyczność relikwii stwierdzona była odpowiednią pieczęcią. Podczas uroczystego nabożeństwa z tej okazji, wierni mogli ucałować relikwie Patrona parafii.
21 i 23 maja 1946 roku włamano się do kościoła i skradziono wota znajdujące się przy ołtarzach św. Antoniego, św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Matki Bożej Częstochowskiej oraz przy ołtarzu głównym. Złodziei, kilkunastoletnich chłopców z Bytomia, złapano, ale wielu cennych przedmiotów nie odzyskano. Aby uniknąć kolejnych kradzieży, postanowiono świątynię zamykać, natomiast przy trwającej wieczystej adoracji Najświętszego Sakramentu zaprowadzić dyżury. Wierni zapisywali się na poszczególne godziny, aby zawsze ktoś czuwał w kościele.
8 września 1946 roku na Jasną Górę przybyła pielgrzymka 233 Czeladzian. W tym dniu, wraz z Episkopatem Polski, milion wiernych uczestniczyło w akcie zawierzenia Polski Najświętszemu Sercu Maryi Panny. Tak wielkiego zgromadzenia pielgrzymów na Jasnej Górze jeszcze nie było, mimo że zatrzymano pociągi do Częstochowy, aby utrudnić dojazd pątnikom.
W następnych latach nasiliła się walka partii komunistycznej z Kościołem katolickim. Zniesiono niektóre święta kościelne, zlikwidowano lekcje religii w szkołach. Biskup Teodor Kubina w specjalnej odezwie odczytanej w uroczystość Chrystusa Króla w 1948 roku wzywał diecezjan, by domagali się poszanowania swoich praw, w tym prawa do religijnego wychowania dzieci. Kiedy 4 listopada 1949 roku uległy rozwiązaniu stowarzyszenia religijne, trzecie zakony, bractwa, Żywy Różaniec, Sodalicje itp., Biskup Ordynariusz w specjalnym okólniku zalecał, aby w tej nowej rzeczywistości tym gorliwiej rozwijać duszpasterstwo stanowe oraz kultywować nabożeństwa dla poszczególnych grup wiernych.
13 lutego 1951 roku zmarł biskup Teodor Kubina, pierwszy ordynariusz diecezji częstochowskiej. W czeladzkim kościele, przy licznym udziale wiernych, nabożeństwo żałobne odprawił ks. proboszcz Józef Sobczyński. Nowym biskupem ordynariuszem został mianowany 7 czerwca tego roku ks. bp Zdzisław Goliński, dotychczasowy sufragan diecezji lubelskiej. Jego ingres do katedry w Częstochowie odbył się 17 czerwca.
21 marca 1951 roku zajęto na rzecz państwa ziemię należącą do parafii w Czeladzi.
5 listopada 1951 roku ks. Józef Sobczyński, proboszcz w Czeladzi i dziekan będziński, został mianowany kanonikiem gremialnym kapituły katedralnej w Częstochowie.
6 kwietnia 1952 roku w świątyni czeladzkiej odbyły się święcenia diakonów. Przy tej okazji biskup Zdzisław Goliński poświęcił również trzy nowe dzwony.
7 czerwca 1952 roku odbyła się wizytacja kanoniczna, którą w parafii czeladzkiej przeprowadził biskup Stanisław Czajka, sufragan częstochowski. Witało go wielu parafian. Zbudowano oryginalną bramę powitalną, przy której przedstawiciele poszczególnych grup wiernych wygłaszali słowa powitania. Ks. proboszcz Józef Sobczyński złożył sprawozdanie z sytuacji w parafii, a przede wszystkim z prac przy wykończeniu świątyni. Istniały już wówczas duże schody prowadzące do kościoła od ulicy Bytomskiej, a także wyrównano teren po cmentarzu przykościelnym. Stale też budynek świątyni wymagał remontów dachu, okien, wież itp., które wykonywano na bieżąco.
W sprawozdaniu Księdza proboszcza znalazło się nieco danych o parafii, m.in., że z Czeladzi wyszło 24 kapłanów i 6 zakonnic, ponadto kształciło się dwóch alumnów w Seminarium Częstochowskim, trzech w Seminarium Łódzkim i trzech w niższych seminariach. Nauczanie religii dzieci i młodzieży odbywało się w salkach przy kościele. Pośród prenumerowanych czasopism rozchodziło się w parafii 200 egzemplarzy Niedzieli. Podczas wizytacji biskup Stanisław Czajka udzielił sakramentu bierzmowania 1194 osobom.
W sprawozdaniu powizytacyjnym Ksiądz Biskup napisał, że prastara parafia czeladzka powitała go uroczyście, świątynia była odświętnie przystrojona, a z przemówień wiernych biło głębokie przywiązanie do wiary i szlachetna duma z wielowiekowej przynależności do Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa. Dalej Biskup napisał, że czeladzki kościół jest nie tylko chlubą parafii, ale też ozdobą całej diecezji – jest to bowiem jeden z najpiękniejszych i największych kościołów diecezji częstochowskiej.
Rok 1953 miał być w parafii obchodzony pod hasłem Misji Świętych. Ogłoszono, że rozpoczną się 21 lutego i będą prowadzone przez ojców franciszkanów (bernardynów) z Krakowa. W dniu rozpoczęcia Misji Urząd ds. Wyznań nie wyraził zgody, aby prowadzili je kapłani spoza parafii. Misje zostały więc odwołane, chociaż wierni przyszli na pierwsze nabożeństwo. Tego też roku zakazano urządzenia tradycyjnej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę w sierpniu. Zakaz motywowano wzmożonym ruchem na drodze do Częstochowy. Pielgrzymka odbyła się we wrześniu.
Mocnym echem w parafii odbiło się uwięzienie Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego w 1953 roku – dowiadujemy się o tym z kroniki. W wielkim skrócie przypomnę, że 12 listopada 1948 ks. Stefan Wyszyński jako biskup lubelski objął po śmierci kardynała Hlonda arcybiskupstwo gnieźnieńskie i warszawskie. Autorytet Kościoła był wówczas jeszcze potrzebny nowej władzy, rządzący w sposób manifestacyjny brali udział w kościelnych uroczystościach, w szkołach i koszarach wisiały krzyże, biskupi byli zapraszani na państwowe imprezy. Choć w kraju toczyły się pokazowe procesy członków opozycji, a wielu działaczy politycznych emigrowało, na Kościół spoglądano „łakawym okiem”, ponieważ mógł pomóc wyciszyć krytykę, prowadził wychowanie moralne i charytatywną, był – jednym słowem – potrzebny.
Konflikty wisiały jednak w powietrzu, – nadchodziły najczarniejsze lata stalinizmu, w których, by mieć pracę nie wystarczyło być dobrym fachowcem, trzeba było nadto wyrzec się wiary. Gdy biskup lubelski Stefan Wyszyński obejmował stanowisko Prymasa Polski, już zaczęły się aresztowania działaczy katolickich i księży, trwała kampania przeciw papieżowi Piusowi XII, a Kościół i hierarchię ukazywano w prasie jako osoby spiskujące z Zachodem. Kardynałem Stefan Wyszyński był stanowczy, ale równocześnie miał duże wyczucie polityczne. Dzięki jego zabiegom doszło w 1950 roku do porozumienia z rządem PRL. Niestety, postanowienia zawarte w dokumencie pozostały jedynie na papierze. Religię ze szkół wycofano, wysiedlono przymusowo biskupów katowickich, zlikwidowano Tygodnik Powszechny, wciąż domagano się od Kościoła różnych deklaracji politycznych. Wreszcie uderzono jeszcze mocniej: rząd wydał dekret o obsadzie stanowisk duchownych (1 II 1953 roku). Kardynał Stefan Wyszyński wypowiedział na to swoje „non possumus” /nie możemy pozwolić/. Władze, chcąc rozbić jedność duchowieństwa, wytoczyły fikcyjny proces biskupowi kieleckiemu Czesławowi Kaczmarkowi, skazując go na 12 lat więzienia za (rzekome) szpiegostwo. 18 września 1953 roku Prymas Polski mówił do setek tysięcy pielgrzymów na Jasnej Górze: „Kościół nie chce być uprzywilejowany. Trzeba być razem z katolickim narodem, który tyle doświadczeń dziś znosi. Wolę więzienie niż przywileje, gdyż cierpiąc w więzieniu, będę po stronie tych najbardziej umęczonych”.
Tydzień później został aresztowany. Wywieziono go nocą w nieznanym kierunku. Wszystko było z góry zaplanowane. Próbowano go jeszcze namówić, by potępił biskupa Czesława Kaczmarka oraz innych duchownych skazanych za rzekome szpiegostwo. Jakże jednak mylono się w ocenie tego człowieka. Upłynęły trzy lata, potrzeba było październikowej odwilży 1956 roku, aby przywrócono mu wolność i należne miejsce w Kościele.
Po wypadkach Poznańskiego Października władze państwowe nieco zmieniły antykościelny „kurs”. 26 października 1956 roku wrócił do Warszawy, wśród wielkiej radości całego Kościoła polskiego, Ksiądz Prymas Stefan Wyszyński. Sprawy, o które walczył, zostały teraz zagwarantowane przez państwo: 1. wszyscy ordynariusze i sufragani mogli wrócić na swoje stolice biskupie, z których zostali usunięci; 2. biskupi sami mogli decydować o obsadzaniu stanowisk kościelnych; 3. seminaria miały podlegać kontroli hierarchii, a nie władz rządowych; 4. Kościół uzyskał prawo do swobodnej katechizacji młodzieży; 5. zwrócono Kościołowi prawo do wydawania prasy katolickiej. Jedynie pod tymi warunkami Prymas Polski przyjął wolność i wrócił do normalnej pracy. Jego osoba stała się w tych latach symbolem umiłowania wolności, sprawiedliwości oraz czci dla człowieka.
Wyrazem popaździernikowej odwilży w naszym mieście była możliwość urządzenia Barbórki w kopalni „Czerwona Gwardia” 4 grudnia 1956 roku. Po raz pierwszy do wielu lat pozwolono udekorować salę zborną, w której mieścił się zasłonięty ołtarz św. Barbary, patronki górników. Wcześniej do ks. proboszcza Józefa Sobczyńskiego przyszła delegacja górników, którzy zaproponowali, aby poprowadził procesję z kopalni do kościoła. Tak też się stało. Górnicy procesyjnie, z krzyżem i sztandarami, po modlitwie w sali zbornej, przemaszerowali do kościoła. W Mszy św. uczestniczyli członkowie dyrekcji kopalni, rady zakładowej oraz kilkutysięczna rzesza górników. Uroczystość do głębi poruszyła mieszkańców Czeladzi. Na wielu twarzach widać było radość z odzyskanej wolności religijnej. Ale już następnego roku władze nie zgodziły się na powtórzenie podobnej Barbórki. Nabożeństwo odbyło się tylko w kościele.
Rok 1957 poświęcony był w parafii ślubom jasnogórskim. 3 maja tego roku czeladzcy parafianie ponowili złożone rok wcześniej, 26 sierpnia, na Jasnej Górze śluby narodu polskiego.
W wyniku odwilży w stosunkach państwo – Kościół, wróciła, choć w Czeladzi z wielkim trudem, religia do szkół. O tym z jakimi oporami to się odbywało świadczy opis manifestacji kobiet, które 8 września 1958 roku zebrały się przed Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Czeladzi, domagając się nauki religii w szkołach. Przyczyną tej demonstracji stał się dekret Ministra Oświaty zabraniający nauczania religii w szkole przez siostry zakonne. Czeladzką demonstrację kobiet rozproszyły wezwane posiłki milicji z Będzina i Sosnowca. Tak więc po chwilowych ustępstwach, wracał stary, antykościelny kurs. Okazało się, że władzy chodziło znowu o czasowe uzyskanie poparcia Kościoła, a nie o zapewnienie religijnej wolności w państwie.
Konsekracja świątyni
Ponad czterdzieści lat czekała nowa czeladzka świątynia na dzień konsekracji. Przede wszystkim dość długo nie było w niej odpowiedniego stałego głównego ołtarza. Dopiero w 1957 roku powstały plany jego budowy. Kiedy już stanął, zaplanowano uroczystą konsekrację. W tym celu już w Wielkim Poście 1958 roku przeprowadzono w parafii Misje Święte, które prowadzili ojcowie karmelici. Wspomnę, że poprzednie Misje odbyły się w 1908 roku.
27 i 28 września 1958 roku parafia czeladzka przeżywała uroczystość konsekracji świątyni. Kilka dni wcześniej firma kamieniarska Bier-Petrucco z Oświęcimia zamontowała ołtarz główny wykonany z czarnego granitu szwedzkiego. Na mensie ustawiono potężne tabernakulum, wykonane w Czeladzi, na które zużyto 90 kg srebra ofiarowanego przez parafian. Wykonano również pamiątkową tablicę w marmurze z napisem: „Ecclesia S. Stanislai E.M. Aedificata A. D. 1905-1911. Consecrata 28 IX 1958, ab Ep. Czenstochoviensi Dr. Th. Zdzislavo Goliński. Cura Parochi Josephi Sobczyński, Ca. Cath. Czenstochoviensis, Decano Bendzinensis. Fecit et dono dedit Kazimierz Sztajer”.
W tym długo oczekiwanym dniu przyozdobiono pięknie wnętrze świątyni, zbudowano bramę powitalną, udekorowano główne drzwi kościoła. Wiernych przybyło tak wielu, że samochód biskupa z trudem przedostał się pod kościół. Księdza Biskupa powitali przedstawiciele wszystkich stanów. Ks. proboszcz Józef Sobczyński w swoim przemówieniu przypomniał olbrzymi wkład parafian w budowę tej monumentalnej świątyni, przedstawił także stan religijny parafii, radości i bolączki kilkunastotysięcznej wspólnoty.
Następnego dnia, w niedzielę 28 września, podczas Mszy św. o godzinie 8.30 biskup Zdzisław Goliński dokonał konsekracji ołtarza oraz świątyni. Pierwszą Mszę św. przy nowo konsekrowanym ołtarzu odprawił ks. prałat Mieczysław Rogójski, proboszcz czeladzki w latach 1913-1918. W uroczystości wzięło udział 30 kapłanów, a także 10 alumnów Częstochowskiego Seminarium Duchownego, stanowiących asystę i występujących w chórze.
Ksiądz Biskup, żegnając parafię powiedział z zadowoleniem: „Czeladź potrafi w sposób manifestacyjny okazać swoją postawę katolickiego życia, solidarnego przywiązania do polskiego duchowieństwa, dając mocny wyraz swoim przekonaniom światopoglądowym”.
Na rocznicę konsekracji zakupiono od warszawskiej parafii na Kole używane organy 41-głosowe. Zostały poświęcone 30 kwietnia 1961 roku przez biskupa Zdzisława Golińskiego. W parafii pracował już wówczas jako organista Henryk Krysiak, prowadząc chór i kancelarię.
W 1960 roku zaostrzył się znacznie rządowy kurs przeciw nauczaniu religii w szkołach. Było to widoczne także w Czeladzi. M.in. katecheta ks. wikariusz Tadeusz Michalski został zwolniony ze Szkoły Podstawowej nr 4. Nie pomogły, odwołania nawet do Ministerstwa Oświaty. 15 maja zamknięto kaplicę w nowym szpitalu miejskim. Przewodniczący Organizacji Partyjnej działającej na terenie szpitala oświadczył proboszczowi, że nie godzi się, aby w socjalistycznym szpitalu była odprawiana Msza św. Usunięto również z pracy w szpitalu trzy siostry zakonne ze Zgromadzenia Kanoniczek Ducha Świętego. Odtąd kapelan był wzywany do szpitala jedynie na wyraźne życzenie chorego.
Kolejną restrykcją władz objęto nabożeństwo do św. Barbary w kopalni „Czerwona Gwardia”. Nakazano usunąć ołtarz patronki górników z sali zbornej. Ołtarz przewieziono 7 czerwca 1961 roku do kościoła.
W 1961 roku władze miasta nakazały rozebrać dom parafialny przy ulicy Bytomskiej. Urządzono w tym miejscu skwer.
4 marca 1962 roku parafia obchodziła uroczyście jubileusz 50-lecia kapłaństwa ks. proboszcza Józefa Sobczyńskiego. W uroczystości wziął udział biskup Zdzisław Goliński. Depeszę gratulacyjną w imieniu Ojca Świętego Jana XXIII podpisał sekretarz Stanu kardynał Cicognani. Ogromna czeladzka świątynia nie pomieściła wszystkich uczestników uroczystości. Na zakończenie każdy otrzymał pamiątkowy obrazek z napisem: „Będę wysławiał Imię Twoje na wieki, bo miłosierdzie Twoje jest wielkie nade mną” (Ps. 85). Na pamiątkę Złotego Jubileuszu Kapłaństwa ofiaruje ks. Józef Sobczyński (…) Błogosław Matko naszej polskiej ziemi tak przebogatej w cierpienia i łzy… Czeladź 4 marca 1962 roku.
Dla upamiętnienia tego dnia Jubilat ofiarował do kościoła czeladzkiego kielich srebrny złocony z napisem: „Ofiarował na 50-lecie kapłaństwa 25 II 1962 roku ks. Józef Sobczyński, Kanonik Kapituły Częstochowskiej, Dziekan Będziński, Proboszcz Czeladzki”.
5 października 1962 roku wielu parafian czeladzkich razem ze swoimi duszpasterzami udało się do Katowic na dworzec kolejowy, aby pożegnać Biskupa Ordynariusza udającego się do Rzymu na I sesję Soboru Watykańskiego II. Tym samym pociągiem do Rzymu jechali również ksiądz Prymas Kardynał Stefan Wyszyński oraz 13 biskupów. O dobre owoce rozpoczętego Soboru modlono się odtąd codziennie w czeladzkiej świątyni. Rozpoczęły się równocześnie tzw. czuwania soborowe.
13 października 1962 roku przybył do świątyni prof. Maciej Makarewicz, aby omówić termin rozpoczęcia prac związanych z malowaniem ścian i wykonaniem polichromii w prezbiterium. Prace rozpoczęto 26 maja następnego roku. Pierwszą kompozycją malarską Makarewicza były stacje Drogi Krzyżowej, poświęcone przez ks. proboszcza Józefa Sobczyńskiego 11 grudnia 1963 roku.
6 lipca 1963 roku zmarł biskup Zdzisław Goliński, ordynariusz diecezji częstochowskiej, który pasterzem był przez 12 lat. W Czeladzi bywał wielokrotnie. Jego specjalną troską było podniesienie poziomu życia duchowego kapłanów. W tym celu organizował wykłady i kursy specjalistyczne, dbał o Seminarium Duchowne. Często powtarzał, że drogą, jaką przebył jeżdżąc z Częstochowy do Seminarium w Krakowie, można by opasać kulę ziemską.
Jego następcą został 1 lutego 1964 roku biskup Stefan Bareła. Ingres do katedry w Częstochowie odbył się 12 kwietnia. W dniach 23-24 maja nowo mianowany Biskup Ordynariusz odbył wizytację kanoniczną w Czeladzi, połączoną z udzieleniem sakramentu bierzmowania.
W roku 1966 w parafii obchodzono uroczyście Milenium Chrztu Polski. Żadne wydarzenie kościelne nie odbiło się dotąd takim echem w kraju i na świecie, jak właśnie milenijne obchody. Centralne uroczystości odbyły się 3 maja na Jasnej Górze. Wzięli w nich udział katolicy z całego świata, nie wpuszczono jednak do Polski biskupów europejskich, a zwłaszcza niemieckich. Niestety, nie zgodzono się także na przyjazd do Polski Ojca Świętego Pawła VI – o czym dowiedzieliśmy się dopiero po latach.
Przy tej okazji można wspomnieć o liście biskupów polskich do biskupów niemieckich, napisanym na zakończenie Soboru Watykańskiego II w 1965 roku. Było to orędzie pojednania, całkowicie jednak niezrozumiane przez polski rząd. Zorganizowano więc masowe protesty przeciw orędziu polskich biskupów, zarzucając im brak patriotyzmu. Oskarżono biskupów o mieszanie się do polityki, a na słowa orędzia: „Przepraszamy i prosimy o przebaczenie” odpowiedziano hasłem Władysława Gomułki: „Pamiętamy i nie zapomnimy”.
W Czeladzi organizowano masówki w szkołach, a nauczyciele zostali przymuszeni do podpisania listów protestacyjnych, które wysłano do Księdza Prymasa i poszczególnych biskupów. Naród został co prawda zaskoczony treścią orędzia swoich biskupów, kiedy jednak przekonano się z jaką wściekłością atakuje się Episkopat Polski, większość wierzących stanęła po stronie poniewieranych w środkach przekazu hierarchów.
W milenijne święto 3 Maja 1966 roku o godzinie 12.00 uderzono w dzwony w czeladzkiej świątyni, odprawiono specjalne nabożeństwo, łącząc się duchowo z Jasną Górą. W parafii dokonano uroczystego oddania Polski w niewolę Maryi. Mimo zakazów organizowania milenijnych uroczystości, a także urządzania równolegle partyjnych imprez Tysiąclecia Państwa Polskiego, okazało się, że masy są z Kościołem, że Milenium udzieliło Polsce siły i męstwa, aby mogła nadal skutecznie opierać się komunistycznemu naporowi.
Jako uzupełnienie obchodów milenijnych, od 21 listopada 1965 roku rozpoczęła się w parafii czeladzkiej peregrynacja obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w rodzinach. Trwała do roku 1967. Każdego dnia podczas Mszy św. o godz. 18.00 kapłan wręczał obraz wraz z różańcem soborowym kolejnej rodzinie. Przez cały dzień pobytu obrazu w danej rodzinie trwały modlitwy i śpiewy. Zapraszano krewnych i sąsiadów, często też modlitwom towarzyszył któryś z kapłanów. Wierni zamawiali Msze św. w swoich intencjach. Każda rodzina na pamiątkę nawiedzenia otrzymała obraz Matki Bożej Częstochowskiej z wypisanym błogosławieństwem. Ogółem obraz został przyjęty przez 402 rodziny, natomiast udział w nawiedzeniu był znacznie większy, ponieważ w każdym domu modlili się wspólnie sąsiedzi, krewni i znajomi. W macierzyńską niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce oddało się w parafii czeladzkiej 267 rodzin, a także 119 osób indywidualnie.
2 września 1966 roku w pobliżu Czeladzi (pod Będzinem) został zatrzymany peregrynujący obraz Matki Bożej Częstochowskiej, który miała przyjąć diecezja katowicka. Obraz, wieziony z Warszawy, został przemocą zabrany biskupowi Józefowi Kurpasowi z Katowic i odwieziony na Jasną Górę. Peregrynacja w diecezji katowickiej odbywała się bez obrazu – rodziny zabierały do domów puste ramy. Niedopuszczenie do dalszej peregrynacji Obrazu Nawiedzenia wierzący odczuli jako zniewagę uczuć oraz pogwałcenie wolności religijnej. W czeladzkiej świątyni, podobnie jak we wszystkich kościołach kraju, odbyło się nabożeństwo ekspiacyjno-przebłagalne jako akt wynagrodzenia Niepokalanemu Sercu Maryi.
Kolejną prowokacją komunistycznych władz, tym razem już wobec Kościoła w Zagłębiu, była próba zakłócenia obchodów milenijnych w Sosnowcu, jakie biskup Stefan Bareła zaplanował na 21 maja 1967 roku. Powiadomił o tym władze – w odpowiedzi otrzymał pogróżki z Komitetu Wojewódzkiego Partii w Katowicach i informację, że absolutnie zakazuje się takich uroczystości w mieście o tradycjach rewolucyjnych. Do Kurii Diecezjalnej w Częstochowie nadesłano ponad 300 listów protestacyjnych wysłanych przez przedsiębiorstwa, szkoły, organizacje i pojedynczych obywateli, także z Czeladzi. W zakładach urządzano masówki, zbierano podpisy pod oświadczeniami kierowanymi przeciw biskupom, zakazywano wzięcia udziału w uroczystościach członkom partii pod karą utraty pracy. Równolegle zorganizowano w tę niedzielę imprezy sportowe i kulturalne, żeby odciągnąć ludzi od pójścia do kościoła.
Już w sobotę doszło do ekscesów – pijani bojówkarze zaczepiali kapłanów i wiernych udających się do kościoła na nabożeństwo. Bluźniono przeciw kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu, blokowano drogi, by nie przepuścić biskupich samochodów, wygrażano pięściami, gwizdano i wykrzykiwano rynsztokowe wyzwiska. W samą niedzielę partyjne bojówki zablokowały wszystkie drogi prowadzące do Sosnowca, a także ulice wiodące do kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Samo wejście do kościoła opasano łańcuchem i zamknięto na kłódki. Wszystkie samochody biskupów zdążających na uroczystości były skrupulatnie kontrolowane, nikogo jednak nie zatrzymano. Dzięki wielkiemu opanowaniu Prymasa, a także głównego celebransa uroczystości, arcybiskupa Karola Wojtyły, zdołano uniknąć poważniejszych incydentów. Natomiast tysiące przybyłych wiernych przekonało się naocznie, czym jest i jak działa partia, która „spędziła” do Sosnowca setki pijanych bojówkarzy.
W Czeladzi, z okazji milenijnych uroczystości w Sosnowcu, zatrzymali się na nocleg dwaj biskupi: ordynariusz gorzowski Wilhelm Pluta oraz sufragan tarnowski Karol Pękala. Biskup Pluta odprawił w niedzielę w Czeladzi Mszę św., natomiast biskup Pękala udzielił sakramentu I Komunii św. 168 dzieciom.
Dopełnieniem milenijnych uroczystości w kościele w Czeladzi było poświęcenie 23 października 1967 roku dwóch witraży w oknach nawy krzyżowej. Pierwszy, z lewej strony, upamiętnia 1000-lecie Państwa i Chrztu Mieszka. Napis głosi: „Od 966 roku Polska jest krajem wyznającym Chrystusa”. Na witrażu z prawej strony została przedstawiona Matka Boża z Dzieciątkiem, a zamieszczony napis brzmiał: „W roku 1966 Polska Matce Boskiej oddaje się w opiekę”. Witraże zaprojektował prof. Maciej Makarewicz, a wykonał je zakład witrażowy Mieczysława Paczka w Krakowie.
5 grudnia 1968 roku ks. kanonik Józef Sobczyński, proboszcz czeladzki, został kapelanem Jego Świątobliwości (Prałatem Honorowym Ojca Świętego).
20 kwietnia 1969 roku parafia czeladzka otrzymała relikwie Krzyża Świętego. Przywiózł je z Rzymu, na prośbę ks. proboszcza Józefa Sobczyńskiego, biskup Tadeusz Szwagrzyk. Relikwie umieszczono w XVII-wiecznym relikwiarzu znajdującym się w skarbcu.
8 lipca 1969 roku przybył do parafii ks. licencjusz Zygmunt Król, były ojciec duchowny w Częstochowskim Seminarium Duchownym w Krakowie, i proboszcz w Klimontowie, który został mianowany wikariuszem pomocniczym ks. proboszcza Józefa Sobczyńskiego. Po 30 latach posługi proboszczowskiej w Czeladzi, ks. Józef Sobczyński, licząc 80 lat, miał prawo odejść na zasłużony odpoczynek. Chociaż pozostał w parafii z tytułem proboszcza, w praktyce wszystkie jego obowiązki przejął ks. Król, który do Czeladzi przeniósł się 29 sierpnia. Już 30 listopada ks. Zygmunt Król został odznaczony przez biskupa Stefana Barełę rokietą i mantoletem z prawem używania tytułu kanonika.
Ks. Józef Sobczyński mieszkał nadal na plebanii w Czeladzi, był jednak mocno schorowany. Zmarł po dwóch latach, 21 maja 1971 roku. Parafianie manifestacyjnie oddali cześć długoletniemu duszpasterzowi. Cenili go za jego osobistą kulturę oraz wielkie zaangażowanie w upiększanie świątyni. Spoczął w grobowcu na cmentarzu parafialnym przy głównej alei. Akurat w dniu jego pogrzebu, 23 maja, przypadła w Czeladzi wizytacja kanoniczna.
Parafia w latach siedemdziesiątych
12 września 1971 roku ks. Zygmunt Król objął liturgicznie i kanonicznie czeladzką parafię. 17 września jako delegat parafii wziął w Rzymie udział w beatyfikacji ojca Maksymiliana Kolbego.
Nowy ks. Proboszcz po zbadaniu religijności czeladzkich parafii zanotował w kronice: „Po rekolekcjach wielkopostnych 1972 roku, które prowadził ks. Mieczysław Oset, wikariusz adiutor z Łagiszy, można napisać, że rekolekcjonista miał do kogo przemawiać. Uczestniczyło 680 dziewcząt i chłopców, ale jest to dopiero połowa młodzieży ochrzczonej parafii. Można więc mówić o laicyzacji i ateizacji w Zagłębiu, których podłożem jest dom rodzinny. Wiele jest rodzin karierowiczów i tchórzów, albo też rodzin z dziada pradziada bez tradycji religijnych. Bardzo często spotykany jest model religijności na eksport, zależnej od potrzeby chwili – jeśli ktoś czegoś potrzebuje od Kościoła, wtedy czyni wszystko, aby księdzu się przypodobać. Na pewno nad zagłębiowską religijnością zaciążył dystans, jaki w przeszłości był między kapłanem a wiernymi. Księża jedynie egzekwowali obowiązki, dlatego wielu ludzi czyniło tylko to, co kapłan widział, wierzyło na pokaz. Choć Czeladź nie należy do ostatnich parafii w Zagłębiu, daleko jej do najlepszych”.
Nowy proboszcz zajął się w szczególny sposób duszpasterstwem młodzieży oraz inteligencji. Wprowadził spotkania dla studentów, powołał radę duszpasterską, organizował w kościele spotkania ze znanymi ludźmi, sprowadzał religijne filmy. Powstał również ruch Żywego Kościoła zwany oazami. Wśród wielu różnych inicjatyw duszpasterskich nowego proboszcza można również odnotować wysłanie na kurs doradczyń życia rodzinnego licznej grupy parafianek, wprowadzenie nauki religii dla młodzieży zaniedbanej, która nie ukończyła katechizacji w zakresie szkoły podstawowej czy średniej. Adresy młodzieży zdobyto podczas dorocznej kolędy. Zaproszenia wysłano do 500 osób. Na pierwsze spotkania przybyło łącznie 310 młodych ludzi.
Kiedy w 1975 roku zorganizowano w parafii Misje Święte, proboszcz rozesłał do rodzin 7000 zaproszeń z planem nauk misyjnych. Misje prowadzili ojcowie redemptoryści. Wraz z nimi przybył zespół muzyczny kleryków zakonnego seminarium. W parafii powiało nowym duchem posoborowym. Wprowadzono język narodowy do liturgii, ustawiono soborowy ołtarz, kapłan sprawował Eucharystię zwrócony do wiernych.
Trwały też dalsze prace przy upiększaniu świątyni. M.in. ustawiono 6 nowych konfesjonałów, zainstalowano kolejne witraże w dolnych oknach, a także wspaniałą rozetę od strony rynku, podjęto przygotowania do zmiany instalacji elektrycznej i radiofonicznej. 12 września 1976 roku w czeladzkim kościele odbyły się święcenia diakonatu, których 11 alumnom Częstochowskiego Seminarium Duchownego udzielił biskup Stefan Bareła.
16 października 1978 roku wieczorem, gdy kończyła się w parafii wizytacja kanoniczna prowadzona przez biskupa Franciszka Musiela, podczas pożegnalnego posiłku ogłoszono wybór kardynała Karola Wojtyły na Następcę św. Piotra. Rozdzwoniły się telefony na plebani, ludzie nie dowierzali własnym uszom, chcieli potwierdzenia nowiny z ust kapłana. W parafialnej kronice, obok słów o wielkiej radości z wyboru Papieża-Polaka, ks. Zygmunt Król zanotował humorystyczny, jednakże smutny fakt. Oto do sekretarza partii w Wadowicach przyszedł dziennikarz z USA, znający doskonale język polski, i, nie zdradzając swoich danych, zapytał go, co sądzi o tym wydarzeniu. Ten, myśląc że ma do czynienia z dziennikarzem z Warszawy, odpowiedział: „Towarzyszu, ja nie mam jeszcze żadnych wskazówek co do tego, jak mam mówić i co mam mówić”.
W świątyni czeladzkiej w dniu inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II, 22 października, biskup ordynariusz Stefan Bareła wręczył ks. Zygmuntowi Królowi nominację na prałata papieskiego, nadaną mu jeszcze przez papieża Pawła VI jako dowód uznania za pracę w seminarium duchownym oraz liczne akcje duszpasterskie podejmowane w diecezji. Następnego dnia odprawiono uroczystą koncelebrowaną Mszę św. w intencji Ojca Świętego.
Można na marginesie dodać, że jednym z pierwszych biskupów mianowanych przez Jana Pawła II był ks. Miłosław Kołodziejczyk, rektor Częstochowskiego Seminarium Duchownego. Nominację otrzymał 17 grudnia 1978 roku. Tenże biskup został później na szczeblu diecezjalnym, w Częstochowie, przewodniczącym komitetu organizacyjnego pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. Biskup Miłosław Kołodziejczyk często odwiedzał czeladzką parafię.
25 marca 1980 roku parafia obchodziła nawiedzenie Matki Bożej w kopii Cudownego Obrazu. Wcześniej odbyły się Misje renowacyjne przeprowadzone przez ojców redemptorystów. Niestety, ks. proboszcz Zygmunt Król już niedomagał na zdrowiu, nękała go poważna arytmia serca, większość czasu przebywał w szpitalu. Dlatego w lipcu 1981 roku, w związku z jego przedłużającą się chorobą, biskup Stefan Bareła przysłał do Czeladzi ks. Antoniego Popielarczyka, proboszcza i budowniczego kościoła w Lubojnie k. Częstochowy, wicedziekana dekanatu olsztyńskiego. Ksiądz Popielarczyk został mianowany wikariuszem adiutorem, w praktyce jednak przejmował wszystkie obowiązki proboszczowskie, pozostawiając jedynie tytuł proboszcza ks. Zygmuntowi Królowi. Mający 60 lat, chory ksiądz Zygmunt Król nie potrafił już włączyć się do pracy duszpasterskiej. Nie odprawiał Mszy św., nie głosił kazań, ani też nie spowiadał. A w minionych latach znany był jako niezwykle wrażliwy spowiednik, doskonały kierownik życia wewnętrznego wielu parafian. To dzięki niemu rozwinęło się życie eucharystyczne w parafii, a także wprowadzono wiele nowych inicjatyw duszpasterskich. Ks. prałat Zygmunt Król zmarł 25 października 1982 roku.
Duszpasterz stanu wojennego
11 lipca 1981 roku ks. Antoni Popielarczyk zamieszkał w Czeladzi. Od początku spadły na niego obowiązki ratowania świątyni, bowiem dach kościoła wymagał natychmiastowego remontu. Okazało się, że dach przecieka już od lat, a wiązania dachowe w wielu miejscach są zupełnie przegniłe. Powstały również liczne zacieki i plamy na suficie kościoła, powodując odpadanie tynku i niszczenie pięknych sztukaterii.
Do ogromnych trudności z planami odnowienia świątyni, doszło wprowadzenie stanu wojennego w Polsce, 13 grudnia 1981 roku. Pogłębił się kryzys gospodarczy, opustoszały sklepy, żywność była na kartki. Dodatkowe trudności stanowiły ograniczenia w poruszaniu się, kontrolowane rozmowy telefoniczne, cenzurowanie listów, wzrastająca inflacja itd. Ludzie z nadzieją garnęli się do kościoła, ale sami nie mając wiele, nie mogli też w sposób odpowiedni wspomóc rozpoczętych prac remontowych świątyni.
W pierwszej kolejności chodziło o pokrycie dachu blachą miedzianą. Część blachy była już zakupiona przez ks. Króla, który, chociaż schorowany, również nosił się z zamiarem wymiany pokrycia. Wówczas jednak z nabyciem blachy nie było żadnego problemu, obecnie natomiast ks. Popielarczyk wysyłał niemal błagalne pisma do władz o przydział blachy miedzianej. Niestety, pierwsze pisemne prośby zostały załatwione odmownie, dopiero poparcie z Ministerstwa Kultury i Sztuki spowodowało zmianę decyzji w województwie.
Oprócz blachy miedzianej do remontu potrzebna była duża ilość desek oraz krokwi. Pierwsze więc miesiące pracy duszpasterskiej upływały ks. Popielarczykowi na załatwianiu potrzebnych do remontu materiałów. Przy okazji oględzin murów kościoła okazało się, że są w nich poważne pęknięcia, zwłaszcza na bokach i łukach sklepień. Były wynikiem szkód górniczych. Dochodzenie prawa do odszkodowania trwało kilka lat.
Nie zaniedbywał też ks. Popielarczyk administrowania parafią. Dzięki jego wytrwałemu „kolędowaniu” po różnych urzędach udało się zarejestrować punkt katechetyczny na osiedlu Musiała, oraz uzyskać lokalizację pod budowę przyszłego kościoła w tej części miasta. Ile było związanych z tym kłopotów, trudno opisać. „Łaska partii” wskazała jedynie dwie lokalizacje: na wysypisku śmieci za osiedlem i drugą – tuż przy murze kopalni, na dzikich działkach pracowniczych. Usunięcie ich użytkowników przysporzy w przyszłości wiele kłopotów proboszczowi.
Kolejną troską nowego proboszcza był brak odpowiednich salek katechetycznych. Niestety, w tak dużej parafii nie było domu katechetycznego, a dzieci uczyły się w piwnicach kościoła oraz w prowizorycznych salkach na chórze świątyni czy w skarbcu. Ks. Popielarczyk, zwracając się do władz o przydział terenu pod budowę pawilonu katechetycznego żałował, że wcześniej nikt w parafii nie pomyślał o budowie takiego obiektu. Parafia dysponowała bowiem odpowiednim terenem – dużym ogrodem plebańskim, który niestety został zajęty pod budowę – jak napisano – centrum miasta. Okazało się, że powstała w tym miejscu pętla tramwajowa, prawdziwy zgrzyt w architekturze miasta.
Do obowiązków proboszcza doszła również funkcja kapelana w czeladzkim szpitalu. Na mocy porozumienia Kościoła z Ministerstwem Zdrowia (z 9 września 1981 roku), ks. proboszcz Antoni Popielarczyk od 2 stycznia 1982 roku miał obowiązek dwa razy w tygodniu odwiedzić wszystkie sale szpitala, a także być do dyspozycji chorych na każde wezwanie.
W połowie 1982 roku rozpoczęto pokrywanie dachu kościoła blachą miedzianą. Prace trwały wiele lat. Stale też dokupywano drożejącą blachę. Zadłużenie parafii rosło w szybkim tempie. Niewiele pomagały apele do wiernych o większą ofiarność. Bardzo też opieszale podchodziły do załatwienia działek pod budowę punktu katechetycznego na Osiedlu Musiała oraz na Osiedlu Rożka władze świeckie. W tym pierwszym przypadku parafii przedłużono do zapłacenia rachunek na astronomiczną sumę na rzecz działkowiczów, którzy uprawiali swoje ogródki w miejscu przyznanej lokalizacji. W trakcie wstępnych uzgodnień nie było o tym mowy, ponieważ działki, tak mówiono, uprawiane są na „dziko”.
Natomiast, jeżeli chodzi o pawilon na Osiedlu Rożka, władza nie chciała zgodzić się na ustawienie zakupionego przez parafię baraku, który można byłoby wykorzystać do celów sakralnych. Również kopalnia „Czerwona Gwardia”, której udowodniono spowodowanie szkód górniczych, uchylała się od zapłaty, odwołując się do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Gliwicach.
12 lutego 1984 roku zmarł pasterz diecezji biskup Stefan Bareła. Dopiero 28 października tego roku nowym biskupem ordynariuszem został mianowany ks. dr Stanisław Nowak, rektor krakowskiego Seminarium Duchownego. Jego konsekracja odbyła się w bazylice częstochowskiej 25 listopada.
28 marca 1984 roku władze miasta zezwoliły wreszcie na zajęcie działek pod budowę pawilonu katechetycznego na Osiedlu Musiała. Odtąd sprawy budowy przejął ks. Jan Kantor, ustanowiony wikariuszem terenowym. Natomiast na Osiedlu Rożka nominację na wikariusza terenowego otrzymał ks. Józef Klekot.
Trudności finansowe, a także utarczki z władzami nadszarpnęły zdrowie ks. proboszcza Antoniego Popielarczyka. Odnowiła się astma, dołączyło się zapalenie płuc. Lato 1994 roku spędził w szpitalu. Później jeszcze kilkakrotnie wracał do szpitala. Nie wziął też udziału w kolędzie, choć spełniał w tym czasie inne prace duszpasterskie. Nosił się z zamiarem rezygnacji z pracy w Czeladzi. Wiosną 1985 roku napisał w tej sprawie pismo do biskupa ordynariusza. Odszedł w czerwcu tego roku, obejmując parafię w Strzemieszycach. Jego następcą został ks. Mieczysław Oset, proboszcz z Łagiszy.
Część III
ARCHITEKTURA I WNĘTRZE ŚWIĄTYNI
Monumentalny kościół w Czeladzi ma absydę skierowaną na wschód. Fundamenty i cokół zbudowane są szarego kamienia wydobywanego w okolicy, natomiast całą budowlę wykonano z czerwonej cegły klinkierowej. Od zachodu świątynia ma dwie wieże, wymurowane do wysokości 39 metrów. Według pierwotnych planów ich wysokość miała sięgać 66 metrów. W każdej wieży znajdują się drzwia ozdobione sześcioma kolumnami. Jest również 6 żelaznych okien i tyleż dębowych żaluzji, wykonanych w 1930 roku. Między wieżami znajduje się portal wysoki na 27 metrów. Na jego szczycie stoi figura „Serce Pana Jezusa”, wysoka na 2,5 metrów, wykonana z kamienia ciosanego. Ufundowano ją w 1932 roku. W portalu umieszczono w 1995 roku zegar.
Portal ozdobiony jest galerią z kamienną balustradą i kolumnami, poniżej znajduje się rozeta o średnicy 6 metrów, ujęta w ramę z białego marmuru. Poniżej rozety jest krzyż fasady, a w niej odrzwia pięknie zdobione kolumnami i łukami. Do głównego wejścia kościoła prowadzą szerokie jak ściana świątyni cementowe schody zbudowane w 1946 roku.
Skrzyżowanie nawy głównej z krzyżową wieńczy rotunda z kopułą wysokości 51 metrów, zakończona krzyżem. Wokół ośmiokątnej rotundy ciągną się balkony, kolumny i ornamenty. Poniżej, w dachu wykonano 23 okienka, by dostarczały powietrza i światła na strychy kościoła.
Od strony północnej i południowej stoją cztery mniejsze wieżyce, każda ma 35 metrów wysokości. Między nimi, od strony północnej, są drzwi, których odrzwia ozdobiono kolumnami i łukami. Przed drzwiami, na placu kościelnym, stoi rzeźbiona kolumna, na której w 1942 roku ustawiono figurę Matki Bożej z Dzieciątkiem. Figurę tę przeniesiono w czasie okupacji z Parku Jordanowskiego przy kopalni „Saturn”.
Po stronie południowej między wieżycami znajduje się wnęka, w której, na cokole z ciosanego kamienia, ustawiono w 1942 roku Pietę przeniesioną z ulicy Bytomskiej. W 1995 roku tłem Piety stała się wspaniała mozaika wykonana przez Mariusza Pałkę. Po stronie północnej i południowej znajdują się wsparte na kolumnach ganki, a także balustrady z kamienia oraz schody prowadzące z jednej strony do kościoła, z drugiej – do zakrystii.
W wieży kościoła od strony południowej zawieszono cztery stalowe dzwony oraz jeden spiżowy zwany sygnaturką. Dzwony zostały ufundowane w 1952 roku. Trzy z nich poświęcił biskup Zdzisław Goliński. Pierwszy stalowy dzwon waży 750 kg (razem z okuciem 950 kg). W górnym otoku widnieje napis: „Ufundowano ofiarnością Franciszka i Marii małżonków Brejt w roku jubileuszowym 1951. Proboszczem był ksiądz Józef Sobczyński”. Na kielichu dzwonu widnieje wizerunek św. Stanisława B.M., a pod nim napis: „Św. Stanisławie, użycz nam swej opieki dla naszej parafii poprzez wszystkie wieki”. Drugi dzwon, ufundowany przez Józefę i Andrzeja Woźniaków, waży 580 kg, z okuciami 780 kg. Napis na nim głosi: „Św. Józefie, patronie umierających, módl się za nami”. Trzeci dzwon waży 450 kg, z okuciami 650 kg. W otoku górnym znajduje się napis: „Ufundowany ofiarnością parafian w Czeladzi w roku jubileuszowym 1951. Proboszczem był ksiądz Józef Sobczyński”. Na dzwonie znajduje się wizerunki: św. Anny z napisem: „Św. Anno, przyczyń się za nami do Boga” oraz św. Barbary z napisem: „Św. Barbaro, patronko szczęśliwej śmierci, wstaw się za nami w ostatniej godzinie do Boga”. Czwarty dzwon, najcięższy, waży z okuciem 1370 kg. Posiada napis: „Ufundowano mnie staraniem parafian w Czeladzi w roku jubileuszowym 1951, za pontyfikatu Piusa XII, a w diecezji Księdza Zdzisława Golińskiego, Ordynariusza diecezji Częstochowskiej. Proboszczem był Ksiądz Dziekan Józef Sobczyński”. Natomiast pod wizerunkiem Matki Bożej Wniebowziętej napis głosi: „Maryjo Wniebowzięta, błogosław naszej parafii”, a w innym miejscu – „Królowo nasza wśród Cherubinów, usłysz pokorny głos ziemi synów, co się do tronu Twojego wzbija – módl się za nami, Zdrowaś Maryja”.
Wystrój wnętrza
Do głównego wejścia świątyni prowadzą szerokie schody oraz troje dębowych drzwi. Dalej znajduje się szeroka kruchta zamykana potrójnymi szklanymi drzwiami wahadłowymi. Z prawej strony, z osobnym wejściem od zewnątrz, jest kaplica pogrzebowa.
Nawa główna świątyni ma 68 m długości oraz 24 m szerokości. Górne galerie naw bocznych wspierają się na 8 filarach, tworząc po 6 lóż z każdej strony, oddzielonych od siebie dwiema romańskimi kolumnami. Ponad lożami znajdują się potrójne okna witrażowe, rozmieszczone po 5 z każdej strony.
Nawy boczne są znacznie niższe od głównej, mają po cztery potrójne okna. Sklepienie nawy głównej składa się z 7 arkad. Nad głównym wejściem znajduje się chór, bardzo obszerny, z balustradą wykonaną z kamienia.
Nawa poprzeczna, krzyżowa, nadaje kościołowi kształt krzyża łacińskiego. Na skrzyżowaniu naw, na czterech potężnych filarach wspiera się potężna ośmiokątna rotunda z kopułą, z której opuszcza się wielki żyrandol. Wewnątrz rotundy znajduje się galeria ozdobiona kolumnami, wyżej – 8 potrójnych okien.
W nawie bocznej, od strony północnej, jest kruchta, a przy niej dwie kaplice: św. Anny oraz Serca Jezusowego i Miłosierdzia Bożego, przewidziana jako kaplica Wiecznej Adoracji Najświętszego Sakramentu. Nad drzwiami prowadzącymi do kaplic znajdują się piękne mozaiki wykonane przez Witolda Pałkę.
W lewej bocznej nawie jest drugi chór muzyczny, z galerią ozdobioną kolumnami, wyżej zaś 8 bliźniaczych okien witrażowych. Galeria w przeciwnej nawie jest bardzo wąska, z kamienną balustradą, wspieraną siedmioma wspornikami, z których dwa mają kształty głów górników w czako. Poniżej znajduje się ołtarz św. Barbary przeniesiony z kopalni „Czerwona Gwardia”.
Prezbiterium łączy się z sześciokątną absydą, niskimi kolumnami romańskimi, na których stoją potrójne wysmukłe kolumny zakończone kapitelami. Sklepienie prezbiterium składa się z jednej arkady i żebrowania w kształcie parasola. Oświetlone jest dziewięcioma oknami rozetowymi, o kształcie pięcioliścia w kamiennych ramach. Prezbiterium i absyda ozdobione są trzydziestoma czterema kolumnami o rozmaitych kształtach kapiteli. Wyżej, nad wspomnianą kolumnadą, znajdują się po obu stronach balkony wspierające się na wspornikach, mających kształt głów: króla, rycerza, szlachcica i uczonego. Nad balkonami są loże, podobnie jak w nawie głównej.
Prezbiterium od nawy dzieli balustrada z białego stiuku. Długi szereg kolumienek przykryty jest płytą z białego kararyjskiego marmuru. Drzwiczki z brązu zostały wykonane w 1934 roku. Z nawy do prezbiterium prowadzi sześć marmurowych stopni.
W nawie głównej ustawiono 58 dębowych ławek, zainstalowanych w 1930 roku. Przy piątym filarze z prawej strony jest ambona.
Jako ciekawostkę dodajmy, że w kościele jest 121 okien i 54 drzwi.
Witraże
Witraże w czeladzkiej świątyni dopasowano do jej neoromańskiej architektury, i wystroju wnętrza. Zaprojektował je i wykonał prof. Maciej Makarewicz. Największe są dwie rozety umieszczone w transepcie – mają powierzchnię 58 m2 i 6 m. średnicy. Swoją treścią, formą i kolorystyką nawiązują wyraźnie do witraży w gotyckich katedrach. Światło słoneczne padające przez nie do wnętrza stwarza niepowtarzalny nastrój.
Rozeta od strony północnej w centralnym polu przedstawia chrztu Chrystusa. Boczne pola wypełniają postaci szybujących aniołów oraz ornament w formie kolorowego splotu. W centralnym polu drugiej rozety od strony południowej artysta przedstawił scenę Zwiastowania. Boczne części witraża wypełniają symbole eucharystyczne: chleb, Baranek, narzędzia Męki Pańskiej, a także motywy zaczerpnięte ze Starego Testamentu.
Również inne witraże, a zwłaszcza dziewięć małych rozet w prezbiterium, przedstawiające postaci świętych polskich dopełniają niejako architektury całości, tworząc sakralny klimat świątyni. W środkowej rozecie umieszczono podobiznę patrona kościoła, św. Stanisława Biskupa i Męczennika, a także sceny z życia świętego. W rozetach sąsiednich znaleźli się święci: Jan Kanty, Andrzej Bobola, Wojciech, Kazimierz, Stanisław Kostka, Jadwiga, Bronisława, Kinga oraz Salomea. Święci ci kroczą jakby w procesjonalnym korowodzie.
W transepcie kościoła znajdują się dwa witraże poświęcone Tysiącleciu Chrztu Polski. Mają one formę tryptyku. Nad kompozycją z lewej strony ołtarza góruje Matka Boża z Dzieciątkiem, a w dolnej partii znajdują się postaci modlących się wiernych. Napis u dołu głosi: „W 966 roku Polska poleca się w opiekę Matce Boskiej”. W drugim milenijnym witrażu dominuje głowa Chrystusa w cierniowej koronie. W dolnej partii została przedstawiona scena chrztu Mieszka I, a sceny boczne to modlące się postacie z otoczenia księcia.
Bardzo ciekawą formę artystyczną prezentują witraże w nawach kościoła, nawiązujące do Męki Pańskiej. Dawniej korespondowały one z freskami Stacji Drogi Krzyżowej wykonanej także przez prof. Macieja Makarewicza. Ponieważ Stacje były niezwykle oszczędne w swym wyrazie, wręcz symboliczne, postanowiono je zastąpić obecnymi obrazami, wykonanymi na lipowych deskach przez Witolda Pałkę. Poświęcił je 14 marca 1986 roku biskup Stanisław Nowak. Pierwsze dwie stacje zostały przedstawione parafianom w Adwencie 1985 roku. W przeciągu dwóch tygodni wszystkie 14 stacji znalazło swoich fundatorów. Chętnych było więcej, aniżeli obrazów.
Nowa Droga Krzyżowa od początku wzbudzała podziw wiernych, a przede wszystkim powodowała głębokie zamyślenie nad Męką Chrystusa.
Polichromia
Do niedawna w czeladzkiej świątyni dominowała polichromia i kolorystyka wykonana przez prof. Macieja Makarewicza w latach 1963-1968. Tworzyły ją rozwiązania kolorystyczne ścian kompozycje malarskie w zamknięciu prezbiterium oraz w kopule. Kolorystyka ścian wykonana przez Profesora, obecnie zmieniona, nie była zbyt szczęśliwie dobrana. Dominowały wprawdzie jasne, jednak zbyt chłodne tony szarości. Artysta nie uczynił nic, aby podkreślić piękne detale architektury: łuki, kolumienki, kapitele, arkady itp. Podzielił świątynię jakby na dwie części, odcinając prezbiterium od reszty świątyni. W absydzie część ołtarzowa rozpalała się światłem barw, natomiast pozostała część świątyni tonęła w szarości.
Po wymalowaniu ścian przystąpił prof. Makarewicz w 1963 roku do wykonania fresków Drogi Krzyżowej, obecnie, jak już wspomniałem, zamalowanych. Znajdowały się one w nawach bocznych i przedstawiały niekonwencjonalne ujęcie 14 stacji Męki Zbawiciela. Uznano je po latach za zbyt ascetyczne, nie pasujące do całości wystroju. Przede wszystkim nie współgrały ze sobą cienkie kreski i oszczędna kolorystyka stacji Drogi Krzyżowej ze znajdującymi się obok oknami witrażowymi. Po prostu stacje zupełnie ginęły w powodzi kolorowego światła płynącego z okien. Głównie dlatego w latach osiemdziesiątych stacje zostały zamalowane – o czym na dalszych stronach niniejszego opracowania.
Prof. Maciej Makarewicz namalował w kopule kościoła postaci czterech Ewangelistów. Są to bardzo duże kompozycje malarskie (znajdujące się wysoko), choć nader oszczędne w kolorach. Największą pracą Macieja Makarewicza w czeladzkiej świątyni jest wspomniana już kompozycja malarska w prezbiterium, przedstawiająca Ostatnią Wieczerzę. Artysta rozmieścił ją na trzech polach, a powyżej znajdują się sceny: Chrystus w Ogrójcu, Chrystus ukrzyżowany oraz Zmartwychwstanie Chrystusa. Polichromia jest imponująca, a zważywszy, iż kościół posiada bardzo niski ołtarz główny, idealnie zapełnia ścianę absydy. Występujące w kompozycji partie płaskochieratyczne, wypełnione żywymi kolorami, nadają dziełu dynamiczny charakter. Kompozycja jest przemyślana, przestrzeń sakralna dobrze zagospodarowana, przykuwająca uwagę wiernych, ale bez narzucania się, bez drapieżności – czego nierzadko doświadczamy w nowych kościołach.
Tę kompozycję miano również przemalować. W 1987 roku toczyły się rozmowy wokół nowej polichromii w prezbiterium zaprojektowanej przez Witolda Pałkę, a przedstawiającej Chrystusa Dobrego Pasterza. Powołane w tym celu komisje spotykały się kilkakrotnie, ale nie podjęto ostatecznej decyzji. Przybycie do świątyni prof. Makarewicza zakończyło spór. Ustalono, że Profesor sam dokona odnowienia polichromii w prezbiterium. Artysta nie zgłaszał pretensji zastrzeżeń co do zamalowania drogi krzyżowej jego autorstwa. O nowych stacjach Witolda Pałki wyraził się z uznaniem. Pochwalił również dobrą kolorystykę odmalowanego kościoła – zwłaszcza wprowadzenie złoceń na kapitelach kolumienek i ornamentach rzeźb.
Kaplica Matki Bożej Pocieszenia
Z pewnością żywy kult Matki Bożej Pocieszenia przyczynił się do wystawienia wspaniałej neoromańskiej świątyni. Monumentalna budowla stała się dowodem przywiązania Czeladzian do wiary ojców, a po z odzyskaniu niepodległości – miejscem gorących modlitw za ojczyznę.
Nie wiadomo dokładnie czy zabrakło pieniędzy na ukończenie wież, czy też nie zezwolono na ich dokończenie, na pewno jednak pierwszą uroczystością w nowej świątyni było w 1913 roku przeniesienie do niej wizerunku Matki Bożej Pocieszenia. Dokonano tego w uroczystej procesji i wspaniałej oprawie religijnej. Dla każdego było oczywiste, że ten łaskami słynący w całej okolicy obraz powinien znaleźć godne miejsce w nowym kościele. Nic też dziwnego, że na pamiątkowym obrazku z konsekracji znajduje się właśnie wizerunek Matki Bożej Pocieszenia. Niektórzy parafianie zachowali do dzisiaj tę pamiątkę z 14 września 1913 roku. Widnieje na niej napis: „Pamiątka Jubileuszowej procesji i uroczystego przeniesienia ze starego kościółka do wspaniałej nowo zbudowanej świątyni w Czeladzi obrazów łaskami słynących i od dawna w okolicy czczonych: Matki Bożej Pocieszenia i św. Anny Samotrzeciej”. Wkrótce pojawiły się nowe wota dla Maryi. Jej szyję spowiły zwoje naturalnych korali. Jej opiece oddawały się poszczególne rodziny i stany w parafii.
Nieznane i niezrozumiałe do dzisiaj są przyczyny wypadku, jaki zdarzył się w 1923 roku. Z powodu nieostrożności kościelnego zapalił się ołtarz z obrazem Matki Bożej. Ogień błyskawicznie ogarnął wszystkie drewniane elementy wystroju wnętrza, pochodzące ze starego kościoła. Zrozpaczeni parafianie próbowali ratować, co było możliwe, niestety, obrazu nie udało się wynieść. Murowana świątynia ocalała, ale zabytkowe przedmioty kultu spłonęły. Wśród nich także ołtarz z cudownym obrazem Matki Bożej Pocieszenia. Nie ocalały także srebrne korony i sukienki znajdujące się na obrazie.
Gdy zabrakło obrazu, kult Pani Czeladzkiej osłabł, a właściwie zanikł. Choć przed wojną w każdym niemal domu w Czeladzi znajdował się obrazek Matki Pocieszenia, w świątyni nie doszło do wznowienia maryjnego kultu. Kolejni księża proboszczowie nie zdecydowali się na zamówienie nowego wizerunku. Dokonali tego parafianie. Najbardziej udanym wizerunkiem Matki Bożej Pocieszenia stał się obraz, który pani Wiśniewska, żona cenionego lekarza, zleciła wykonać artyście malarzowi Juliuszowi Studnickiemu z Poznania. Ten właśnie obraz podarowała świątyni 24 września 1937 roku. Niestety, obraz trafił do skarbca.
Kiedy w 1985 roku proboszczem w Czeladzi został ks. kanonik Mieczysław Oset, pierwszym zamierzeniem było odnowienie kultu Matki Bożej Pocieszenia. Domagali się tego starsi parafianie. Kościół wymagał wówczas dalszego remontu dachu, malowania wnętrza i wielu innych prac. Również życie duchowe parafii było ubogie. Z inicjatywy nowego Proboszcza dokonano odnowienia kultu obrazu, nałożono nań korony oraz mosiężne sukienki. Zaprojektował je Witold Pałka, a wykonał Helmut Trocha.
8 maja 1988 roku wszystko było gotowe. Przyszedł szczęśliwy dzień powrotu obrazu Matki Bożej Pocieszenia do świątyni św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi. Przybył ordynariusz diecezji częstochowskiej biskup Stanisław Nowak. Kiądz proboszcz Mieczysław Oset w słowach powitania, przypomniał, że 337 lat temu, to jest w 1651 roku, biskup krakowski Piotr Gembicki zatwierdził ustanowiony dwa lata wcześniej przez ówczesnego proboszcza czeladzkiego ks. Andrzeja Skarżyńskiego kult obrazu Matki Bożej Pocieszenia w kościele w Czeladzi. Przez wieki całe Maryja pocieszała Czeladzian, najpierw w starej świątyni, potem w nowej. Właśnie 14 września 1913 roku ks. proboszcz Mieczysław Maria Rogójski przeniósł w uroczystej procesji do nowego kościoła łaskami słynący obraz Matki Pocieszenia. Procesja przeszła ulicami Czeladzi. 10 lat później, po nieszczęśliwym pożarze, kiedy to obraz spłonął – kult zamarł na wiele lat.
8 maja 1988 roku, w wypełnionym po brzegi kościele celebrowano podniosłą uroczystość. Zasłonięty obraz znajdował się w prezbiterium. W homilii podczas Mszy św. Ksiądz Biskup pytał obecnych: „Czy nie słyszymy głosu narodu? Czy nie widzimy znaków, czy nie czujemy jak bije serce narodu? Czy wy, górnicy, hutnicy, nie cierpicie w tych dniach? Potrzebujemy pomocy – skąd nam przyjdzie pomoc? Maryja nam ją da. Modlitwa mobilizuje człowieka, każe mu dopominać się o jego ludzkie prawa. Pozwala mu szukać sprawiedliwości, nawet na tym świecie. Ale potrzebne nam jest pocieszenie, czyli pomoc. Potrzebne jest nam takie działanie, które dotrze do naszych tęsknot i pragnień. Bóg przychodzi do nas w Eucharystii, ale przychodzi też przez przedziwne działanie Maryi – przez Jej macierzyństwo”.
Ksiądz Biskup przypomniał, że Maryja daje światu to, czego dzisiejszy świat najbardziej potrzebuje: Jezusa, Człowieka – Odkupiciela. Na obrazie Matki Bożej Pocieszenia Maryja wskazuje ręką na Syna, który w dłoniach trzyma świat. Przypomina, że świat potrzebuje zbawienia i że pośrednictwo Maryi jest konieczne. A więc – „niech Maryja będzie wielkim przypomnieniem…, zarazem niech będzie pocieszeniem”.
Po poświęceniu obrazu przez Biskupa Ordynariusza, rozpoczęła się procesja wokół kościoła. W czasie uroczystej intronizacji obrazu w bocznej kaplicy Ksiądz Biskup modlił się słowami: „Stąp, Matko Pocieszenia, i bądź w tej odnowionej świątyni z tymi, którzy tu przychodzić będą. Wysłuchaj ich i pocieszaj w ten trudny czas”. Następnie poszczególne stany dokonały aktu oddania się Matce Bożej.
Parafianie przygotowani duchowo przez poprzedzające uroczystość misje eucharystyczne, prowadzone przez księży jezuitów, głęboko przeżyli spotkanie z Matką Pocieszenia. Od tego też dnia, jakby żywiej zaczęły bić serca wierzących, uradowanych obecnością Chrystusowej Matki. Rozpoczęły się Msze św. w kaplicy – w każda środę o godz.18.00., na które coraz częściej zaczęli przychodzić wierni nie tylko z Czeladzi, ale z bliższej i dalszej okolicy. Raz po raz do ks. prałata Mieczysława Oseta zgłaszają się osoby, które dają świadectwo o nadzwyczajnych łaskach otrzymanych za pośrednictwem Matki Pocieszenia.
Z okazji intronizacji obrazu Matki Bożej Pocieszenia oraz odnowienia kultu ks. prałat Mieczysław Oset wysłał pismo do Ojca Świętego, informując o czeladzkich uroczystościach. W odpowiedzi przyszło z Sekretariatu Stanu podziękowanie, w którym czytamy: „Czcigodny Księże, w imieniu Jego Świątobliwości Jana Pawła II dziękuję za list z 22 lipca br., w którym zechciał Ksiądz podzielić się radością całej Wspólnoty parafialnej z uroczystości intronizacji Obrazu Matki Bożej Pocieszenia-Czeladzkiej. Wdzięczny za dar modlitwy składany zwłaszcza w każdą środę przed obliczem Matki Najświętszej, Ojciec Święty z serca udziela całej Rodzinie parafialnej i Jej Duszpasterzom swego Apostolskiego Błogosławieństwa”. Podpisał: kard. E. Cassidy.
Środowa Msza św. przed obrazem Matki Bożej Pocieszenia rozpoczyna się od odczytania próśb i podziękowań. Jest ich wiele, coraz więcej. To prawdziwy znak czasu. Kiedy jedni zdają się odchodzić od wiary, inni w dwójnasób ufają i modlą się. Ci drudzy są świadomi, że świat znajduje się w orbicie wielkiego zmagania między dobrem a złem, między potwierdzeniem i zaprzeczeniem istnienia Boga. Dlatego tyle w tych prośbach i podziękowaniach żarliwej wiary. Ci, którzy je składają, wierzą, że „dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
Stało się już zwyczajem, że do Maryi Pocieszenia pierwsze kroki kierują pary małżeńskie, matki przynoszą ochrzczone dzieci. Przed Jej obrazem spotykają się dzieci pierwszokomunijne z całego dekanatu, tu pielgrzymują kapłani, modlą się chorzy. U stóp Tej, która „znalazła łaskę u Boga”, jakby łatwiej można uwierzyć, że miłość i dobro są potężniejsze niż wszelkie zło. Świadczą o tym pogodne i ufne twarze tych, którzy opuszczają świątynię po każdym środowym spotkaniu z Matką Pocieszenia.
Biskup Stanisław Nowak będzie odtąd wielokrotnie przybywał do czeladzkiej świątyni. Także 4 lutego 1992 roku Biskup Ordynariusz konsekrował w kościele nowy marmurowy ołtarz i takąż ambonkę. Projekt wykonał Maciej Leśniak z Krakowa, a wykonał, z krzeszowickiego dębnika, białej marianny i kieleckiego brązu Mieczysław Cekiera z Woli Filipowskiej k. Krzeszowa. Także biskupi pomocniczy: Franciszek Musiel, Tadeusz Szwagrzyk i Miłosław Kołodziejczyk, przybywając do czeladzkiej parafii, pierwsze kroki kierowali przed ołtarz Matki Bożej Pocieszenia.
Polscy święci
W czeladzkiej świątyni znajduje się galeria obrazów polskich świętych i błogosławionych, wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II. Ich autorem jest Stefan Dobroń z Czeladzi, a pomysłodawcą proboszcz ks. prałat Mieczysław Oset. Chociaż Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł na ołtarze znacznie więcej Polaków, niż liczba portretów w kościelnej galerii o zamieszczaniu ich w świątyni decydował przykład życia świętych postaci, mogący być dzisiaj wzorem do naśladowania. Inaczej pisząc, są to obrazy tych świętych i błogosławionych, którzy jak gdyby wspierają patronów diecezji i parafii.
Na filarach po stronie ambony, czyli stronie prawej, w kierunku prezbiterium, znajdują się:
– św. Brat Albert Chmielowski (1845-1916), patron diecezji sosnowieckiej, orędownik najbiedniejszych, ogłoszony świętym w Rzymie 12 XI 1989 roku. Obraz poświęcił bp Piotr Skucha 8 V 1993 roku;
– bł. Aniela Salawa (1881-1922), patronka świętości najzwyczajniejszej, ogłoszona błogosławioną w Krakowie 12 VIII 1991 roku. Obraz poświęcił bp Piotr Skucha 8 V 1994 roku;
– bł. Jan Sebastian Pelczar (1842-1924), biskup przemyski, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, założyciel Zgromadzenia Sióstr Sercanek. Wyniesiony na ołtarze 2 VI 1991 roku. Obraz poświęcił bp Adam Śmigielski 7 IX 1994 roku;
– bł. Królowa Jadwiga (1374-1399), koronowana na królową Polski 16 IX 1384 roku, utworzyła na Akademii Krakowskiej Wydział Teologiczny. Ogłoszona błogosławioną 4 VI 1986 roku. Obraz poświęcił bp Adam Śmigielski 8 V 1995 roku;
– bł. Honorat Koźmiński (1829-1916), spowiednik, kaznodzieja, założyciel wielu żeńskich zgromadzeń zakonnych bezhabitowych. Beatyfikowany w Rzymie 16 X 1988 roku. Obraz poświęcił bp Adam Śmigielski;
– bł. Faustyna Kowalska (1905-1938), orędowniczka nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego „Jezu ufam Tobie”. Beatyfikowana w Rzymie 18 IV 1993 roku. Obraz poświęcił bp Piotr Skucha 8 V 1993 roku.
Wizerunki umieszczone na filarach z lewej strony:
– św. Rafał Kalinowski (1835-1907), drugi patron diecezji sosnowieckiej, powstaniec, sybirak, spowiednik, opiekun chorych. Kanonizowany w Rzymie 17 XI 1991 roku. Obraz poświęcił bp Piotr Skucha;
– bł. Karolina Kózka (1898-1914), zginęła w obronie czci zamordowana przez rosyjskiego żołdaka. Beatyfikowana w Tarnowie 10 VI 1987 roku. Obraz poświęcił bp Piotr Skucha 8 IV 1994;
– bł. Michal Kozal (1893-1943), biskup diecezji włocławskiej, więzień Dachau. Beatyfikowany w Warszawie 14 VI 1987 roku. Obraz poświęcił bp Adam Śmigielski 7 IX 1994 roku;
– bł. Urszula Ledóchowska (1865-1939), wychowawczyni młodzieży, założycielka Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Szarych. Beatyfikowana w Poznaniu 20 VI 1983 roku. Obraz poświęcił bp Adam Śmigielski 6 IX 1995 roku;
– św. Jan Sarkander (1576-1620), męczennik tajemnicy spowiedzi. Kanonizowany w Ołomuńcu 21 V 1995 roku. Obraz poświęcił Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Skoczowa 22 V 1995 roku.
Skarbiec
Czeladzka parafia posiada swoją bogatą historię, co staramy się ukazać na kartach tej książce. Jej wyrazem są zabytkowe przedmioty umieszczone w świątynnym skarbcu. Zapewne, gdyby nie pożar, który wybuchł w nowym kościele w 1923 roku, byłoby tych przedmiotów znacznie więcej.
Co znajduje się w skarbcu dzisiaj? Przede wszystkim trzeba wspomnieć o relikwiarzach: św. Krzyża, św. Franciszka z Asyżu, św. Stanisława Kostki. Są znakomite obrazy m.in. barokowe płótno z XVII wieku przedstawiające św. Annę Samotrzecią, obecnie zdobiące kaplicę św. Anny. Jest podobizna św. Antoniego w otoczeniu dwóch ministrantów w strojach zakonnych z II ćwierci XIX wieku, obecnie umieszczona w balkonie w prezbiterium. Mamy barokowy obraz Ecce Homo z XVIII wieku, złocony. Przedstawia Chrystusa stojącego na małej wysepce, okrytego obszernym, czerwonym płaszczem, trzymającego w prawej dłoni płonące czerwone serce.
Wizerunek św. Stanisława Biskupa i Męczennika, olejny na płótnie, złocony, barokowy, z połowy XVIII wieku. Centrum kompozycji stanowi postać świętego, na planie przed nim postać leżącego Piotrawina. Po bokach świętego kilka innych postaci. Obraz umieszczony jest w prawej konszy – kaplicy św. Stanisława BM.
Obraz św. Jana Nepomucena, późnobarokowy, z XVIII wieku. Święty jest przedstawiony w pozycji klęczącej, na tle wnętrza. Z lewej strony aniołek trzyma plakietę z napisem.
Zatytułowany Adoracja Matki Boskiej Częstochowskiej, barokowo-ludowy obraz z połowy XIX wieku. W górnej części Matka Boża z Dzieciątkiem adorowana przez unoszące się dwa anioły, trzymające wieniec z róż; u dołu trzy stojące postaci.
Kolejny obraz Adoracja Matki Boskiej Różańcowej, barokowo-ludowy z połowy XIX wieku, przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem, z klęczącymi po bokach św. Dominikiem i św. Klarą. Kompozycja otoczona jest piętnastoma owalnymi obrazkami przedstawiającymi sceny z życia Matki Bożej i Chrystusa.
Pastorał z datą „1651”, drewniany, malowany olejno i złocony. W polach owalu przedstawiona postać św. Stanisława Biskupa i św. Anny Samotrzeciej.
Figurka Chrystusa Frasobliwego, rzeźbiona w drewnie, polichromowana, barokowo-ludowa z XVIII wieku. Postać Chrystusa okryta czerwonym płaszczem spiętym na piersiach.
Dwie inne figury, jedna Frasobliwego, – druga Zmartwychwstałego Chrystusa, z początku XIX wieku. Figury apostołów Piotra i Pawła, barokowe z XVII wieku, obecnie znajdujące się w kaplicy Serca Pana Jezusa.
Krucyfiks z postacią Chrystusa, rzeźbiony w drewnie, polichromowany, złocony, o cechach gotyckich z 1610 roku. Inny – barokowy z XVIII wieku i trzeci krucyfiks – z II połowy XIX wieku.
Nagrobek Fryderyka Paczka wykonany z marmuru ok. 1628 roku.
Monstrancja srebrna, złocona, barokowa z 1664 roku, fundacji ks. proboszcza Józefa Bełzy. Monstrancja barokowa z 1675 roku, srebrna, złocona, fundacji Andrzeja i Teresy Kreczyków. Kielich mszalny, barokowy z 1670 roku, kielich mszalny z 1675 roku fundacji Kreczyków, pacyfikał z 1679 roku, ampułki barokowe z 1679 roku, łodka na kadzidło z XVIII wieku, 2 lichtarze barokowe z XVII wieku, lampa wieczna z XVIII wieku, dzwon z 1783 roku, ornaty i stuły z XVIII wieku. W zbiorach parafii znajdują się także: zabytkowe naczyńko „do chorych”, oryginalne akty erekcyjne Bractwa św. Anny z 1651 roku, mszały z XVII wieku, XVII-wieczne dokumenty nadania odpustów kościelnych i inne.
Zabytkowe organy z 1637 roku
Kościół posiada również bardzo stare, pochodzące z 1637 roku organy, zdobione motywami roślinnymi. Jeszcze trzydzieści lat temu rozbrzmiewał ich głos, dziś jednak ten wczesnobarokowy instrument poddano gruntownej renowacji, aby go ocalić.
Organy przeniesiono do obecnego kościoła wkrótce po jego zbudowaniu, czyli około roku 1913. Pierwotnie instrument umieszczony był centralnie, przy balustradzie chóru. Kiedy zakupiono po wojnie nowe 41-głosowe organy, stare przeniesiono na boczny chór kościoła, ustawiając je przy tylnej ścianie. Później, podczas montowania rozety, instrument odsunięto, powodując wiele szkód, i właściwie skazując go na zniszczenie.
Jak wspomniałem, organy zostały wykonane dla dawnej świątyni w 1637 roku. Świadczy o tym z tą datą zachowana inskrypcja. Obok znajdują się również inicjały „RP” i „AM”. Mogą to być monogramy organmistrza. Organy mają dwie sekcje brzmieniowe – manuałową i pedałową. Instrument jest dziewięciogłosowy, posiada wiatrownice klapowo-zasuwowe i mechaniczną trakturę. Klawiatura jest umieszczona w lewej bocznej ścianie organów.
Prof. Julian Gembalski, badając czeladzkie organy napisał m.in., że posiadają prospekt wczesnobarokowy, architektoniczny, zdobiony dekoracją snycerską, malowany; trój wieżyczkowy, o wieżyczce środkowej zamkniętej półkolistym ryzalitem i wieżyczkach bocznych, niższych, zamkniętych kątowo.
W konstrukcji szafy widoczne przebudowy, związane z dodaniem sekcji pedałowej. Pierwotnie instrument był typowym w swej konstrukcji pozytywem bez pedału. Jako pozytyw jest wymieniony w inwentarzu powizytacyjnym z 1721 roku. Zespół brzmieniowy zachowany jest częściowo w stanie oryginalnym. Szczególnie cenne są piszczałki prospektowe, pochodzące z pewnością z okresu budowy organów, wykonane z cyny, z charakterystycznym dla manieryzmu i wczesnego baroku ukształtowaniem górnych labiów.
Mechanizm powietrzny jest nowszy, wskazujący na XIX-wieczne pochodzenie. Składa się z dużego prostokątnego miecha magazynowego oraz kanałów powietrznych. Przed renowacją organy były w „opłakanym” stanie. Piszczałki metalowe miały liczne wgniecenia i ubytki, szafa oraz piszczałki drewniane były zniszczone przez korniki. Na szczęście jesienią 1996 roku zdecydowano się poddać instrument renowacji w Pracowni Konserwacji Organów PKZ w Krakowie kosztem 27 tysięcy nowych zł. Organy są zabytkiem, a po odbudowie będą pełnić funkcje kultowe jako instrument liturgiczny, artystyczny i koncertowy.
Dom Katolicki
10 września 1989 roku biskup częstochowski Stanisław Nowak dokonał poświęcenia nowego domu katechetycznego w parafii, wybudowanego staraniem proboszcza ks. prałata Mieczysława Oseta. Tak się bowiem niefortunnie złożyło, że przy tej ogromnej świątyni nie było odpowiednich pomieszczeń do prowadzenia katechezy. Przez lata katechizowano tysiące dzieci i młodzieży w salkach przy kościele. Były one prowizorycznie zaadaptowane – z dawnej zakrystii, a także piwnic i salek przy chórze. Świątynia funkcjonowała więc ponad 70 lat bez koniecznych pomieszczeń do nauki religii. Dopiero w 1989 roku udało się taki gmach wybudować, nazywając go Szkołą Parafialną im. św. Brata Alberta. W budynku, obok pięknych i jasnych, dobrze wyposażonych sal lekcyjnych, są pomieszczenia pomocnicze, kuchnia, sala konferencyjna oraz kaplica, w podziemiach Domu pod wezwaniem św. Brata Alberta. Na centralnej ścianie kaplicy znajduje się duży obraz – wizerunek Świętego.
Poświęcając budynek katechetyczny, Ordynariusz Częstochowski ukazał w homilii mszalnej postać i posługę św. Brata Alberta, jego mądrość rozdawania chleba potrzebującym. Powiedział, że ten dom ma służyć rozdawaniu „pokarmu” wiedzy duchowej, ma nasycać głodnych w wierze.
Przy okazji poświęcenia Domu Ksiądz Biskup przekazał dar Ojca Świętego Jana Pawła II dla Szpitala Miejskiego w Czeladzi – gastrofiberoskop, urządzenie do specjalistycznych badań żołądka i dwunastnicy, eliminujące konieczność szkodliwych prześwietleń. Dar pochodził z osobistej fundacji Papieża. Za przekazany dar podziękowanie na ręce biskupa Stanisława Nowaka złożył dyrektor szpitala – dr Józef Ziętek.
CZĘŚĆ IV
WYDARZENIA OSTATNICH LAT
Spośród wielu wydarzeń, których świadkiem była czeladzka świątynia od roku 1985, czyli od objęcia parafii przez ks. prałata Mieczysława Oseta, warto dla pamięci potomnych wspomnieć bodaj te najważniejsze. Byłem zmuszony dokonać wyboru, wszak nie można tej książki zamienić w kronikę parafialną.
Od lipca 1985 roku kontynuowano krycie blachą miedzianą dachu kościoła, dokończono wymiany instalacji elektrycznej, rozpoczęto budowę pawilonu katechetycznego. We wrześniu 1985 roku parafię podzielono – powstały parafie: św. Mateusza na Osiedlu Musiała oraz św. Wojciecha na Osiedlu Rożka i XXXV-lecia.
Nowym elementem upiększenia wnętrza świątyni stały się stacje Drogi Krzyżowej, które wykonał Witold Pałka, artysta z Katowic, a poświęcił 14 marca 1986 roku biskup Stanisław Nowak, ordynariusz częstochowski.
29 czerwca 1986 roku poświęcono polichromię w kaplicach św. Stanisława i św. Anny. Pierwsza przedstawia: św. Stanisława B.M., patrona parafii, w otoczeniu św. Maksymiliana Kolbego oraz św. Brata Alberta Chmielowskiego. Natomiast w kaplicy św. Anny – Anioła zwiastującego radosną nowinę, że zakończył się dla niej czas bezdzietności. Polichromię wykonał Witold Pałka.
8 maja 1988 roku odbyła się intronizacja obrazu Matki Bożej Pocieszenia w nowej kaplicy. (rozdz. Kaplica Matki Bożej Pocieszenia).
17 lipca 1988 roku poświęcono kaplicę św. Anny, patronki parafii. (rozdz. Kaplica św. Anny).
6 lipca 1989 roku biskup Stanisław Nowak reaktywował działalność Sodalicji Mariańskiej, działającej w parafii od 1919 roku, zdelegalizowanej w 1949 roku przez rząd PRL. (rozdz. Jubileusz Sodalicji Mariańskiej).
10 września 1989 roku biskup Stanisław Nowak poświęcił Dom Katechetyczny im. św. Brata Alberta Chmielowskiego. (rozdz. Dom Katolicki).
5 lutego 1990 roku biskup Stanisław Nowak dokonał konsekracji nowego ołtarza soborowego, daru parafian (rozdz. …………..). W ołtarzu, w oświetlonej wnęce, umieszczono w relikwiarzu w kształcie monstrancji relikwie św. Stanisława B.M.
25 marca 1992 roku ustanowiono diecezję sosnowiecką. Czeladź znalazła się w nowo utworzonej diecezji, której pierwszym biskupem ordynariuszem został ks. Adam Śmigielski, salezjanin. Konsekracja oraz ingres biskupa Adama Śmigielskiego do katedry sosnowieckiej odbył się 30 maja tego roku.
14 czerwca 1992 roku w czeladzkiej świątyni odsłonięto i poświęcono tablicę upamiętniającą zamordowanych w czasie ostatniej wojny harcerzy i harcerki z czeladzkiego hufca oraz członków Białych Szeregów.
9 października 1992 roku biskup Adam Śmigielski poświęcił nowy ołtarz w kaplicy Matki Bożej Pocieszenia.
5 maja 1995 roku umieszczono na frontonie kościoła zegar ważący 80 kg. (Miejsce pod zegar istniało od czasu wybudowania świątyni). Wykonała go firma R. Blocha z Katowic. Poświęcenia dokonał biskup Adam Śmigielski podczas odpustu 8 maja tego roku.
6 listopada 1996 roku została poświęcona kaplica Serca Jezusa i Miłosierdzia Bożego (rozdz. Kaplica Serca Jezusa i Miłosierdzia Bożego). Przy okazji tej uroczystości zostały poświęcone w kościele czeladzkim nowe ikony Ewangelistów i św. Stanisława Biskupa i Męczennika, znajdujące się w ołtarzu soborowym oraz ambonce. Zaprojektował je artysta Witold Pałka z Katowic, a wykonał Wiesław Winek, artysta z Krakowa.
Poświęcenie domu zakonnego sióstr Karmelitanek
15 marca 1990 roku biskup Stanisław Nowak poświęcił nowy dom zakonny pracujących w Czeladzi sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus. W uroczystości wzięła udział przełożona generalna sióstr Dzieciątka Jezus matka Assumpta Stanek, licznie przybyli ojcowie karmelici z Czernej, miejscowe i okoliczne duchowieństwo z ks. prałatem Mieczysławem Osetem na czele, a także przyjaciele i dobroczyńcy zgromadzenia. Biskup Stanisław Nowak po uroczystej Mszy św. poświęcił osobiście wszystkie pokoje i pomieszczenia nowego domu, a także życzył siostrom dalszego rozwoju. Przypomniał, w jak skromnych warunkach zaczynały siostry pracę w Czeladzi. Było to 2 kwietnia 1959 roku w niewielkim domku przy ul. Bartosiaka. Ofiarowała go siostrom p. Goławska, której córka Stanisława wstąpiła w 1940 roku do karmelitanek. Dzięki tej darowiźnie zamieszkały w Czeladzi pierwsze siostry karmelitanki Dzieciątka Jezus. Były to: s. Felicja Latoś – przełożona, s. Stanisława Goławska, s. Angela Węgrzyn, s. Marietta Dzioba i s. Julia Szwaczka. Dom został poświęcony przez o. Anzelma Gądka – założyciela zgromadzenia Karmelitanek Dzieciątka Jezus.
W niewielkim domku w Czeladzi siostry zajęły tylko jeden pokój na parterze, w drugim – na strychu, urządziły kaplicę. Obraz Chrystusa Króla do prezbiterium kaplicy namalowała s. Marcelina, karmelitanka z Sosnowca. Domek nie miał żadnych wygód, do kuchni siostry musiały przechodzić przez podwórze. Drewniane, liche ogrodzenie, otaczało domek z ogródkiem, łącznie 600 m kw. Ks. kanonik Józef Sobczyński sprowadzając siostry, powierzył im w parafii nauczanie religii w przedszkolach, przygotowanie dzieci do przyjęcia pierwszej Komunii św. służbę w kościele, pełnienie także funkcji pielęgniarek środowiskowych. Po odpowiednim zagospodarowaniu domu Biskup Częstochowski zezwolił siostrom na otwarcie stałej kaplicy oraz przechowywanie w niej Najświętszego Sakramentu i odprawianie Mszy św.
Siostry bardzo szybko zadomowiły się w parafii. W 1969 roku, kiedy siostry obchodziły jubileusz 10-lecia pobytu w Czeladzi, niewielki domek został już wyremontowany i przebudowany, a w jego ogrodzie stanęła figura Niepokalanej. Najbardziej zasłużyła się w tych pracach s. Alicja Latoś. Kiedy proboszczem w Czeladzi został ks. Zygmunt Król, siostry dodatkowy zajęły się prowadzeniem oazy młodzieżowej, scholi liturgicznej, urządzały wigilię dla samotnych i chorych, odwiedzały z dziećmi chorych w szpitalu.
Od 1985 roku siostry rozpoczęły budowę nowego domu przy ul. Reymonta 44. Kierowała budową s. Bożena Wasilewska, dokończyła budowę s. Daniela Kozak. W nowym domu mieszka obecnie 11 sióstr. Pracują w dwóch parafiach: s. Mariusza jest zakrystianką w kościele św. Stanisława BM, a s. Zelia zakrystianką w kościele św. Mateusza. Siostry Cecyliana i Nulla katechizują dzieci w szkołach nr 2 i 4, a s. Mariusza katechizuje dzieci przedszkolne. Ponadto s. Daniela, jako psycholog, pracuje w poradni rodzinnej w parafii św. Tomasza w Sosnowcu, s. Eugeniusza pracuje w Kurii sosnowieckiej, a. Bożena – w ośrodku pomocy dzieciom przy katedrze sosnowieckiej, s. Radosława – katechizuje przy parafii w Bańgowie.
Pośród sióstr pracujących w Czeladzi ponad 10 lat można wymienić siostry: Felicjanę, Cecylianę, Bożenę i Wandę. Wspomnijmy również, że z Czeladzi wstąpiło do zgromadzenia Karmelitanek Dzieciątka Jezus pięć sióstr: Stanisława Goławska, Lidia Lisek, Cecylia Czerwińska, Rut Kaczmarek oraz Wanda Więcek.
Wspomnijmy, że kiedy siostry Karmelitanki Dzieciątka Jezus obejmowały w 1959 roku pracę w Czeladzi, matka współzałożycielka zgromadzenia, Teresa Janina Kierocińska, nie żyła już od 1946 roku. Jednak kilka pierwszych czeladzkich sióstr pamiętało doskonale Matkę, były wszak przyjmowane przez nią do zgromadzenia. Do nich należała s. Stanisława Goławska, pochodząca z Czeladzi. Ona to wspomina, że kiedy w 1940 roku pierwszy raz zobaczyła matkę Teresę na Wiejskiej w Sosnowcu, poczuła się tak szczęśliwa, jakby to był najpiękniejszy dzień w jej życiu. Twarz Matki promieniowała spokojem, jej wygląd, lekki uśmiech, pogodne, błyszczące oczy – budziły zaufanie. Urzekała wewnętrzną głębią. Przyszły wtedy na rozmowę do matki Kierocińskiej w trójkę. Wszystkie z zamiarem wstąpienia do zgromadzenia. Na zakończenie siostra powiedziała proroczo: „Nie mam szczęścia do trójek. Przyjdzie do zgromadzenia jedna z was, albo żadna”. Tak też się stało. Jedna z koleżanek wkrótce zmarła na tyfus, drugiej rodzice sprzeciwili się stanowczo wstąpieniu do klasztoru. Drzwi klauzury przekroczyła tylko s. Stanisława, 20 lutego 1942 roku. Były to lata straszliwej wojny, codziennego zagrożenia życia, mimo to matka Teresa ukrywała na Wiejskiej osoby zagrożone zsyłką do Oświęcimia czy obozów pracy. Wszystkie jej czyny miłości z tego czasu zna tylko Bóg, ale można wspomnieć jej otwarcie na potrzeby drugich. Do dziś s. Stanisława wspomina jako najbardziej szczęśliwe w swoim życiu te pięć wojennych lat spędzonych pod jednym dachem z Matką Założycielką. Od niej uczyła się modlitwy, zakonnej gorliwości, ufnego zawierzenia Przenajświętszemu Obliczu Pana Jezusa.
Dopiszmy jeszcze krótko, że od od 1982 roku trwają starania o beatyfikację matki Teresy Kierocińskiej. Jej doczesne szczątki spoczywają w krypcie kaplicy Domu Macierzystego w Sosnowcu. 31 grudnia 1988 roku zakończono kanoniczne dochodzenie w sprawie życia, cnót i świętości matki Teresy. Uroczystościom z tej okazji, jakie odbyły się w Sosnowcu, przewodniczył bp Stanisław Nowak. 17 lutego następnego roku akta diecezjalnego dochodzenia kanonicznego złożono w Kongregacji ds. Świętych w Watykanie. 9 lipca 1994 roku dołączono do akt tzw. Pozycję, czyli obszerny życiorys sługi Bożej, uwzględniający jej życie, działalność, pisma oraz łaski otrzymywane za jej wstawiennictwem. Obecnie, aby sprawa beatyfikacji sługi Bożej Teresy Kierocińskiej posunęła się naprzód, jest wymagany cud za jej wstawiennictwem. Choć znane są przypadki różnych uzdrowień graniczących z cudem, należy czekać i modlić się o takie uzdrowienie, które w niepodważalny sposób świadczyłoby o nadprzyrodzonym charakterze tego faktu. Obecnie oczekuje się ogłoszenia heroiczności cnót kandydatki na ołtarze. Siostry Karmelitanki Dzieciątka Jezus proszą wszystkich o informacje o łaskach otrzymanych za przyczyną sługi Bożej Teresy. Każdego 12. dnia miesiąca w kaplicy Sióstr Karmelitanek Dzieciątka Jezus w Sosnowcu, gdzie znajduje się grób Matki Teresy, o godz.18. jest odprawiana Msza św. w intencji jej rychłej beatyfikacji.
Powszechnie uważa się matkę Teresę za samarytankę Sosnowca. Podobnie jak Matka Teresa z Kalkuty, matka Kierocińska w trudnych latach przedwojennych i wojennych, współpracując najpierw z Towarzystwem Dobroczynności w Sosnowcu, a potem osiedlając się ze swoimi siostrami w najuboższej dzielnicy tego miasta, dała świadectwo chrześcijańskiego miłosierdzia, czyli ducha Dziecięctwa Bożego – co jest charyzmatem sosnowieckich i czeladzkich karmelitanek czynnych.
Nuncjusz Apostolski w Czeladzi
25 października 1992 roku odbyło się w czeladzkiej świątyni uroczyste spotkanie z nuncjuszem apostolskim w Polsce, arcybiskupem Józefem Kowalczykiem, któremu towarzyszyli biskup Adam Śmigielski, biskup Tadeusz Pieronek oraz biskup Piotr Skucha. Przybyłych powitał proboszcz ks. prałat Mieczysław Oset, który zwrócił uwagę na rolę, jaką wśród zagłębiowskich wiernych odgrywa kult łaskami słynącego wizerunku Matki Bożej Pocieszenia. Burmistrz miasta, Eugeniusz Bliźnicki, witając gości w imieniu władz samorządowych wyraził radość z odwiedzin, które dla miasta stały się zaszczytem.
W słowie skierowanym do wiernych biskup sosnowiecki Adam Śmigielski powiedział, że „wizyta nuncjusza apostolskiego arcybiskupa Józefa Kowalczyka na zagłębiowskiej ziemi jest momentem historycznym. Świadczy o tym, że Ojciec Święty interesuje się nie tylko wielkimi wydarzeniami na świecie, ale także – poprzez swojego wysłannika – tą ziemią zagłębiowską”.
Przemawiając, Nuncjusz Apostolski podkreślił wagę i doniosłość pontyfikatu Jana Pawła II nie tylko dla świata i Polaków, ale i dla mieszkańców Zagłębia, którzy z jego ręki otrzymali nową diecezję. „Pragnę podziękować wam za szacunek, miłość i przywiązanie do Ojca Świętego – powiedział Arcybiskup J. Kowalczyk. Za to, że cenicie wartości, które uosabia jako Papież i Człowiek. Ubolewam, że są wśród nas ludzie, którzy nie doceniają tych wartości, chcą je ośmieszyć…”
Nuncjusz Apostolski żywo interesował się sprawami świątyni i historią kultu obrazu Matki Bożej Pocieszenia.
Nagroda Miasta dla ks. Stanisława. Łopacińskiego
31 marca 1994 roku uchwałą Rady Miejskiej została przyznana nagroda miasta Czeladzi ks. prałatowi Stanisławowi Łopacińskiemu, który przez 45 lat był proboszczem parafii Matki Bożej Bolesnej w Czeladzi-Piaskach. W uzasadnieniu przyznania nagrody napisano: „za wybitne osiągnięcia w umacnianiu roli Kościoła i więzi z górnikami i społeczeństwem robotniczej dzielnicy Piaski oraz za wysiłki podejmowane dla podniesienia godności człowieka w całym okresie ponad 45-letniej posługi kapłańskiej w parafii Matki Boskiej Bolesnej w Czeladzi-Piaskach”. Podpisał Przewodniczący Rady Miejskiej w Czeladzi – mgr Marian Kita.
Ks. prałat Stanisław Łopaciński, urodzony w 1908 roku w Piotrkowie Trybunalskim, jest seniorem duchowieństwa diecezji sosnowieckiej. Przeszedł na emeryturę mając 79 lat. Jest twórcą jedynego w diecezji sanktuarium ku czci św. Jana Vianneya przy kościele Matki Bożej Bolesnej w Czeladzi-Piaskach. Mimo podeszłego wieku zachował doskonałą pamięć, czego dowodem są m.in. jego artykuły dotyczące historii duszpasterstwa w Zagłębiu, publikowane regularnie w Niedzieli. Przed wojną ks. Łopaciński był duszpasterzem w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sosnowcu, gdzie m.in. redagował dodatek parafialny do częstochowskiej Niedzieli.
W hołdzie ks. B. Pieńkowskiego
8 maja 1994 roku z okazji przypadającej 120. rocznicy urodzin i 50. rocznicy śmierci ks. Bolesława Pieńkowskiego, budowniczego nowego kościoła, parafianie czeladzcy razem z proboszczem ks. prałatem Mieczysławem Osetem ufundowali tablicę pamiątkową umieszczoną w kościele. Została poświęcona w dzień odpustu, który był jednocześnie dniem wizytacji kanonicznej przeprowadzonej przez biskupa pomocniczego z diecezji Piotra Skuchę. (Obszernie o postaci ks. B. Pieńkowskiego piszę w rozdziale dotyczącym budowy nowej świątyni).
Jubileusz Sodalicji Mariańskiej
20 maja 1994 roku Sodalicja Mariańska w Czeladzi obchodziła 75-lecie swego istnienia. Przy okazji tej uroczystości przypomniano chlubne dzieje tego stowarzyszenia. Przypomnijmy, że Sodalicja Mariańska Matek została założona w Czeladzi w 1918 roku przez ks. Kazimierza Gidlewskiego, pierwszego moderatora. Początkowo zebrania odbywały się w domach prywatnych co 2 tygodnie i obejmowały krótką modliwę do Matki Bożej, referat lub pogadankę religijną, dyskusję i modlitwę na zakończenie. Po jakimś czasie zebrania sodalicyjne przeniesiono do kaplicy w kościele. Pierwszą prezydentką Sodalicji Matek została Aniela Kitowa. Przyjęcia nowych członkiń odbywały się 8 grudnia, w święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.
W 1919 roku Sodalicja Matek miała już własny sztandar, który poświęcił biskup Augustyn Łosiński z Kielc. W 1932 roku poświęcono Sodalicję Matek Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Odnowiono z tej okazji sztandar, na który naniesiono z jednej strony wizerunek Matki Bożej i św. Kazimierza, z drugiej – napis: „O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami”. Sztandar zniszczyli Niemcy w 1940 roku.
W latach trzydziestych Sodalicja Matek liczyła ok.120 członkiń. W tym czasie sodaliski urządzały pielgrzymki, wystawiały sztuki religijne, a także zorganizowały Kasę Pogrzebową. Założono też oddział Papieskiego Dzieła Rozszerzania Wiary. Ostatnią prezydentką przed wojną była Agnieszka Leszczyńska.
Wybuch wojny zahamował rozwój Sodalicji. W kronice parafialnej następne wzmianki o działalności Sodalicji mamy dopiero w 1946 roku: 20 stycznia wybrano zarząd, prezydentką na kolejną kadencję została Aniela Kitowa, członkiń było 130, zebrań ogólnych w 1945 roku -12.
Sodalicja Mariańska Panien powstała w Czeladzi 20 października 1919 roku. Zawiązała się przy Seminarium Nauczycielskim Wychowawczyń Przedszkoli. Moderatorem był również ks. Kazimierz Godlewski, wikariusz czeladzki. Przez kolejne kadencje prezydentkami były: Michalina Lubas, Maria Maszczyk oraz przed samą wojną i w początkach okupacji – Aleksandra Domańska, więźniarka Ravensbrück.
W okresie międzywojennym Sodalicja Panien rozwijała kult Matki Bożej w parafii, organizowała akademie, broniła spraw Kościoła wobec szerzących się stowarzyszeń antykatolickich. W 1939 roku Sodalicja Panien liczyła 49 członkiń.
Okupacja przerwała działalność sodalisek, choć w święta Matki Bożej, a zwłaszcza w patronalną uroczystość 8 grudnia, zbierano się na Mszy św. Wszystko jednak odbywało się w konspiracji. Nie zapomniano o działalności na zewnątrz, m.in. wysyłano paczki do obozów koncentracyjnych, dla więźniów, którzy nie mieli rodzin.
Pierwsze spotkanie Sodalicji Panien po wojnie odbyło się 15 kwietnia. Na prezydentkę wybrano Pelagię Żołnę. Zorganizowano sekcje: religijną, oświatową, śpiewu oraz teatralną. Członkiń było ponad 70. Parafianie czeladzcy szybko zauważyli obecność Sodalicji Mariańskiej, która organizowała kwesty uliczne oraz loterie fantowe na cele dobroczynne czy odbudowę stolicy, pomagała w pracach Caritas, wystawiała sztuki teatralne. W 1947 roku ufundowano nowy sztandar, na którym wyhaftowano z jednej strony wizerunek Matki Bożej Niepokalanie Poczętej z modlitewnym wezwaniem, z drugiej strony – emblemat Sodalicji oraz daty 1919-1947. Sztandar poświęcił moderator, miejscowy proboszcz, ks. Józef Sobczyński.
Po wojnie powstały również Sodalicje Młodych Mężatek, Młodzieży Męskiej, Mężów oraz Inteligencji. Niestety, ten dynamiczny rozwój został przerwany w czerwcu 1949 roku, kiedy to rozporządzeniem komunistycznych władz zawieszono działalność wszystkich stowarzyszeń kościelnych. Odtąd każde gromadzenie się osobnych grup w kościołach, nawet na modlitwę, uznawano za nielegalne i karano duchownych grzywnami. Oficjalnie więc nie istniały w Kościele stowarzyszenia, choć sodaliski trwały przy parafii, prowadziły modlitwy różańcowe czy Godzinki przed Mszą św. Można było liczyć na nie przy budowie ołtarzy Bożego Ciała, rozprowadzaniu prasy kościelnej itp.
Sodalicję Mariańską w Czeladzi reaktywowano dopiero w Roku Maryjnym 1988 z inicjatywy sodalisek: Zofii Trząskiej i Anny Zarębskiej. Aktu odnowy dokonał ks. proboszcz Mieczysław Oset. On również został jej moderatorem. Biskup Częstochowski Stanisław Nowak, wyrażając radość z reaktywowania Sodalicji Mariańskiej w Czeladzi napisał w dekrecie, że „życzy nie tylko wzrastania w liczbę, ale też bardzo poważnego podjęcia obowiązku własnej formacji, dojrzewania i przynoszenia obfitego owocu”.
Odtąd istnieje tylko jedna Sodalicja – Pań, która przejęła dawne tradycje tego stowarzyszenia. Działalność rozwija się w dwóch płaszczyznach: wewnętrznej – formacyjnej oraz zewnętrznej – charytatywnej. Sodaliski spotykają się raz w miesiącu w Domu Katechetycznym, codziennie przed Mszą św. prowadzą różaniec, w każdą środę śpiewają Godzinki przy obrazie Matki Bożej Pocieszenia, w pierwsze piątki miesiąca odprawiają wspólnie Drogę krzyżową, raz na kwartał uczestniczą w dniu skupienia. Od lat w pierwszą sobotę września organizowana jest dwudniowa pielgrzymka do Lichenia. Sodaliski pielgrzymują regularnie do Kalwarii Zebrzydowskiej, Wadowic, Niepokalanowa. Tradycją stały się również pierwszopiątkowe nocne czuwania w Mogile k. Krakowa. W tych pielgrzymkach biorą udział także sodaliski z Sosnowca, Katowic, Piekar Śląskich i Zabrza.
Osobną dziedziną działalności sodalicji jest troska o dzieci. Sodalicja utrzymuje stały kontakt z Domem Dziecka w Pacanowie, organizuje w parafii opłatek dla dzieci najuboższych, współpracuje z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej. W skromnym budżecie jest także miejsce na pomoc dla parafii na Białorusi oraz stała pamięć o potrzebach Seminarium Duchownego diecezji.
20 maja 1994 roku odbyła się jubileuszowa uroczystość 75-lecia Sodalicji Mariańskiej w Czeladzi, w której uczestniczył biskup ordynariusz Adam Śmigielski.
Jedna Matka w dwóch sanktuariach
16 listopada 1994 roku, w święto Matki Bożej Ostrobramskiej, w czeladzkiej świątyni, jak w każdą środę, zgromadziło się kilkuset czcicieli Matki Bożej Pocieszenia. Cotygodniowe spotkanie uświetnił swoją obecnością arcybiskup Damian Zimoń, metropolita katowicki. Wraz z nim przybyli: biskup Adam Śmigielski – ordynariusz sosnowiecki i Piotr Skucha – biskup pomocniczy diecezji sosnowieckiej. Wśród gości byli m.in.: ks. prałat Czesław Podleski – krajowy duszpasterz chorych, ks. prałat Stanisław Łopaciński – senior duchowieństwa diecezji sosnowieckiej, ks. kanonik Wacław Wiciński – proboszcz katedry w Sosnowcu.
Wizyta Metropolity Katowickiego w Czeladzi była odpowiedzią na zaproszenie miejscowego proboszcza ks. prałata Mieczysława Oseta. Obydwaj duchowni studiowali w tych samych latach na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na początku Mszy św. sprawowanej przez arcybiskupa D. Zimonia w intencji Ojca Świętego Jana Pawła II, ks. prałat M. Oset przedstawił krótko historię kultu Matki Bożej Pocieszenia w Czeladzi, sięgającego XVII wieku.
Księdza Arcybiskupa w słowie Bożym skierowanym do czcicieli Pani Czeladzkiej nazwał swoją wizytę pielgrzymką do Matki Bożej Pocieszenia. Podkreślił, że jesteśmy dziećmi narodu, któremu Matka Boża patronuje, jest dana ku naszej obronie. „Matka Boża Pocieszenia – co za wspaniałe wezwanie dla ludzi ciężkiej pracy, umęczonych codziennością, sławiących Boga w tej pięknej świątyni” – powiedział Metropolita Katowicki.
Ponieważ arcybiskup Damian Zimoń wrócił dopiero z Rzymu, gdzie przez miesiąc uczestniczył w Synodzie Biskupów na temat życia zakonnego, swoją homilię poświęcił temu wydarzeniu. Ksiądz Arcybiskup prosił zebranych o modlitwę do Matki Najświętszej za Ojca Świętego, za jego niestrudzone, aż do męczeństwa, głoszenie prawdy. Bo jedynie prawda wyzwala.
Zanim obecni na nabożeństwie trzej biskupi wspólnie udzielili wiernym błogosławieństwa, Ordynariusz Sosnowiecki podziękował Metropolicie Katowickiemu za przybycie, przypomniał równocześnie, że bardzo chętnie pielgrzymuje do sanktuarium Matki Bożej Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich, które tylko o miedzę graniczy z diecezją sosnowiecką. Maryjny kult Ślązaków i Zagłębiaków jest świadectwem prawdziwej miłości do Chrystusa i Kościoła, tak potrzebnej w naszych czasach. Jest świadectwem miłości do jednej Matki Bożej, choć czczonej w dwóch sanktuariach.
Z okazji spotkania i nabożeństwa w Czeladzi przesłano do Watykanu telegram zapewniający Ojca Świętego o modlitwie przed wizerunkiem Matki Bożej Pocieszenia.
Druga wizyta Metropolity Katowickiego
6 września 1995 roku przybyli do świątyni czciciele Matki Bożej Pocieszenia, a wśród nich goście z archidiecezji katowickiej: metropolita górnośląski arcybiskup Damian Zimoń oraz księża prałaci: Stanisław Tkocz – redaktor naczelny Gościa Niedzielnego i Czesław Podleski – krajowy duszpasterz chorych. Byli obecni biskupi sosnowieccy: Adam Śmigielski – ordynariusz i Piotr Skucha – biskup pomocniczy, liczni kapłani m.in. proboszcz katedry ks. kanonik Wacław Wiciński oraz miejscowy dziekan ks. kanonik Tadeusz Stępień. W homilii arcybiskup Damian Zimoń mówił o maryjnej służbie słowu Bożemu, o tajemnicy związania słowa z wiarą, prawdą i wolnością. W Polsce obecnie wielu ludzi wykorzystuje wolność po swojemu, a mając sumienia pozbawione głębi, nie dostrzegają tysiącletniej historii chrześcijaństwa naszego narodu. Kim bylibyśmy jako naród bez Chrystusa – pytał Ksiądz Arcybiskup. Wiele zamętu w nasze życie wprowadzają środki masowego przekazu, dlatego wierni tym bardziej powinni sięgać do książek i czasopism katolickich, w których znajduje się słowo Boże.
Dziękując arcybiskupowi Damianowi Zimoniowi za obecność i modlitwę, biskup Adam Śmigielski złożył mu gratulacje z okazji 70. rocznicy powstania diecezji katowickiej oraz jubileuszu 10. rocznicy konsekracji biskupiej.
Matka Pocieszenia z chorymi
Także 6 września 1995 roku świętowano ustanowienie w czeladzkiej świątyni diecezjalnego sanktuarium chorych. W liście apostolskim Zbawcze cierpienie Jan Paweł II napisał, że Kościół wyrasta z tajemnicy krzyża Chrystusa, że odniesieniem do każdego cierpienia może być „jedynie cierpienie najniewinniejszego Baranka bez skazy”. Jedynie Chrystus i Jego Kościół nadają cierpieniu prawdziwy sens.
Kiedy Jan Paweł II w 1992 roku ustanowił w rocznicę objawień Matki Bożej w Lourdes Światowy Dzień Chorego, chodziło mu o patronat nad chorymi Tej, która w swoich wielu sanktuariach świata przyczynia się do uzdrowień z chorób duszy i ciała. Do tego papieskiego dnia nawiązał ordynariusz sosnowiecki biskup Adam Smigielski, ustanawiając w 1992 roku pierwszą środę miesiąca Dniem Chorych w diecezji. W 1995 roku Ksiądz Biskup zdecydował, że diecezjalnym sanktuarium maryjnym chorych będzie kościół św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi, gdzie od XVII wieku rozwinął się kult Matki Bożej Pocieszenia. Zapraszając chorych na pielgrzymkę, biskup Adam Śmigielski w specjalnym liście napisał, że naszym rodzinom i naszej Ojczyźnie potrzebna jest dziś nadzwyczajna pomoc Boża. „To Wy, chorzy i słabi fizycznie, możecie stać się tytanami ducha i sprawcami odradzania się wiary i moralności naszych rodzin i naszej ojczyzny. To Wy, chorzy, przez modlitwę połączoną z waszym cierpieniem, możecie wyprosić u Boga łaskę licznych i dobrych powołań kapłańskich i zakonnych”.
Odtąd w pierwszą środę września, w dniu poświęconym w Czeladzi Matce Bożej Pocieszenia, przybywają chorzy wraz ze swoimi duszpasterzami z całej diecezji sosnowieckiej, aby ofiarować krzyż swego cierpienia w wymienionych intencjach przez Biskupa Ordynariusza. Jak przy tej okazji naucza Ksiądz Biskup, choroba jest czasem rekolekcji, zastanowienia się nad własnym życiem. Codziennie w życiu jesteśmy zakrzykiwani przez świat ułudy i reklamy, wielu uczestniczy w gonitwie za pieniądzem i sukcesami. W chorobie można łatwiej usłyszeć delikatny głos Boga, spotkać się z Jezusem leczącym wszystkie choroby. On jest ostateczną ostoją człowieka i najlepszym Przyjacielem. Papież Pius XII miał powiedzieć, że „cierpienie zalewa świat, ale tylko złe cierpienie prowadzi do zagłady. Czyńmy wszystko, aby cierpienie zbawiało świat”.
Cierpienie powinno stać się nową ewangelizacją, aby wszyscy byli blisko Chrystusa i z Nim złączyli swój los. Wielkim przeżyciem podczas tego dnia jest błogosławieństwo chorych Najświętszym Sakramentem na sposób lourdzki. Ksiądz Biskup, przechodząc główną nawą Kościoła z monstrancją, zatrzymuje się i błogosławi wszystkim chorym, w imieniu Chrystusa i Kościoła udziela im mocy wytrwania i nadziei, aby mogli ciężar swego bólu przetworzyć w ofiarę dla zbawienia własnego oraz innych.
Wybranie tej świątyni na miejsce diecezjalnych pielgrzymek chorych ma niemałe znaczenie duchowe i praktyczne. Odnowiony kult Matki Bożej Pocieszenia bardzo szybko się rozwinął i na cotygodniową środową Mszę św. przychodzą czciciele Maryi z wielu okolicznych parafii. Z każdym dniem przybywa podziękowań za otrzymane tutaj łaski. Któż ich potrzebuje bardziej od osób chorych fizycznie lub duchowo.
Czeladzki kościół nadaje się znakomicie do przyjmowania pielgrzymów. Łatwo pomieści kilka tysięcy wiernych, posiada dobre połączenia komunikacyjne, parkingi, a także zaplecze w postaci Domu Katolickiego. Monumentalną sylwetę kościoła widać z wielu odległych miejscowości, co także nie jest bez znaczenia.
Pszczelarze u Matki Pocieszenia
8 października 1995 roku odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru Koła Pszczelarzy Ziemi Zagłębiowskiej z siedzibą w Czeladzi. Uczestnicy spotkania, wraz z pocztami sztandarowymi, przeszli z Hali Widowiskowo-Sportowej do świątyni parafialnej, gdzie w czasie uroczystej Mszy św. ks. prałat Mieczysław Oset poświęcił sztandar. W homilii mszalnej powiedział m.in.: „To modlitewne spotkanie jest naszym hołdem dla Boga. Hołdem za dany w małej pszczole wielkiemu człowiekowi przykład mądrej i dojrzałej pracy. Mały owad, pszczoła, jest dla nas przykładem pracowitości i poświęcenia, symbolem zdrowego środowiska. Jeśli środowisko jest zbyt skażone, pszczoła traci życie, ostrzegając tym samym człowieka o istniejącym zagrożeniu. Także uwięziona pszczoła nie zrealizuje swego zadania. To tak, jak gdyby Bóg przez tego małego twórczego owada chciał przekazać nam prawdę, że człowiek zniewolony nie zrealizuje swego powołania, nigdy nie będzie kimś twórczym”.
Kaznodzieja nawiązał do biografii patrona pszczelarzy, św. Ambrożego, biskupa i doktora Kościoła. Według podania, przy jego narodzinach, ku przerażeniu matki, rój pszczół usiadł na ustach niemowlęcia. Roztropny ojciec nie pozwolił usunąć pszczół siłą, ale polecił zaczekać aż same odlecą. Ten bardzo pracowity święty mawiał później, że słowa serca i ust należą się Bogu. Napisał też wiele dzieł teologicznych i ascetycznych.
„Poświęcenie sztandaru Pszczelarzy Ziemi Zagłębiowskiej – powiedział ks. Mieczysław Oset – jest dzisiaj wołaniem o pracę wszystkich Polaków dla dobra swej ojczyzny. Kiedy ważą się jej losy, każdy powinien publicznie opowiedzieć się za jej dobrem”.
Poświęcenie nowej polichromii
18 października 1995 roku biskup Adam Śmigielski poświęcił nową polichromię w kaplicach Matki Bożej Pocieszenia, św. Stanisława oraz Matki Bożej Częstochowskiej. Nowa polichromia nawiązuje w swej symbolice do treści Litanii Loretańskiej. Przy Matce Bożej Pocieszenia i w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej są to wezwania maryjne, natomiast w kaplicy św. Stanisława symbole odnoszą się do Trójcy Świętej. Wykonawcą polichromii jest Witold Pałka z Katowic. Według projektu Witolda Pałki powstały również mozaiki na zewnątrz kościoła, wykonane przez syna artysty, Mariusza Pałkę. Przedstawiają one: w wejściu głównym Chrystusa z apostołami Piotrem i Pawłem; w bocznym wejściu od rynku: Niewiastę obleczoną w słońce (według słów z Apokalipsy św. Jana); natomiast od strony południowej, przy Piecie – Górę Kalwarię.
Nawiedzenie Matki Bożej w Znaku Fatimskim
16 listopada 1995 roku świątynię czeladzką nawiedziła peregrynująca po polskich diecezja figura Matki Bożej w Znaku Fatimskim.
„Królowo Pokoju, Pani Fatimska, bądź pozdrowiona!” – tymi słowami powitania wypowiedzianymi przez ks. prałata Mieczysława Oseta, rozpoczęło się nabożeństwo. Świątynię zapełniły rzesze wiernych z dekanatów czeladzkiego, będzińskiego i sączowskiego. Ogromny kościół przyozdobiono dziesiątkami bukietów kwiatów, aby godnie przyjąć Matkę Bożą z Fatimy. Nikt nie miał wątpliwości co do doniosłości tego historycznego wydarzenia, jakim było Nawiedzenie. Były przecież w przeszłości próby sprowadzenia do Polski figury fatimskiej, ale nie udało się rozszerzyć Nawiedzenia na cały kraj. Najbardziej żałośnie wypadło to w roku 1978, dodajmy, roku wyboru Jana Pawła II, kiedy to figury Matki Bożej Fatimskiej nie wypuszczono z samolotu na lotnisku Okęcie w Warszawie.
„W tym roku wreszcie mogła przybyć do maryjnego kraju, także do Czeladzi, jak w scenie z w Ewangelii, aby nawiedzić Elżbietę” – powiedział ks. proboszcz Mieczysław Oset w dalszych słowach powitania. „Wędrująca do swych dzieci rozsianych na różnych kontynentach, bądź pozdrowiona przez swoje dzieci na polskiej ziemi, dzieci niespokojne o swoje dziś i jutro”.
W procesji do kościoła statua Matki Bożej wędrowała na ramionach górników, sióstr zakonnych i kapłanów. Chór śpiewał Gaude Mater Polonia, ciesz się, Matko Polsko, nasza Ojczyzno, z tych zaszczytnych odwiedzin. Wielu wiernym wzruszenie odbierało głos, śpiewali, łykając łzy. Ale nikt się ich nie wstydził, bo wszyscy poczuli się jakby ogarnięci obecnością Matki, przenieśli się wyobraźnią i sercem do miejsca objawień w Fatimie, stając się świadkami tamtych cudownych wydarzeń.
Był to akurat 16. dzień miesiąca, dzień pamięci o wyborze Jana Pawła II na Stolicę Piotrową. A przecież podczas tego Nawiedzenia Polacy m.in. dziękowali Matce Bożej za ocalenie Ojca Świętego zranionego podczas zamachu w 1981 roku. Nie da się bowiem odzyskanej wolności oddzielić ani od objawień Fatimskich, ani od zamachu na życie Jana Pawła II. Może te daty nie narzucałyby się z taką oczywistością, gdyby sam Ojciec Święty stale nie podkreślał: „To Pani Fatimska mnie ocaliła”. A mówiąc o obaleniu komunizmu w krajach Europy Środkowo-Wschodniej Papież-Polak, wskazuje na figurę Pani Fatimskiej i jednoznacznie dodaje: „To Jej zwycięstwo”. Spełnienie się zapowiedzi danych w Fatimie jest dla nas dzisiaj wielkim wezwaniem do modlitwy i do przemiany serc. Stąd ta modlitewna i dziękczynna idea „wędrówki” Fatimskiej Pani przez kraje i kontynenty.
Do tej myśli nawiązał podczas homilii ordynariusz sosnowiecki biskup Adam Śmigielski, wskazując na znaczenie tych objawień dawniej i dziś. Są one – zdaniem Księdza Biskupa – obecnie bardziej nawet aktualne, niż przed 80 laty. Człowiek końca XX wieku lgnie do zła i grzechu, ale żaden grzech nie jest większy od nieskończonej głębi miłosierdzia Bożego.
Po Mszy św. rozpoczęły się czuwania modlitewne poszczególnych dekanatów, a także młodzieży oraz innych grup wiernych. O godz. 23.00 po różańcu fatimskim odbyła się procesja ze świecami wokół kościoła. Natomiast o północy odprawiona została pasterka Maryjna, koncelebrowana Msza św., której przewodniczył dziekan czeladzki ks. kanonik Tadeusz Stępień. Po pasterce modlitewne czuwanie prowadziły siostry karmelitanki Dzieciątka Jezus, później Sodalicja Mariańska. Do rana w kościele znajdowało się wielu wiernych, przystępowano do spowiedzi św., rozbrzmiewały pieśni i dziesiątki różańca. Od godziny szóstej rano rozpoczęły się Msze św. i dalsze czuwania modlitewne różnych grup z parafii czeladzkiej i wspomnianych trzech dekanatów. Swoją godzinę mieli ludzie chorzy, dzieci szkolne, rodziny…
Z Czeladzi statua Wędrowniczki z Fatimy została przewieziona do katedry w Sosnowcu.
Czeladzianin stulecia
29 listopada 1996 roku w czeladzkiej świątyni poświęcono tablicę upamiętniającą prof. Józefa Mazura, wybitnego uczonego, człowieka wielkiej wiary i odwagi. Uroczystość odbyła się dokładnie w setną rocznicę urodzin tego wybitnego Czeladzianina. Centralnym punktem obchodów zorganizowanych przez Radę Miejską była Msza św. z odsłonięciem i poświęceniem w czeladzkiej świątyni pamiątkowej tablicy. Eucharystię sprawował i tablicę poświęcił ordynariusz sosnowiecki biskup Adam Śmigielski.
W programie obchodów, których organizację powierzono radnemu miejskiemu – Witowi Gruszce, znalazła się uroczysta sesja Rady Miejskiej poświęcona życiu i pracy naukowej prof. Józefa Mazura, podczas której wykłady wygłosili profesorowie Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie w latach 1959-1969 pracował uczony. Następnie udano się na czeladzki cmentarz parafialny, by złożyć kwiaty na grobie prof. Józefa Mazura. Przybyłych do czeladzkiej świątyni uczestników uroczystości, wśród nich liczne grono profesorów z Wrocławia, Warszawy, Katowic, przedstawicieli Sztabu Generalnego Wojska Polskiego powitał ks. prałat Mieczysław Oset. Proboszcz czeladzkiej parafii przypomniał duchową sylwetkę uczonego, jego ofiarne życie dla Kościoła i ojczyzny. Przypomnijmy, że kiedy powstała myśl ufundowania tablicy pamiątkowej, zwrócono się do parafii św. Doroty we Wrocławiu, na terenie której mieszkał czeladzki uczony o akceptację i opinię dotyczącą pomysłu. Odpowiedź tamtejszego Proboszcza warto tu przywołać, bodaj we fragmencie,: „Był prawdziwie wierzącym i praktykującym katolikiem. Jego wymiary duchowe jako wzorowego człowieka sięgały bardzo wysoko. Byłem jego spowiednikiem przez kilka lat, a wcześniej mój poprzednik. Wszystko, co dobrego i Bożego zmieścicie na tablicy, będzie całkowicie autentyczne. Z kapłańskim pozdrowieniem ks. M. Wawrzonek”.
Kim był ten znakomity uczony, którego nazwałem Czeladzianinem stulecia?
Winston Churchill powiedział w brytyjskim parlamencie, że dzięki pracom Józefa Mazura, oznaczonym kryptonimem FIDO (Fog Ivestigation and Dispersal Operation – dosłownie: Badanie mgieł i działanie rozpraszające) wojna w Europie trwała krócej o co najmniej dwa lata. To samo znalazło się w komunikacie Ministerstwa Lotnictwa, z uwagą, że FIDO uratowało życie ok. 12 tysiącom załóg lotniczych, ocaliło też 3,5 tysiąca samolotów.
Prof. Józef Mazur urodził się 29 listopada 1896 roku w Czeladzi. Po ukończeniu szkoły średniej w Będzinie, w 1915 roku wstąpił na wydział matematyczno-przyrodniczy Uniwersytetu Warszawskiego. Jako młody naukowiec zainteresował się rozpylaniem stopów i własnością termodynamiczną różnych gazów. Pracował w latach w 1931-1933 w Lejdzie w Holandii, gdzie znajdowało się najlepsze na świecie laboratorium do badania w zakresie fizyki niskich temperatur. Wyniki swoich badań publikował w najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych.
W okresie wojny służył w Wojsku Polskim jako oficer techniczny lotnictwa. Będąc w Anglii, w Królewskich Siłach Powietrznych, uczestniczył w badaniach z zakresu fizyki chmur i mgieł w związku z oblodzeniem samolotów i koniecznością usuwania mgieł na lotniskach. To o tych zasługach mówi wspomniana wypowiedź Winstona Churchilla. Metoda usuwania mgieł opracowana przez prof. Mazura polegała na zbudowaniu wokół pasów startowych lotniska ciągu rur ogrzewających powietrze, które unosiło mgłę na wysokość 50 m. Utworzony w ten sposób tunel miał doskonałą widoczność, mogły w nim bezpiecznie startować i lądować samoloty. Profesor odkrył również groźne dla samolotów gatunki chmur, powodujące ich oblodzenie. Ich występowanie pozwalało na ogłaszanie odpowiednich komunikatów ostrzegawczych. Znakomity polski pilot, uczestnik bitwy o Anglię, Stanisław Skalski, ocenił program FIDO prof. Mazura jako „zbawienny dla lotników środek”.
Po wojnie prof. Józef Mazur pracował dla Polonii, założył m.in. polską Politechnikę w Londynie, której wielu absolwentów zostało później profesorami fizyki na uniwersytetach amerykańskich. Pracował też niezmordowanie naukowo. W dowód zasług otrzymał wiele odznaczeń. Odmówił natomiast przyjęcia obywatelstwa angielskiego, mówiąc, że ma już najpiękniejsze obywatelstwo pod słońcem – polskie.
W 1959 roku prof. Józef Mazur wrócił do kraju i rozpoczął pracę na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie objął kierownictwo Zakładem Niskich Temperatur Instytutu Fizyki PAN. Był to pierwszy ośrodek w Polsce, gdzie już wtedy prowadzono badania nadprzewodnictwa. W 1969 roku przeszedł na emeryturę. Zmarł w 1977 roku we Wrocławiu, pochowany został w rodzinnej Czeladzi.
Tekst na tablicy upamiętniającej Józefa Mazura, którą dokładnie w setną rocznicę urodzin, 29 listopada 1996 roku w czeladzkim kościele poświęcił biskup Adam Śmigielski, głosi: Prof. dr Habilitowany Józef Mazur,
1896-1996,
wybitny fizyk, twórca FIDO,
oficer Polskich Sił Zbrojnych,
Zasłużony dla Polski i Europy.
Społeczeństwo Czeladzi, 29 listopad 1996.
Podziękowanie za uczczenie pamięci Józefa Mazura na ręce Biskupa Ordynariusza złożyła jedyna żyjąca siostra Profesora, Janina Mazur-Sokołowska, będąca już na emeryturze znana krakowska profesor okulistyki.
Wybrana pozycje bibliograficzne
Archiwum parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi.
Chrzanowski Tadeusz: Polichromie Macieja Makarewicza. „Tygodnik Powszechny” nr 26/1969.
Ks. Jasiński Andrzej: Zarys dziejów parafii św. Stanisława B.M. w Czeladzi (ok.1260-1795). Praca magisterska. Maszynopis.
Gawłowska Beata: Historia parafii św. Stanisława B.M. w Czeladzi, w: „Zeszyty Czeladzkie” nr 2, 1995.
Kantor Mirski Marian: Z przeszłości Zagłębia Dąbrowskiego i okolicy. Szkice monograficzne, T. 2. Czeladź Sosnowiec 1931.
Krawczyk Antoni: Czeladzkie cmentarze, w: „Zeszyty Czeladzkie” nr 2, 1995.
Kwaśniak Władysław: Był w Czeladzi Uniwersytet. Czeladź 1988. Wyd. przez Stowarzyszenie Miłośników Czeladzi (powielacz).
Kwaśniak Władysław: Wikariusz z Czeladzi. w: „Echo Czeladzi” nr 4, 1994.
Musioł Ludwik: Rozważania nad początkami miasta Czeladzi. w: „Zeszyty Czeladzkie” nr 1, 1993.
Niemyska-Rączaszkowa Czesława:, Czeladź, opowieść o mieście.
Rejdak Artur: Herby miasta Czeladzi. w: „Zeszyty Czeladzkie” nr 1, 1993.
Rejdak Artur: Miasto Czeladź w Księstwie Siewierskim (1444-1790). Biblioteczka Stowarzyszenia Miłośników Czeladzi 1996.
Sarna Kazimierz: Czeladź. Zarys rozwoju miasta. Katowice 1977.
Siewierz, Czeladź, Koziegłowy. Studia z dziejów Księstwa Siewierskiego. Praca zbior. pod red. Feliksa Kiryka.
Ks. Sobczyński Józef: Materiały do dziejów parafii w Czeladzi. Maszynopis. Szczepański Jan: Kalendarzyk monograficzny miasta Czeladzi na rok 1937. Uniwersytet Powszechny, Czeladź.